Stanisław Czapkiewicz "Sprężyna"
(Gazeta Wyborcza - Edward Brożek )
2005-12-19
O Stanisławie Czapkiewiczu - "Sprężynie" usłyszałem po raz pierwszy w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Szef wywiadu i kontrwywiadu AK Okręgu Małopolskiego, dziś już nieżyjący, ppłk Andrzej Kuczalski opowiadał mi o nim, że był to człowiek posiadający najwięcej informacji w okupowanym Krakowie. Mówił, że do meldunków, opracowań i analiz robionych przez "Sprężynę" miał zawsze pełne zaufanie. Podkreślał, że cechowały się wyjątkową precyzją, jasnością wniosków i obiektywizmem. Pamiętam nawet takie zdanie Kuczalskiego, że "Sprężyna" wiedział, co Frank będzie jadł na kolację.
Stanisław Czapkiewicz urodził się w 1893 r. w Skawinie. Razem z Józefem Piłsudskim wyruszył w sierpniu 1914 r. z krakowskich Oleandrów walczyć o niepodległość Polski. Mimo udziału w kilkunastu bitwach i potyczkach żołnierskie szczęście nie opuszczało go przez cały okres pobytu w I Brygadzie Legionów. Ale kariery wojskowej dla siebie nie widział. Lata dwudzieste i trzydzieste to praca zawodowa i działalność społeczna. Pracował w sądownictwie, początkowo w Wadowicach, a później w Brzesku-Słotwinie. Udzielał się w Związku Legionistów Polskich, w związku strzeleckim, straży pożarnej. Był urodzonym społecznikiem, pomagał młodzieży studenckiej, organizował obozy letniskowe w górach i nad morzem dla biednej młodzieży wiejskiej. W życiu prywatnym był człowiekiem z dużym poczuciem humoru, towarzyskim i lubianym. Miał jeszcze jedną cechę: bezbłędnie poznawał się na ludziach, umiał ich słuchać, a z każdej rozmowy potrafił wyciągać praktyczne wnioski.
Wszystkie te zalety Czapkiewicz w mistrzowski sposób wykorzystał w czasie niemieckiej okupacji. Już w listopadzie 1939 r. wraz z kpt. Wojciechem Kapustką współorganizuje na terenie Brzeska tajną organizację wojskową. Pod pseudonimem "Sprężyna", pełniąc funkcję zastępcy komendanta obwodu ZWZ, organizuje ruch oporu w okolicach Tarnowa i sąsiednich powiatach. Po denuncjacji konfidenta i fali aresztowań, w tym jego ciężarnej żony, "Sprężyna" opuszcza Brzesko i po krótkim pobycie w Warszawie w styczniu 1942 r. przybywa do Krakowa.
Tutaj sytuacja wyglądała dramatycznie. Określana w Krakowie jako "wielka wsypa" niemiecka akcja likwidacji kolejnych ogniw ZWZ przyniosła kilkaset ofiar. Skuteczność niemiecka głównie brała się stąd, że pierwszymi organizatorami ruchu oporu po polskiej stronie byli wojskowi, nie mający dostatecznego doświadczenia w działalności konspiracyjnej. Natomiast przeciwko nim stanęła doświadczona kadra policyjna, posiadająca do perfekcji opanowaną walkę z wszelkimi objawami tworzenia się ruchu oporu wśród podbitych narodów. Dodatkowo do Krakowa, stolicy GG, kierowani byli najlepsi i najbardziej bezwzględni urzędnicy. No i mieli wszystkie atuty, a szczególnie nieporównywalne możliwości techniczne oraz swobodę działania.
Agenturalno-operacyjny system, przy pomocy którego gestapo uderzało w struktury konspiracji, musiał spotkać się z takim samym odzewem. Dla polskiego podziemia nie było innego wyjścia, jak tylko tworzyć własne siatki agenturalne. Ale to nie było łatwe. Mimo najlepszych chęci nie było odpowiedniej kadry zawodowej. Był jednak ogromny patriotyzm i chęć walki z wrogiem na śmierć i życie. Powoli, czasem kosztem dużych ofiar, w końcu udawało się opanować trudną sztukę sięgania po tajemnice wroga. Z tego powodu zrozumiałym było, że działania były, szczególnie z początku, prowadzone z pozycji defensywnych. Stworzenie siatek wywiadowczych wymagało ogromnej pracy. Trzeba było znaleźć pewnych ludzi, stworzyć sieć lokali kontaktowych, opracować system łączności.
