"Rozmowa kontrolowana", jaki będzie epilog?
(Zofia Mantyka )
2016-09-02
Czy warto robić coś, co nie ma większego sensu? Pewnie nie, nie warto. Tylko co tak naprawdę ma sens? Bliska mi osoba zapytała mnie prawie pół roku temu, czy nie mam wrażenia, że ta Mantyka jest najzwyczajniej szurnięta? "Po jaką cholerę wypisuje bzdety, które tylko wnerwiają i psują samopoczucie czytającym"? Demonstruje zgorzknienie charakterystyczne dla ludzi niepłynących głównym nurtem ale bocznym torem, tworząc bajoro, gdzie woda nie płynie, tylko kręci się, tworząc liczne wiry. No i szczęśliwie przestała, bo "trzeba wiedzieć, kiedy warto mówić, inaczej szkoda otwierać usta" - finał marzeń dla egzaltowanej malkontentki.
W życiu nic nie dzieje się ni stąd, ni zowąd. W. Dymny w krakowskiej "Piwnicy" zaśpiewał przed wielu laty "Wyspę", proponując "ewakuację". Czy dzisiaj "wyspie" coś grozi? "Mantykopodobnym" strach zajrzał w oczy i może chcieliby się ewakuować. A kierunek powinien być chyba akurat odwrotny. Mieliśmy "zieloną wyspę", a ludzie od nadmiaru szczęścia emigrowali na... Wyspy Brytyjskie. Tam ostatnio w Harlow w hrabstwie Essex przekonali się dobitnie, że zabieranie Brytyjczykom pracy i żerowanie na ich zasiłkach smutno się kończy, więc zaczną wracać do macierzy.
I właśnie teraz, gdy kraj - zdaniem niektórych - wreszcie wydobyto z czeluści ruin i złodziejstwa, może przyłączą się do dobrej zmiany. To w jakiejś mierze dotyczy większości, która opuściła ukochaną Ojczyznę. Przecież tam są obcy i drugiego sortu, w dodatku harują na dobrobyt innych narodów. A tu Polska - jak słyszymy - wstaje z kolan, zatem to jest czas by udowodnić, że się jest prawdziwym Polakiem, kochającym naród i Polskę. Nie powinni słuchać bredni mantyczących sceptyków, szukających dziury w całym. Łatwo jest dawać recepty, że coś jest złe i recenzować... z "balkonu".
Pomimo, iż nasza wyspa nie stanie się mocarstwem Trójmorza - od Bałtyku po Adriatyk i hen po Morze Czarne - jak bajdurzą niektórzy. Pomimo kąśliwych tekstów, że konie z naszych polskich stadnin celowo nie zostały sprzedane, by nie podzielić losu cementowni czy hut i nie cieszyć oka obrzydliwych arabskich szejków. Pomimo uszczypliwych dowcipów o bezgłośnych szybowcach z aeroklubów, mających tropić naszych odwiecznych wrogów na Zachodzie i Wschodzie, nie ma się co przejmować, to tylko folklor kpiarzy. No ale jak tu się nie śmiać, gdy komandosi w czasie skoku na spadochronie podnoszą swą sprawność bojową - czytając Sienkiewicza w ramach Narodowego Czytania.(sic!)
Jednak lista przeciwników naszej wyspy się rozszerza. Kierunek północno-wschodni został dziarsko zablokowany przez zamknięcie ruchu przygranicznego, bo nie będzie jakiś Kacap pluł nam w twarz. Czy targanie za wąsy atomowego mocarstwa jest roztropne? Czy demaskowanie wewnętrznych wrogów ma zmierzać do oczyszczającego przelewu krwi? I czy przy narracji, że "wszy, mendy, gnidy, pluskwy, muchy plujki, pogrążone w odmętach złodziejstwa, a więc - Zołzoja - czyli zołzy, złodzieje, łajdaki i zdrajcy" dostaną to, na co zasługują, nie należy być zmartwionym?
