RZECZ KRÓTKA O MATEMATYCE
Doznać olśnienia na granicy śmierci
objąć tę wiedzę co jej nikt nie szuka
zamknąć na zawsze idee i myśli
w ciemnej otchłani bez dna i bez końca
skierować oczy tam w kierunku słońca
by móc dosięgnąć zenitu koncepcji
dla której Einstein jest tylko idiotą
Leibniz nieszczęsny kretynem, nieukiem
a Pitagoras pospolitym „mrukiem”.
Bo cóż to dzisiaj nauko dyktujesz
matematyko o! nieszczęście świata
coś podpowiadasz, coś insynuujesz
ale twe myśli, myśli wariata
są odszczepieniem od idei bytu
od tej materii, która swą wymową
rzuciła tchnienie w tę wszechstronną nicość
i tchnęła życie ponad przyzwoitość.
Twoja koncepcja, być może i słuszna
dobra, właściwa, ale prymitywna,
bo czyż w przestrzeni jest nadal aktywna
czy jest wyrazem idiotyzmu Ziemi
braku poczucia wszechstronności świata
ogromu wiedzy zawartej w nicości
sensu istnienia, tworzenia, miłości.
Ucząc bezwładnie, idiotyzmy siejąc
i krzesząc nieład, który to osiągnął
sukces ogromny na tej ziemskiej niwie
drążymy w niczym, tkwiąc wciąż w prymitywie.
Gdyby uwolnić nasze myśli skromne
i wysłać w przestrzeń po wiedzy okruchy
ogarnąć wszechświat płaszczem przeogromnym
stać się stworzeniem, stworzeniem rozumnym
świadomym celu, a standardem życia
przewyższającym bogactwo wszechbytu
żyjąc w przepychu i w pełni zachwytu.
Gdyby osiągnąć granice poznania
połknąć je, strawić, nabrać przekonania
to sercem krojąc daję temu wiarę
matematyko! inną ty masz miarę
bo jedna wada, jedna ci doskwiera
ty nie rozumiesz, że dążysz do zera...
Rzeszów, luty 1995
Pamięci świętej mojego ojca
Borzęcin, sierpień 1996
Jako bez serca miłościwa cnota
jako bez chęci radość i nadzieja
jako bez ducha życie na tej ziemi
tak nam brakuje Ciebie między niemi
- kochany Tato.
Została pustka, cierń nie zaorana
rany palące ogarnęły duszę
myślę więc cierpię, i przeżyć nie mogę,
że Ty tak prosto odszedłeś jak żył
- cicho i święcie.
Światłością byłeś co rozświetla mroki
czyni wszechwładnym dnia ponurą stronę
dziś pozostały nam w pamięci kroki
i te skromniutkie chwile zatracone
bo wystarczyły uchylone wrota
żebyś jak święty, zasiadł tam w niebiosach
- kochany Tato.
Człowiekowi serca i ducha w dowód wiecznej pamięci
- autor
Kochanej żonie na Dzień Dobry
Nad naszym „siołem” pochylony
I nad bijącym sercem żony
W altanie kwiecia jabłecznego
I w biciu serca – męża twego
Poezję tworzę – nie bez miary...
Gdzie róży płatki promień wschodniego słońca
Łykają – jak krople wody bez słońca
Zapragną – podziwu piękna wszechświata
Zerkają – zabraknie światła, i nocy i cienia
Księżyca blaskiem zakwitnie westchnienie
I miłość, i pragnienie, pragnienie, pragnienie...
I Ty - między ziemią, a nieboskłonem
Duszy pragnieniem wyniesione
Uczucie serca...
Ponad moce pojmuję
Twoje uroki, proste kroki, stąpanie po zroszonej trawie
W sercu moim czuję, przyjmuję...
Zagłębiam w krajobrazie serdecznej pamięci
By nie stracić tego co Ty – ludzie Kochani, Święci, Niepojęci, Idealni...
Żono Najdroższa
Nic więcej nad czyny proste z natury i polskie z przekory
Niosę w podzięce za dar miłości ukwieconej codziennością
Stokrotek kosz wiklinowy
Nic więcej nad los ślepy, acz w Woli Boskiej zapisany
Niosę kosz niepojęty i losu dar zamknięty w aksamitnych płatkach róży
Dla Ciebie i dla mnie stworzony
Ot, nasz promilek w stworzeniu boskim tego świata uwieczniony
- dla Ciebie
dla Potomnych...
Brzesko, grudzień 2002
Zanim zapłonie znicz…
Zanim zapłonie znicz
Listopadowym dniem
Płynące niebem obłoki
Modlitwy będą nieść
Zanim wskrzesisz wspomnienie
Jak błogi powrót zza wrót
Przemknie przez myśl jesienną
Pamięci życia skrót
Westchnienie.
I łza, jak duszy płacz
Oddech tęsknoty nutą
Struną nieśmiertelności
Na pograniczu brzmi
Tak zagrają Anieli
Nim zapłoną znicze…
Brzesko 29 październik 2004