Pod prąd?
(Zofia Mantyka)
2015-11-27
Jacy jesteśmy? Na swój sposób niesamowici. Polak kocha albo nienawidzi. Jesteśmy w stanie namiętnie i sympatycznie dyskutować z tymi z którymi się zgadzamy, natomiast jeśli ktoś ma inny pogląd to z automatu jesteśmy wrogami i zamiast dyskusji jest murowana awantura. Nie umiemy prowadzić dialogu. Białe - czarne, piekło - niebo, nie ma zmiłuj. Czy nie wynika to czasem z naszych genów? Przez wieki byliśmy przecież "aleją spacerową", przez którą co rusz przewalali się żołnierze wszystkich armii. W naszych żyłach krąży krew o niezliczonych wręcz domieszkach i w olbrzymiej ilości również ta... hm, tak często przez niektórych postponowana - żydowska. Jesteśmy wyjątkowo zdolnym narodem, zupełnie niezdolnym do porozumienia. Nasza historia jest bardzo ciekawa i jednocześnie szalenie słabo znana współczesnym Polakom. Różni specjaliści od tworzenia "aury" wykrzykują o potrzebie nauki historii. Oczywiście mają sporo racji, tylko pojawia się małe, nieśmiałe pytanie - jakie w ostatnim 25-leciu były przeszkody, aby jej rzetelnie uczyć? Ilu z Polaków wie, że 27 listopada 1815 roku car Aleksander I, wypełniając postanowienia Kongresu Wiedeńskiego, podpisał konstytucję oktrojowaną? Mamy obecnie równo 200 lat od tamtego wydarzenia i prawie nikt się o tym nawet nie zająknie. 200-lecie powstania Królestwa Polskiego i nadanie mu /mimo wszystkich fatalnych okoliczności/ konstytucji, było w ówczesnej Europie wydarzeniem, a jest zupełnie zapomniane. I - co godne podkreślenia - w owej konstytucji zakres praw obywatelskich był nieporównywalnie szerszy niż np. w "Konstytucji Napoleońskiej" Księstwa Warszawskiego. W tej ostatniej też słabo znanej, niestety na próżno poszukiwać słowa Polska! Ale mimo to Napoleona i Francuzów kochamy od zawsze. Może warto o tych wydarzeniach przypominać, zwłaszcza w kontekście sygnałów o zmianach w obecnej konstytucji. Joachim Lelewel napisał - "Za Księstwa nie było gwarancji wolności osobistej i wolności słowa, ale nikt jakoś nie odczuwał ich braku; za Królestwa były gwarancje, ale jakoś nikt nie odczuwał ich istnienia". No właśnie. Car Aleksander teoretycznie dał Polakom więcej niż Napoleon, a był przy tym taki roztropny, że władzę w Królestwie przekazał polskim generałom Napoleona. I kto dzisiaj pamięta, że tak popularna pieśń "Boże coś Polskę" Alojzego Felińskiego w pierwotnej wersji powstała na zamówienie wielkiego księcia Konstantego, jako "Pieśń narodowa za pomyślność króla", cara Aleksandra? Smaczku sprawie dodaje fakt, iż wówczas koronowaliśmy cara na króla Polski nie bez entuzjazmu, śpiewając gromko "Boże zachowaj Króla". Kto z dzisiaj śpiewających "Boże coś Polskę" ma o tym choćby mgliste pojęcie? Ot, historia. Lubimy głośno śpiewać i "czuć podniosłość chwili", natomiast niekoniecznie zadajemy sobie trud, by się zastanawiać w czym bierzemy udział i dlaczego jest jak jest? Przeżywamy obecnie naprawdę niezwyczajny okres w historii naszego państwa i narodu. Jak pisałam w poprzednim tekście, z życzliwością obserwuję to, co się zaczęło. Wprawdzie mam od dawna dość mocno zafiksowany negatywny stosunek do wszystkich naszych polityków, ale jak naiwne dziecko chciałabym móc jednak uwierzyć, że się myliłam i nie miałam racji, że może jednak..., że nie jest tak jak myślałam. Dzisiaj rząd jak nigdy od ponad ćwierć wieku ma wspaniałą możliwość naprawienia tego, co inni zepsuli. Przy absolutnej koncentracji władzy w jednych rękach jest w stanie przeprowadzić reformy, których inni nie zrobili. Nie można powiedzieć "koalicjant nie pozwala". Sejm, senat i prezydent to jedno. Praktycznie jeśli zechcą, to są w stanie przegłosować, że Wisła płynie od Bałtyku na południe. Zwłaszcza, że aby dopłynąć do źródła, trzeba płynąć pod prąd. Aby spełnić niektóre