Przytykał kocioł garnkowi
(Zofia Mantyka)
2016-03-01
Obok publikacji stanowiących gminne materiały propagandowe, "tu i ówdzie" pojawiają się artykuły polemiczne. W jednej z lokalnych gazet zamieszczono tekst, w którym autor dość krytycznie ocenia sytuację w Brzesku. Czy ma rację? Opinie czytelników są pewnie podzielone i o to chodzi - otwiera się pole do dyskusji. Każdy ma swoje powody, by tak czy inaczej myśleć. Czytelnicy zyskują sposobność spojrzeć na stan gminy innymi oczami niż oficjalny upudrowany przekaz. Dość szybko na jednym z brzeskich portali i konkurencyjnej gazecie znalazła się odpowiedź na ów tekst. Polemista zamieścił "ad vocem" i fajnie. Niestety gorzej, że lwia część polemiki jest "ad personam". Już sam tytuł "Zatroskany reporter" rozwiewa wątpliwości, co stanowi dla polemisty priorytet. Szkoda, że nie przyświeca mu idea wykazania, że ocena gminy była krzywdząca. Dokonując obrony gminnych sukcesów podpartej konkretnymi argumentami, mógł obnażyć nietrafność tej krytyki. Niestety, polemista żarliwie ocenia wyłącznie autora tekstu, odmawiając mu praw do własnego zdania. Koronnym zarzutem jest fakt, iż autor artykułu był kiedyś apologetą gminy, a po zmianie władz i utracie posady - jak łatwo się domyślić - w sposób tendencyjny opisuje jej stan. Można mieć swój krytyczny pogląd na metamorfozę piszącego, ale co to ma wspólnego z merytoryczną oceną stanu gminy? Jeśli przysłowiowy "Kowalski" stwierdzi, że z budynku odpada tynk, to aby temu zaprzeczyć, nie wystarczy powiedzieć, że ten okrutnik "Kowalski" regularnie bije żonę. Ma to luźny związek ze stanem elewacji, a już w żaden sposób nie poprawi równie luźnej przyczepności tynku do cegieł. No chyba, że bije ją tak mocno, iż właśnie z tego powodu tynk gwałtownie odpada. Stosowanie sofizmatu w polemice jest niestety dość powszechne. Jeśli zaatakowany zechce odpłacić "pięknym za nadobne" oponentowi - pichcąc z kolei stosowną dysertację jego życiowych zakrętów, to... będziemy w maglu. Aby "zamulić" i uciec od istoty tematu najlepiej zdyskredytować autora. Nie jest to przypadek incydentalny, tak dzieje się często. Aby tego uniknąć, autorzy kryją się niekiedy za parawanem pseudonimu. Nie martwi nas przyszłość czy stan gospodarki, ale "gdzie się człowiek nie obróci", wszyscy obecnie bajtlują o "Bolku". Zupełnie nieważne, że może dojść do zapaści finansów państwa i bankructwa ZUS-u. Problem wieku przejścia na emeryturę stanie się nieważny bo...nie będzie pieniędzy na wypłatę świadczeń. Pozostanie wariant rosyjski, gdzie ponoć każdy emeryt odchodzący z pracy dostaje Wołgę... do przepłynięcia. O tym się nie mówi, to temat tabu. Od zakończenia prezydentury "megalomana-elektryka" nie mam powodu, by sobie nim szczególnie zawracać głowę. Zupełnie mnie nie ciekawi jego pogmatwany życiorys, historia go oceni. Mam w pamięci jego telewizyjne tete-a-tete z ówczesnym szefem OPZZ K. Miodowiczem, moi rodzice z emocji ściskali kciuki - żeby tylko czegoś głupiego "nasz Lechu nie walnął". Później podziwiałam karkołomne wysiłki tłumaczy, gdy "cywilizowali" tragicznie nieporadne wypowiedzi naszego zucha. Kibicowałam mu z jednego oczywistego powodu - to był polski prezydent. Teraz najczęściej atakują go właśnie ci, którzy "zrobili" go prezydentem! Ja nigdy na niego głosu nie oddałam, podobnie jak i na pozostałych. Inna sprawa, że wszyscy