Stukneła mi czterdziestka
(Zofia Mantyka)
2016-01-18
Dokonałam małej rekapitulacji moich teksów zamieszczanych na portalu i z przerażeniem skonstatowałam, że ten już jest... czterdziesty. Od przeszło dwóch lat bredzę tu przeróżne androny dzieląc się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami i obsesjami. Nie przypuszczałam, że moje elukubracje tak obficie zaśmiecają portal, a jego właściciel zamieszczając je, zdobywa dodatkowych wrogów. Inna sprawa, że podobno "miarą wielkości człowieka jest ilość jego wrogów". Mimo to, nikomu posiadanie nieprzychylnych ludzi specjalnie miłe nie jest i rzecz oczywiście nie w tym, by ich przysparzać. Bardzo sobie cenię fakt, iż administrator nigdy nie wystąpił z jakąkolwiek próbą ingerencji w moje teksty, a przecież nie podziela wszystkich poglądów, które się w nich znalazły. "Po owocach ich poznacie" brzmi dziwnie znajomo. Warto w tym kontekście przytoczyć sztandarową obietnicę miłościwie nam panujących "nocnych marków". "Dobra zmiana" miała gruntownie zreformować edukację. Filarem reformy okrzyknięto likwidację gimnazjów, no i co? Nagle, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki "pac" i rozsypuje się to jak domek z kart. Dlaczego? Zagadka jest stosunkowo prosta i odpowiedź porażająco banalna, otóż nasi dzielni heroldowie "dobrej zmiany" przestraszyli się nieco związkowców z ZNP. "Solidarność" będąca - jak dotąd - podpórką rządu, przezornie zgodnie z dewizą jej pierwszego przewodniczącego, zajęła w tym sporze sprawdzoną postawę - są "za a nawet przeciw". To jednak betka, bo głównym powodem rejterady jest stanowisko instytucji kościelnych, a zwłaszcza Rady Szkół Katolickich i tak naprawdę to od nich reformatorzy solidnie "dostali w trąbę". W kraju są setki niepublicznych gimnazjów prowadzonych przez religijne stowarzyszenia, zatem również i one w związku z reformą zostałyby zlikwidowane. O tym najpewniej nasi ziewający, nocni reformatorzy zdali się zapomnieć. A to nie są za przeproszeniem jakieś tam zachodnie banki, które będziemy repolonizować, tu akurat żartów nie ma. Stąd "dobra zmiana" zostanie zastąpiona "bardzo dobrą zmianą", bez zmiany struktury. Te same autorytety, które wczoraj grzmiały, że gimnazja to istne zło wcielone, doznały olśnienia i wyjaśnią, że gimnazja były jednak jedynie źle prowadzone, oczywiście nie wszystkie. Dostaniemy stosowne wytyczne, jak należy je prowadzić i ot, całe katharsis... Obiecywano naprawiać błędy poprzedników, więc istotnie armada ruszyła. Reformowanie państwa zaczyna się od rozliczeń i "polowania na czarownice". Zamiast działań naprawczych, będą igrzyska. Jesteśmy świadkami szykowania stosów, na których mają płonąć czarownice. Niektórzy fataliści, w obliczu ewentualności zajęcia honorowego miejsca na stosie, miast "czarownica" wolą słowo "wiedźma" - jako określenie rzekomo wywodzące się od wiedzy. Bredzą, że w martyrologicznym etosie spłoną niczym księgi w czasach inkwizycji, czy też w latach hitlerowskiej dyktatury. Ale zostawmy im te rozterki. Podstawowe pytanie brzmi - co dla "zbawców ojczyzny" jest naprawdę ważne? Gdzie się podziały obietnice obniżenia wieku emerytalnego, czy wzrostu kwoty wolnej od podatku? Czy najważniejszym celem nie jest faktycznie bezkompromisowe wprowadzanie autorytarnego monopolu władzy? Zobaczymy, co nam władza pokaże. Czy tylko poprzedników pokarze? W Brzesku atmosfera świąteczna, karnawał spotkań opłatkowych, w których - jak co roku - ci sami ludzie w przeróżnych konstelacjach błogo obdarowują się życzeniami. Inna sprawa, na ile szczerze. Radosne kolędowanie rozbrzmiewa donośnie w wielu miejscach, zatem jest miło i przyjemnie. Żal, że już niebawem przybieży Środa Popielcowa, śpiewy umilkną, posypiemy głowy popiołem i przystąpimy do Wielkiego Postu z czterdziestodniową pokutą. Szczególnie obficie popiół posypie się w Okocimskim Klubie Sportowym, który wprawdzie pości już od dość dawna, ale prawdziwa pokuta ma tu podobno dopiero nastąpić. Czy powtórzy się sytuacja sprzed lat, kiedy to ówcześni sympatycy i kibice klubu wylewając łzy i piwo demonstrowali pod bramą browaru, bo ich drużyna została wycofana z rozgrywek i cofnięta do IV ligi? Może klub przejmie BOSiR i wkomponuje w całokształt swoich działań? Sport - na ile jest ważny? To zależy. Dla większości jest jedynie jedną z miłych rozrywek - zwłaszcza dla tych, którzy sami są aktywni ruchowo, bądź występują w roli widza. Jego znaczenie jest więc drugo, trzecio czy wręcz czwartorzędne, co