Tharrusz dżamaa czy charivari?
(Zofia Mantyka)
2016-02-11
Tharrusz dżamaa czy charivari?
Zapusty za nami. W tym roku - przynajmniej w Brzesku - było nieco skromniej, więc przejście w czas pokuty mamy łagodniejsze. Wielki Post to czas rezygnacji z uciech i przyjemności. Jest okazja, by przez chwilę zadumać się nad rozbieganymi sprawami i postawić sobie kilka pytań. Czy nie za łatwo poddajemy się otaczającej rzeczywistości? Ignorując refleksję jak gęsi powtarzamy "sprzedawane przez media" mądrości. Niestety, ale niepostrzeżenie przerabiamy się na Tutsi i Hutu. Nie widząc swych wad, wyzwalamy pokłady nienawiści i pogardy dla drugiej strony. Czy potrafimy jeszcze dostrzec bliźniego w człowieku mającym inne poglądy? Czy w Kościele nie za słabo słyszymy o eliminowaniu nienawiści we własnym sercu, pysze i pogardzie dla innych? A może nienawiść i pogarda dla bliźniego, który nie wyznaje naszych poglądów, to nie grzech? Co się stało, że przy rodzinnych spotkaniach w których była szansa, aby porozmawiać - teraz już się nie da? Wśród wieloletnich przyjaciół dochodzi do awantur, agresji i trzaskania drzwiami. W miejscach pracy pojawia się ostracyzm i wymowne ponure milczenie - to smutne i niebezpieczne. Ulegając manipulacji stajemy się ludźmi dwóch wrogich obozów lub jak kto woli... sortów. Idiotyzmem jest wartościowanie, który akurat jest tym lepszym. Radykalizacja po obu stronach rośnie. Niektórym jakby mózg przestawał poprawnie funkcjonować i zaciekłość przesłoniła widzenie. Politycy wzmacniają konflikt celowo, chcą abyśmy się między sobą "żarli". Stajemy się krajem agresywnych sfrustrowanych frustratów. Podobno chodzi o dobro Polski i Polaków! Wizja rozwoju kraju jest odmiennie postrzegana. Inaczej myślący to dla jednych zaślepione matoły, a dla drugich zdrajcy, świadomie służący złu. W zasadzie nie warto rozmawiać, a nawet nie wolno się wzajemnie szanować! Bo to nie nasz sort. Najpewniej stali tam, gdzie stali tyrani, a my stoimy tu gdzie stoimy, to znaczy tu gdzie należy stać. Rozlewające się zacietrzewienie występuje po obu stronach. Wrogie podejrzane figury należy otoczyć tanecznymi kręgami niczym w tharrusz dżamaa lub bliżej europejskiej "kulturze" charivari i dalej "jazda bez trzymanki". Chorobliwe przekonanie o absolutnej słuszności blokuje jakikolwiek dialog. A przecież - co widać gołym okiem - koncepcje postrzegania Polski wcale nie muszą doprowadzać do wojny "na śmierć i życie". Konkurujące pomysły mogłyby się dopełniać. Nie, stanowczo nie, my nie możemy rozmawiać, maczety w ręce i do dzieła. Kompromis to słowo, które w naszym słowniku nie znajduje miejsca, a jeśli już to ze stosownymi przymiotnikami - zgniły, zdradziecki. To prawda, że tyrani nie ustępują łatwo, gdy nie mogą utrzymać swojego reżimu, idą na kompromis. "Magdalenka" jest tego dość wyraźnym potwierdzeniem, jednak rumuński wariant transformacji pokazał, że lincz dyktatorów niekoniecznie załatwia sprawę. Rodzi się pytanie - czy w dzisiejszych realiach po ponad ćwierćwieczu od kontraktu z "komuchami" można cofnąć historię i dokonać renacjonalizacji bez rewolucji? Aby Polskę "wydobyć z ruiny", musi się obcinać głowy "resortowym dzieciom" i innym beneficjentom III Rzeczpospolitej? Europa Zachodnia staje się coraz bardziej bezradna wobec nowych wyzwań - czy to nie dobry moment na umiejętne zdyskontowanie naszej wyjątkowości? W tym szaleńczym tańcu rozpalającym namiętności trudno dostrzec, że właśnie teraz koniecznie trzeba zacząć myśleć. Jeżeli uważamy, że Europa jest zdegenerowana i zagraża Polsce i popieramy scenariusz Unii bez Wyspiarzy i z Marine LE Pen jako prezydentem Francji to... to oznacza koniec Unii. Wówczas Moskwa będzie mogła rozgrywać swoje gry jak się jej tylko spodoba. Doktorant S. Ehrlicha, obecny "szef szefów", realizuje maksymę swego promotora - "wola polityczna jest nadrzędna wobec prawa". Stąd zamiast obiecywanej naprawy państwa, większość energii jest pożytkowana na upokarzanie przeciwników. To już nie jest zwykły rewanż, to coś dużo poważniejszego. Przeciwnik ma leżeć na kolanach i mieć tego świadomość - to żenująco pospolite i infantylne. W dodatku to zachęta do łamania ładu prawnego, co w obliczu całkowitego upadku zaufania społeczeństwa do wszelkich instytucji jest jak "spacer z pochodnią w stodole". Panujący kolesiowski model zarządzania od centrum do dołu powodował, że "państwo istniało jedynie teoretycznie". Z tym, że poprzednicy nieudolnie próbowali to ukrywać, teraz mamy styl folwarczny - mogę podjąć decyzje jakie chcę, to je podejmuję! I co mi zrobicie? Nawet niczego nie trzeba udawać. To destrukcja struktur państwa demokratycznego. Wzniecany "taniec nad trumnami" umożliwi