nasi "pierwsi obywatele" wybornie dawali do wiwatu, pokazując jakimi są mężami stanu. Plebiscyt, który bardziej się kompromitował, był agentem, kłamcą, pijakiem, niedorajdą, półanalfabetą czy notariuszem zupełnie mnie nie rajcuje. Dlaczego koniecznie dajemy się nadal podpuszczać i urządzamy takie igrzyska? Historia jest ważna, pytanie czy nie można postępować racjonalnie, o pół tonu ciszej, zachowując hierarchię ważności spraw? Nikt o zdrowych zmysłach nie kwestionuje, że "komuchy" oddając część władzy rozgrywali "solidaruchów". Jeśli ktoś chce, bym wierzyła, że wdowa po generale chciała sprzedać za 90 "tysiaków" - przypadkiem teraz, przed szczytem NATO w Polsce - "rewelacje z szafy", to obraża moją inteligencję. Na marginesie - parafrazując nieodżałowanego S. Kisielewskiego - "Jak myślisz koteczku", ile "kasy" za te rarytasy dałby "Fakt", "Gazeta Polska", a może i sam zainteresowany zakładając, że nie są to materiały spreparowane? Koń by się uśmiał, chociaż koniom to akurat ostatnio chyba nie do śmiechu, przynajmniej w stadninie w Michałowie. Organizujemy chucpę na cały świat. Smagamy, też "pupili" poprzedniego systemu, piętnując za listy do ubeckiego generała. Proszę - szczwane wykształciuchy nie dość, że bojkotowały telewizję i występowały w "drugim obiegu" w przykościelnych salkach, to równolegle lizały buty władzy. Diabelski kocioł kipi, obdzieramy z szacunku kogo się da, by już nikt nie miał wątpliwości, że jesteśmy narodem pełnym kundli. IV Rzeczpospolita to miejsce jedynie dla postaci kryształowych z pierwszego sortu, pozostałych czeka... anatema. Czarnosecinne polowanie na czarownice trwa w najlepsze, codziennie odławiają kolejnych nikczemników - to przecież dopiero uwertura. Urodzony w Bochni Gabriel Laub mawiał - "Kto zna tylko jedną prawdę, musi wiele kłamać"! Podróże kształcą. Miałam niedawno okazję do odbycia stosunkowo długiej podróży pociągiem. W przedziale - jak to u nas - wywiązała się dyskusja na aktualne tematy. Siedziałam jak trusia, słuchając wywodów współtowarzyszy z przedziału. Jadących dwóch małżeństw, na nieszczęście o odmiennych poglądach, ale na szczęście w miarę kulturalnych ludzi. Czego nie mogę już powiedzieć o krępym jegomościu, zajmującym miejsce przy oknie. W przedziale były również dwie sympatyczne młode studentki. Dialog przebiegał mniej więcej tak: - Do czego to wszystko doprowadzi? - zagadnął siwiejący elegancki pan około sześćdziesiątki. - Jak to, wreszcie przestaną nas oszukiwać i rozkradać - odpowiedział siedzący naprzeciw, nieco młodszy mężczyzna. - I pan w to wierzy? - zapytała małżonka starszego rozmówcy. - To nie jest kwestia wiary, sama pani widzi do czego nas doprowadzili - odrzekł zapytany. - Obawiam się jednak, że jest to przyjmowane właśnie na wiarę, jedni wierzą jednym, a drudzy drugim - odparła. - No, faktycznie kłócą się jak wściekle psy - spuentował. - Co pan pieprzy, to ci od Tuska rżną głupa i myślą, że będą nas dalej robić w wała! - wtrącił się do rozmowy pasażer siedzący przy oknie. - Proszę pana, niepotrzebnie się pan tak denerwuje - zareagował pan z siwizną. - A co pan tam wie! Panie, jak zarabia pan kupę szmalu, toś pan zadowolony. A ilu nie ma roboty. Jak komuś dobrze, to mu pasuje. Rozkradli Polskę i gitara, a tu gruz i kamieni kupa - nie ustępował. - Co racja to racja, nasze dzieci wyjechały do Anglii i mówią, że