nomen omen w OKS może wywołać smutne skojarzenia. Dla innych to niekiedy bez mała sens życia, zwłaszcza jeśli to ich zawód, czy dodatkowe źródło utrzymania. Zawody sportowe dają możliwość przeżywania emocji i uczestniczenia w rywalizacji. Czy w skali potrzeb niekiedy nie przeceniamy znaczenia tej rozrywki? Wydawanie potężnych środków w infrastrukturę, będącą często kosztownym pomnikiem zbędnej gigantomanii, bywa mocno dyskusyjne. A już uwielbienie jakim otaczani są idole, którzy potrafią zwycięsko "fikać kozły" w porównaniu ze stosunkiem do osiągnięć choćby naukowców, to - moim zdaniem - skrajny idiotyzm. A czy teatr, muzyka, film, sztuka, literatura - są ważne? Tu również odpowiedź nie jest natychmiastowa, bo to zależy od bardzo wielu czynników. Na którym miejscu umieścić ważność poszczególnych dziedzin? Najistotniejsza sprawa to racjonalna klasyfikacja ważności i dokonywanie przemyślanych ocen i decyzji. Cywilizacyjny rozwój człowieka systematycznie rozszerza katalog wartości. Piramida potrzeb Abrahama Maslowa próbuje wyjaśnić mechanizm motywacji człowieka. Można oczywiście uważać, że "ekonomia w takim samym stopniu zależy od ekonomistów, jak pogoda od meteorologów", czemu nie. Mam niekiedy nieodparte wrażenie, że nasi decydenci zarówno w skali ogólnopolskiej jak i gminnej uparcie ignorują hierarchię ważności. Decyzje inwestycyjne takie jak: budowanie lotnisk w miejscach, z których i do których nikt niema ochoty latać, czy kolejnych wielkich hal widowiskowo sportowych przy szkołach podstawowych jako żywo przypominają czasy gierkowskie - to wzory kompletnej ignorancji, by nie powiedzieć głupoty. No tak, ale kto bogatemu zabroni. Można przecież nie mieć sal i miejsca do nauki, ale wielka hala sportowa przy szkole być musi, bo tak sobie ubzdurali decydenci. Można nie mieć odpowiednio pojemnego parkingu przy dworcu kolejowym w mieście powiatowym, ale należy koniecznie wydawać pieniądze na remontowanie ruiny stacji na wiejskim przystanku i właśnie tam budować parking. Można nie mieć dworca autobusowego, wydolnej komunikacji miejskiej i śladowe doświadczenie w realizacji imprez masowych, ale chwacko gwarantować logistyczne i finansowe zabezpieczenie dla licznych uczestników Światowych Dni Młodych. Tylko co my im jesteśmy w stanie zaoferować? Boso, ale w ostrogach, a co - damy radę! No i proszę, nasi gminni mądrale już odzyskali wigor - naśladując swoich krajowych mentorów zabrali się ostro do pracy, zwołując nadzwyczajną specjalną sesję, poświęconą jednej - jak można wnioskować - zdecydowanie najważniejszej dla gminy uchwale... zmiany nazwy ulicy (sic!). Nie ma powodów do zmartwienia, że stan budżetu przypomina pacjenta w okresie terminalnym i że "koronerzy" już się do nas przymierzają. Gromko obiecywany "czas na zmiany" w Brzesku po ponad roku od wyborów pokazał dobitnie, jakie zmiany radni nam fundują i co dla nich jest najważniejsze. Jeśli czas na "dobrą zmianę" będzie dalej przebiegać tak jak dotąd, to jej obserwacja może wywoływać u wrażliwszych jednostek skłonność do tendencji suicydalnych i liczebny stan mieszkańców może ulec drastycznemu obniżeniu. Jak tak dalej pójdzie, to nawet i dodatkowe tysiąc złociszów na dziecko, uchwalone tym razem przez rajców miejskich, może tego nie powstrzymać. A na arenie krajowej panuje swoista anomia, gdzie się zapodział szumnie zapowiadany "bilion na rozwój"? Co z dywidendami od państwowych spółek energetycznych, gdzie absolutnie niezbędne inwestycje pozwalające choć trochę doganiać tych "wrednych" Niemców? Łatwo opatrywać poprzedników zasłużoną w jakimś stopniu etykietką "złodzieje nie umiejący rządzić" i swe działania ograniczać do stygmatyzowania i poszukiwania "zdrajców". Niestety, po objęciu pełni władzy, bez możliwości zrzucania odpowiedzialności na niesfornego, hamującego koalicjanta, nie da się uciec od decyzji: co przejeść, a co zainwestować. Można się nie przejmować groźbami unijnych komisarzy, gdyż to są straty podobno jeszcze jedynie wizerunkowe. Ale nie da się ukryć, że rating kredytowy "leci na łeb na szyję" z "A minus" na "BBB plus", wywołując spadek naszej wiarygodności. Można również zwyczajowo zaklinać rzeczywistość i wołać "Polacy nic się nie stało". Natomiast - kochani rządzący - obecnie po nowym rozdaniu i wylicytowaniu szlema w piki z rekontrą nie można rozgrywać tak, jakby się grało dwa trefle, bo wpadki będą cholernie kosztowne. No chyba, że ktoś lubi grać jedynie w wojnę lub Piotrusia. Zofia Mantyka
|