Jeśli się jednak słyszy, że prawda ma być prawdziwa, a nie jakaś tam "Tischnerowska" głosząca, że "ani katolik, ani Polak, ani nikt inny nie może mieć w państwie większych praw, niż ma człowiek". Pojawia się obawa, iż w razie potrzeby miłośnicy gry w bejsbol mogą przeprowadzić stosowny instruktaż. Podobnie jak kiedyś krewcy studenci pogwarzyli z Bolesławem Prusem, czyniąc go kaleką. Lemingi do nor, albo won do morza i po temacie. Bo dość zakłamywania historii. A jeśli ktoś chciałby trwać przy "antypolskich" stereotypach kolportowanych przez wrogich kłamców, to... konieczna będzie reedukacja?
Przed 36 laty w porozumieniach sierpniowych zawarto 21 postulatów. Przypominanie tego faktu, a zwłaszcza treści podpisanych postulatów, choć mamy telewizję narodową, w której czasu na historię raczej się nie szczędzi, jest jakieś rachityczne. Podpisane porozumienie stało się zarzewiem końca władzy, która w swej arogancji z nikim się nie chciała liczyć, wiedziała wszystko najlepiej, idąc na smyczy rządzącej partii. Ale z relacji niektórych wystąpień można odnieść wrażenie, że owo porozumienie to była jakby kolejna pułapka i fortel, a może i obrzydliwa zdrada? Nasuwa się pytanie - ile spośród postulatów nie straciło swej aktualności?
W Brzesku błogostan, czas płynie leniwie jak woda w Uszwicy, dobry Pan Bóg oszczędził nam w tym roku zbyt obfitych opadów i jakoś się w gminie powodzi bez nagłych powodzi. Drobny incydent w centrum miasteczka z pływającymi nieczystościami to głupstewko niemogące przesłonić obrazu sielanki, w której mamy szczęście się pławić. Bawimy się radośnie na sołeckich turniejach w klimacie żywo przypominającym dawne urocze Turnieje Miast. Fajerwerki eksperymentalne przeżywa jedynie urząd w Dębnie, ale to nikogo specjalnie nie dziwi.
Obraz nie ma zarysowań, gdyż złośliwi krytykanci trochę schowali pazury, zamknęli dzioby i wreszcie mniej kłapią. Jedynie żarliwy polemista ze Szczepanowa nie odpuszcza i utyskuje, że nie powinno się żyć na kredyt i nie można fundować sobie szklanych domów, bo to nieracjonalne. No i wieczny watażka rodem z Borzęcina, który na każdym kroku grzmi na władze gminy, nie bacząc na konsekwencje. Obaj krytycy mają odwagę otwarcie występować - chapeau bas.
Wracając do kontekstu ogólnego - sytuacja jest niepokojąca, dwa przeciwstawne obozy rozrywają państwo i nieustannie prą do konfrontacji. Krzycząc o dobrze państwa i narodu robią wrażenie, jakby chcieli doprowadzić do wojny domowej. Margines dla ludzi nie opowiadających się za żadną ze stron kurczy się dramatycznie. Niebawem nie będzie dla nich miejsca. Strach się odzywać, bo sceptycyzm w stosunku do postępowania jednych i drugich od razu stawia człowieka w pozycji śmiertelnego wroga. Króluje bogini Ananke. Historia nas niczego nie nauczyła?
Zdrowy rozsądek to już towar wybitnie deficytowy, musisz być albo sprzymierzeńcem "Zołzoji", podnoszącym wrzask w marszach KOD-u, albo żołnierzem armii tupiącej w kolumnie "dobrej zmiany". Nie wolno nawet napomknąć z Ewangelii Św. Mateusza 7,6 - " Nie rzucajcie pereł przed wieprze" i należy przestać też wreszcie zadawać głupie pytania pokroju facecjonisty Franca Fiszera - "No, dobrze... lekkoatleta, ale co on właściwie robi? Biega. Biega, powiadacie. Ciekawe! A w którą stronę?".
Zupełnie nie jest ważne co robimy, należy przede wszystkim dokładnie ustalić, po której stoimy stronie. Przez blisko 45 lat nawet w piosenkach słoneczko było czerwone, później w III RP jakieś takie pokrętnie tęczowe, a obecnie... hm, chyba "sprawa oczywista, siwy mróz czy lipiec duszny, nic że droga wyboista, ważne że kierunek słuszny!". Strach się zastanawiać, czy znowu znaleźliśmy się w czasach, w których obowiązywała dewiza - tisze jedziesz, dalsze budziesz?
Zofia Mantyka
|