Kierowane przez "Sprężynę" siatki wywiadowcze miały swoich ludzi prawie wszędzie: w niemieckiej policji gospodarczej "Kripo", w policji granatowej, w niemieckich urzędach, niemieckich firmach, na poczcie w dziale listów, jak i w łączności telefonicznej. Do podstawowych zadań, jakie stawiał przed nim dowódca Żelbetu Dominik Ździebło "Kordian", było rozpracowanie konfidentów i donosicieli, zbieranie dowodów ich działań i przekazywanie ich sądom podziemnym, ostrzeganie ludzi zagrożonych aresztowaniem, zaopatrywanie ich w "lewe" dokumenty.
Jeden z gestapowskich oprawców Kurt Heinemeyer (stracony po wojnie w Polsce) w swojej powojennej relacji pisanej w wiezieniu nie ukrywał zdumienia, opisując fakt znalezienia przy jednym z aresztowanych Polaków listę 60 konfidentów gestapo. Takie listy były niezwykle pilnie strzeżone, a mimo to polski wywiad ją zdobył lub stworzył drogą żmudnej działalności wywiadowczej. Na przełomie lat 1943/1944 udało się Czapkiewiczowi odtworzyć skład personalny całego urzędu gestapo przy ul. Pomorskiej. Dokument zawierał wykaz urzędników, pracowników i konfidentów gestapo. Rejestr nazwisk liczył setki nazwisk wraz ze zdjęciami, czasem były tam data urodzenia, miejsce zamieszkania.
Czapkiewicz do końca wojny nie wykonał fałszywego ruchu. Działał efektywnie, mimo że wraz ze zbliżaniem się frontu ciężar zadań wzrastał. Wywiad musiał zdobywać informacje o niemieckich planach, w chwili wkraczania do miasta Armii Czerwonej. Opracowywane przez Niemców plany wysadzenia Wawelu, mostów na Wiśle czy innych obiektów kultury, szybko były znane "Sprężynie". Dlatego też pełnym sukcesem zakończyła się akcja przejęcia tych obiektów w chwili ucieczki Niemców z Krakowa w styczniu 1945 r.
W tym też miesiącu po rozkazie rozwiązania Armii Krajowej i po wkroczeniu wojsk sowieckich do Krakowa Czapkiewicz zaprzestaje działalności konspiracyjnej, wystawia sobie kenkartę (dowód osobisty) na własne nazwisko i przeprowadza się z częścią dokumentów konspiracyjnych do mieszkania szwagrów na ul. Starowiślną 52. Sprowadza tu również swoją żonę Genowefę Byrską-Czapkiewicz, która pod pseudonimem "Juna" przepracowała razem z nim w wywiadzie i kontrwywiadzie cały okres okupacji. Urodzona w tarnowskim więzieniu ich córka, dziś znana krakowska pani mecenas, a zarazem żona równie cenionego profesora prawa, wychowywała się u jej rodziców. Małżeństwo rozpoczęło, zdawałoby się, normalne życie. Razem zaczęli segregować akta konspiracyjne oraz je pakować. Część tych dokumentów Czapkiewicz wywiózł do swoich teściów w okolice Wadowic i zakopał w 15-kilogramowej puszce po niemieckiej marmoladzie.
Rankiem 5 lutego 1945 r. o godzinie 6 rano Stanisław Czapkiewicz zostaje aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, którym towarzyszył przedstawiciel NKWD. Zabrali wtedy z mieszkania kilka paczek zapakowanych akt z prowadzonej działalności konspiracyjnej, w tym dokumenty kolaborantów i niemieckich konfidentów. "Sprężyna" został przewieziony do siedziby WUBP na placu Inwalidów, gdzie przesłuchiwano go dniem i nocą na temat działalności konspiracyjnej. Byli dobrze zorientowani w jego działalności. Proponowano mu współpracę z tym urzędem, a zwłaszcza występowania jako świadek przed krakowskimi sądami przeciwko funkcjonariuszom niemieckim, konfidentom i kolaborantom. Wielu gestapowców został wydanych władzom polskim i ich procesy miały się rozpocząć. Czapkiewicz posiadał szczegółowe wiadomości dotyczące również konfidentów, którzy współpracowali z policją niemiecką. Wiedział też, że wielu konfidentów, którzy współpracowali z Niemcami, zostało teraz zatrudnionych w Urzędzie Bezpieczeństwa. Byli wśród nich i ci, przeciwko którym prowadził śledztwa przygotowawcze do sądów podziemnych. Wiedział więc, że występując jako świadek w sądzie przeciwko gestapowcom, będzie musiał występować przeciwko tym funkcjonariuszom UB, którzy współpracowali z policją niemiecką. Robiąc to publicznie, narażałby się z ich strony na śmiertelne niebezpieczeństwo. Zdecydowanie więc odmówił współpracy, mimo szykan i gróźb.