dotarcie do prawdy? Przecież nawet średnio rozgarnięty hucpiarz wie, że to niewykonalne. Za karygodne zaniedbania odpowiedzialne są dziesiątki osób, najpewniej z obu kancelarii i MON-u. Wyobraźmy sobie jednak sytuację, że jakiś oryginał z komisji ustali, iż zdalnie sterowana "pluskwa" została zamontowana w samolocie podczas remontu, czekała na "właściwy" moment i ... właśnie "10 kwietnia" uznano, że to ten moment. Zatem co? My Polacy, a już na pewno Prawdziwi Polacy musimy coś z tym zrobić. "Damy radę"? Jesteśmy walecznym i honorowym narodem. Za nami liczne powstania, szarża Samosierry, Westerplatte, Monte Cassino, Lenino i długo jeszcze można wymieniać miejsca chwały i szalonej wręcz brawury. Damy popalić nieokrzesanemu niedźwiedziowi? Historyczne doświadczenia co do sojuszników mogą budzić małe wątpliwości, ale Cameron to nie Churchill. Zdecydowanie szlachetniej - niczym Żołnierze Wyklęci - ginąć na stojąco, niż na kolanach jak kundle zakłamywać prawdę, pluskając się w ciepłej wodzie z kranu. Ludzie lepszego sortu o tym wiedzą, a reszta to niestety - w ich pojęciu - zakłamani wygodniccy tchórze. I być może taki jest podział wśród nas i dlatego tak trudno się porozumieć. To dość proste - tchórz i szczwany dorobkiewicz nigdy nie dorosną do formatu herosa. Tworzone KOD-y i organizowane procesje atakujące obóz patriotyczny tej prawdy nie zakrzyczą. Może stąd nasz dylemat ma format zero-jedynkowy? Mój przeuroczy sąsiad z opiniami którego często czytelników zapoznaję, to wyjątkowo jowialny człowiek o specyficznych poglądach. Jak sam mówi, cierpi na "czechofilskiego zajoba", ma wielkie upodobanie do J. Seiferta "Wszystkie uroki świata" czy popularnego u nas J. Haska z "Przygodami dobrego wojaka Szwejka". Ostatnio powiedział mi tak - "Pani Zosiu, jak chcę uciec od tego naszego kłębowiska żmij i wariatów, to jadę na weekend do Pragi. Czesi żyją wolniej, nie mają naszych typowo polskich problemów, są zupełnie inni. Potrafią się cieszyć z najmniejszej rzeczy, bawią się i rozmawiają, pani rozumie - rozmawiają. Żyją zwyczajnie bez tego nadęcia i patetycznych uniesień. Ja tam odpoczywam i cholernie im tego zazdroszczę." Zapytał mnie również, czy nie odczuwam dyskomfortu, że sąsiad należy do osób z dostrzegalnym deficytem narodowego patriotyzmu. Odpowiedziałam, że bardzo go lubię i skoro nie mieliśmy dotąd żadnych sporów sąsiedzkich, to jest to ostatnia przyczyna, która mogłaby nas poróżnić. Uradowany oświadczył, że jednak "jeszcze nie wszyscy zwariowali". A później zapytał - "zna pani ten krótki wiersz naszego swojskiego poety J. Barana"? najśmieszniejsi ci co śmiać się z siebie nie umieją a płoną świętym oburzeniem gdy inni się z nich śmieją każdy człowiek ma fioła a największego nieomylni "Bo widzi pani, tak na marginesie, to mam dziwne przeświadczenie, że z patriotyzmem jest podobnie jak demonstrowaną żarliwą religijnością, łatwo się z tym obnosić, natomiast bohaterami bywają ludzie, których nikt by nigdy o to nie podejrzewał." Taki dziwak, by nie powiedzieć kaon, z tego mojego sąsiada. Ponieważ tekst upichcił mi się jakiś taki poważny, a nawet ponury - w końcu mamy post - to może na koniec dobra wiadomość. Szczęśliwie uchwalono nową ustawę o czynnościach operacyjno-rozpoznawczych, nie wiedzieć czemu zwaną "inwigilacyjną". Wreszcie skończyła się obmierźle podejrzana prywatność. "Kontrola to najlepsze źródło społecznego zaufania" - to oczywiste. Jasny gwint, łza się w oku kręci, wracamy do czasów przepysznie pokazanych przez S. Chęcińskiego w "Rozmowach kontrolowanych". Obecne możliwości kontroli są zupełnie inne, ale zasady i cele podobne. Dotąd jedynie Bóg wiedział o nas wszystko i wyznawaliśmy grzechy kapłanowi. Teraz nowi "kapłani" niczym Bóg będą wiedzieć o nas wszystko, realizując swoje hasło wyborcze - "Będziemy słuchać ludzi". A jaki to będzie ubaw, gdy niektórzy zaczną misternie szyfrować swoje e-maile przez GPG, przechodzić na aplikacje Signal, używać internetu jedynie przez VPN Service lub sieć TOR, pocztę jedynie Protonmail itd. Będą i tacy, którzy wypieprzą to całe badziewie z domu i zaczną spotykać się ze znajomymi "swojego sortu", a z innymi jedynie w obecności adwokata. Panie - na kawce i współczesnym "szydełkowaniu", a panowie... to już sami najlepiej wiedzą przy czym. Na ulicach liczniej pojawiać się zaczną ludzie w gustownych antysmogowych maseczkach chroniących nie tylko przed zanieczyszczeniem powietrza. "Żyrafy wchodzą do szafy", naturalnie "Pawiany wchodzą na ściany". Matrix w rozmowach kontrolowanych - tak więc "wraca normalność". No to "Czuj Duch"! Tym razem, to nie tharrusz dżamaa ani charivari, ale bratni skautowy krąg. Konspira na całego. Zofia Mantyka
|