zaproponowane wyborcom niewiarygodnie populistyczne obietnice i nie zrujnować mechanizmów gospodarczych, a w miejsce "drugiej Japonii", czy "drugiej Irlandii" nie zafundować nam "drugiej Grecji" - Oni muszą "iść pod prąd", najzwyczajniej nie mają innego wyjścia. Jeżeli nie są kolejną "bandą obłudników", dla których liczy się jedynie władza i zajęcie miejsc po poprzednikach, to mają obecnie wszystkie karty w rękach, by uporządkować kraj. Jest wiele obszarów, gdzie odważne działanie pozwala na znalezienie w budżecie stosownych środków, ale do tego - jak mawia grubiańsko mój sąsiad - "trzeba mieć ja..". Czy Oni je mają? Należy bezzwłocznie zreformować KRUS, w którym nawet najbogatsi rolnicy są zwolnieni z podatku dochodowego, a na emerytury miesięcznie płacą bez mała mniej niż za paczkę papierosów. Żywię nadzieję, że przyszedł wreszcie czas, by pracujący zdecydowanie krócej niż inni, tzw."mundurowi" zaczęli wreszcie płacić składki zusowskie. Podobnie prokuratorzy i sędziowie, którzy cieszą się wyjątkowymi przywilejami. Jak długo mają mieć zapewnione świadczenia na koszt podatników? W imię czego? Przecież to skandal. Nowy stary szeryf w ministerstwie sprawiedliwości ma więc rewelacyjne pole do działania. Zobaczymy czy wreszcie zrobi z tym porządek. Najwyższy czas by przestać ulegać szantażom korporacji związkowych utrzymywanych przez firmy-żywicieli i skończyć z samobójczym dopłacaniem do spółek skarbu państwa. Jedynym determinantem w ocenie ich działalności i efektów powinno być prawo i sprawiedliwość, ale nie traktowane jako hasło, lecz jako prawdziwe kryterium warunkujące decyzje. Reforma systemu podatkowego nie powinna propagować systemu opresyjnego, wręcz przeciwnie - system ma być przejrzysty i prosty, by opłacało się płacić podatki, a przestało opłacać "kombinować" i oszukiwać. Mam nadzieję, że jest obecnie historyczna szansa, aby to próbować przeprowadzić. Naprawdę mogą to zrobić, tylko czy zechcą i czy starczy im odwagi? Nie jest żadną odwagą urządzanie spektakli polegających na wykłócaniu się o sprawy mało istotne. Oby ta uzyskana w demokratycznych wyborach większość nie poprzestała na konstatacji słów "nieuczesanego" Stanisława Jerzego Leca "Gdy tysiąc gęsi zagęga, popatrz jaka to potęga" i nie ograniczyła się jedynie do "karania poprzedników". To może widowiskowe i stosunkowo nie takie trudne, tylko czy jest sens tracić energię na jałowe spory? Starajmy się wysłuchać drugiego Polaka, zwłaszcza gdy się z nim nie zgadzamy. Warto widzieć swoje własne ograniczenia. W każdym z nas jest i anioł, i diabeł. Nie ulegajmy histerii. Pomimo topornego początku mam nadzieję, że jeszcze nie musimy zapisywać się do Komitetu Obrony Demokracji i nosić oporników w klapach żakietów czy marynarek. To błazenada. Natomiast jeśli obecne władze spartolą swoją uzyskaną szansę, to ich wzniosłe hasła bezlitośnie ich ośmieszą. A już te wywoływane potyczki o mecenat państwa nad kulturą są niepoważne i prowincjonalne. W dobie internetu próby "zarządzania kulturą" to żałosny relikt PRL-u. Dzisiaj - nad czym ubolewam - kultura znalazła się na marginesie. Transcendencja dla goniących za dobrami materialnymi jest niestety niezrozumiała i wycofana. Człowiek zajęty odrabianiem strat materialnych w stosunku do sąsiadów nie zawraca sobie głowy metafizyką. To już poczciwy Karolek Marks twierdził, że "byt określa świadomość" i cóż z tego, iż ja osobiście się z tym nie zgadzam i uważam iż powinno być dokładnie na odwrót. Tyle, że niestety otoczenia i wydarzeń wokół nas nie sposób siłowo zadekretować, zwłaszcza w tym zakresie. Polacy, jak już wspominałam, to naród specyficzny i - co jak co - ale "zamordyzmu" to u nas nikt nie potrafi wprowadzić ani skutecznie utrzymać, a już w naszej historii niejedni próbowali. Zofia Mantyka
|