Został zwolniony do domu, wrócił do pracy zawodowej, ale szykany ze strony UB trwały przez 5 lat. Otrzymywał anonimowe telefony od konfidentów niemieckich, zatrzymywany był na kilka dni, utrudniano mu pracę zawodową. W październiku 1950 roku został aresztowany w Krakowie i pilnowany przez 10 uzbrojonych zbirów z UB, skuty kajdankami został przewieziony do Warszawy i osadzony w więzieniu na Mokotowie. Po wielomiesięcznym brutalnym śledztwie równo w rok po aresztowaniu stanął przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie. Tam usłyszał od prokuratora B. Wejschblecha zarzuty:
"... że w okresie od września 1942 r. do stycznia 1945 r., na terenie województwa krakowskiego idąc na rękę władzy hitlerowskiego państwa niemieckiego działał na szkodę Narodu Polskiego przez to że: początkowo jako kierownik zorganizowanej przez siebie siatki wywiadowczej pod kryptonimem "Prostokąt", a następnie jako szef komórki wywiadowczej "Szerszeń" późniejszego Wywiadu Centralnego "Żelbet" AK Kraków - Zachód oraz p.o. szef kontrwywiadu Inspektoratu Krakowskiego AK rozpracował osobiście i poprzez swoich informatorów rekrutujących się z funkcjonariuszy Policji Kryminalnej, lewicowe organizacje niepodległościowe jak PPR, GL a potem AL oraz poszczególnych aktywnych działaczy antyfaszystowskich, a uzyskane drogą wywiadu materiały przekazywał swoim władzom przełożonym, celem zwalczania i spowodowania likwidacji lewicowych organizacji podziemnych".
Najbliższy okupacyjny współpracownik "Sprężyny" Dominik Byrski, a zarazem szwagier, był w tym czasie w gmachu sądu, ale rodziny na salę nie wpuszczono. Widział tylko przez okno, że oskarżony rozpaczliwie się bronił, gestykulował, odpierając zarzuty prokuratora i sądu. Był jednak bez najmniejszych szans, mimo złożenia w sądzie notarialnie potwierdzonych zaświadczeń o uratowaniu życia kilkudziesięciu osobom pochodzenia żydowskiego. Jednak sądzony był z dekretu z sierpnia 1944 r., który ustanowiony był dla zdrajców i kolaborantów. Sąd w składzie: T. Gdowski, ławnicy: L. Żeleszkiewicz, A. Sołdatow, skazał "Sprężynę" na 10 lat pozbawienia wolności, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat oraz przepadek całego mienia skazanego. Ten sam skład orzekający prawie równocześnie na tej samej sali skazał na śmierć gen. Emila Fieldorfa "Nila" i wyrok został wykonany.
Po wyroku Czapkiewicz został przewieziony do więzienia we Wronkach, później było więzienie w Sztumie, a na końcu w Rawiczu. Po odbyciu prawie połowy kary ciężko zachorował i 5 kwietnia 1955 r. otrzymał trzymiesięczną przerwę w odbywaniu kary. W czasie tej przerwy zwrócił się do prokuratora generalnego o darowanie mu reszty kary. Mimo ewidentnej zmiany klimatu politycznego, po ujawnianiu zbrodni stalinowskich, ówczesny prokurator generalny zostawił prośbę Czapkiewicza bez nadaniu jej biegu. Ogłoszona później amnestia spowodowała, że do więzienia już nie wrócił.
Zrujnowany psychicznie przez czas okupacji niemieckiej oraz w jeszcze większym stopniu zniszczony psychicznie i moralnie, w poczuciu ogromnej krzywdy Stanisław Czapkiewicz umiera 19 marca 1961 r. w wieku 69 lat. Jest pochowany na cmentarzu podgórskim.
Nasz sposób rozliczeń z okresem PRL jest postawiony na głowie. Pasjonujemy się listą Wildsteina, listą Barbary Niemiec na UJ, piszemy książki o ojcu Hejmo, gdy tymczasem kanalie i zbrodniarze: oficerowie śledczy Urzędu Bezpieczeństwa, sędziowie, ławnicy i prokuratorzy z czasów stalinowskich spokojnie dożywają swoich dni, często korzystając z wysokich emerytur. Ich ofiary - tak jak Stanisław Czapkiewicz - zmaltretowane żegnają się z tym światem, a ich kaci w wielu przypadkach pozostają bezkarni. Aby ich cierpienia, zbrodnie, jakie na nich popełniano, nie poszły na marne, takie postaci jak "Sprężyna" powinny być wzorem do naśladowania dla młodych pokoleń. Powinno się o nich mówić na lekcjach historii, być bohaterami filmów dokumentalnych, sztuk teatralnych, książek i artykułów prasowych. Działalność "Sprężyny" tym się różniła od fikcyjnego kapitana Klossa, że Stanisław Czapkiewicz żył, walczył, zwyciężał i cierpiał naprawdę.
|