już nie wrócą - z nieukrywanym smutkiem, powiedziała żona młodszego mężczyzny. - Widzi pani, sukinsyny rozkradli i sprzedali Polskę, kapusie jedne. Teraz widać co te wszystkie "Bolki" robiły, nażarli się na naszych plecach. Teraz przynajmniej dobiorą się im do dupy. Zdrajców trzeba rozliczyć za to, co zrobili - tokował, wyraźnie podniecony pasażer spod okna. - A pan jest przekonany, że ci obecni to są bez skazy? - zapytała żona ze starszego małżeństwa. - Jasne, to prawdziwi patrioci, katolicy, co by nigdy Polski nie zdradzili - odpowiedział. - Jest pan tego tak całkiem pewny? No, bo widzi pan, hm... jesteśmy tu wszyscy trzej w takim wieku, że jak służyliśmy w wojsku to w PRL-u. Byliście panowie w wojsku? - zapytał mąż starszej kobiety. Indagowani zgodnie przytaknęli, że byli. - No właśnie, ja też byłem i niestety muszę przyznać, że czuję się dość nieswojo jako zdrajca i tchórz. Składałem przysięgę na wierność Związkowi Radzieckiemu i... że będę bronił socjalizmu w Polsce, taka była wtedy przysięga - powiedział. - Co pan pierd... ! - krzyknął zawzięcie gość spod okna. - Przecież wszyscy "przy wojsku" tak przysięgali - dodał, po chwili. - A może, jednak byli jacyś odważni, którzy nie przysięgali. Ale popatrzcie państwo! Jasna cholera, nawet się nad tym nigdy nie zastanawiałem, wygląda na to, że i ja praktycznie też jestem zdrajcą - powiedział szczerze zaskoczony trzeci mężczyzna z przedziału. - I co, myśli pan, że ci dzisiejsi mądrale mają prawo udawać takich niezłomnych, oni nie składali takiej przysięgi? - konsekwentnie indagował najstarszy. - Ci młodzi pewnie mają, a pozostali przykrywają prawdę mgłą kłamstwa - poetycko wtrąciła matka dzieci, które wyjechały do Anglii. - Co? Te pieprzone młokosy! No, akurat! Pani, te chłystki wychuchane, no bez jaj! Teraz bez ryzyka - to każdy może ryja drzeć. Co to za sztuka? - powiedział wyraźnie poruszony jegomość siedzący przy oknie. (...) Mniej więcej w tym stylu toczyła się rozmowa. Mocno zaskakujący był jej finał. Jedna z dwu studentek, które przez całą podróż wertowały jakieś papiery, w momencie jak już wysiadały... nagle - ni stąd, ni zowąd - podsumowała ich dialog. - Drodzy państwo, cały czas usiłowaliście wzajemnie się przekonywać, że jest źle i szukaliście winnych takiego stanu rzeczy. A co to teraz zmieni, czy dzięki temu będzie lepiej? Myśli Pani, że Pani dzieci wrócą? - i studentki wyszły z przedziału, nie czekając na odpowiedź. - Co taka gówniara wie o życiu? - warknął mężczyzna spod okna. Pozostali jednak milczeli przez dłuższą chwilę i dopiero po pewnym czasie zaczęli rozmawiać... o pogodzie. Niezmiernie łatwo ferujemy opinie i atakujemy innych. Stara mądrość - "Przytykał kocioł garnkowi", jest ponadczasowa. Nie wspominając już nawet, jak ważne są - zwłaszcza dla Polaków - drogowskazy ewangeliczne, choćby św. Łukasza - "Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?", względnie św. Jana - "Kto z was jest bez grzechu niech pierwszy rzuci na nią kamień". Ludzie kryształowi, jeśli tacy w ogóle są, pewnie nie rzucają kamieniami. Czy my faktycznie przeżywamy obecnie Rok Miłosierdzia? No, ale to już moralizatorstwo, które niech uprawiają zacniejsi i uczeni w piśmie. Mnie nie przystoi, mam w oku tyle belek, że nawet gdybym chciała rzucić kamieniem to i tak nie trafię, bo przez nie prawie nic nie widzę. Zofia Mantyka
|