Jerzy Jan Stanisław Sukiennik (1912-1941) Ucząc się historii dowiadujemy się o wielkich bohaterach, którzy walczyli za naszą ojczyznę, o ich heroicznych czynach, o tym jak ginęli w nierównej walce a ich ostatnie słowa brzmiały „jeszcze Polska nie zginęła”. Uczymy się o nich, pamiętamy ich nazwiska i czyny, ale powinniśmy również sobie uświadomić, że to tylko malutki ułamek całej rzeszy naszych rodaków, którzy tworzyli naszą historię. Wielu z pośród tej rzeszy było zwykłymi obywatelami, którzy z wrodzonym patriotyzmem i szczerym oddaniem gotowi byli stanąć do walki na każde wezwanie Ojczyzny. Nie trzeba wcale daleko szukać by takich ludzi znaleźć. W naszej małej ojczyźnie Brzesku było ich wielu. Pamięć o tych „wielkich” nie zaginie, dlatego powinniśmy wspominać tych mniejszych „naszych” bohaterów by pamięć o nich przetrwała jak najdłużej dla naszych dzieci i wnuków. To życie tych najmniejszych tworzy historię narodu. Z okazji mijającej właśnie rocznicy śmierci jednego z nich chciałem napisać kilka zdań by uratować od zapomnienia jego osobę lub ją niektórym przypomnieć, choć zapewne niewielu już go pamięta. Ponieważ jestem ostatnim mężczyzną z naszej rodziny noszącym to nazwisko czuję się zobowiązany do podtrzymania tej pamięci i chce również tym wspomnieniem złożyć hołd jego osobie. Walczył o wolną Polskę a ja dziś mogę w Niej o Nim napisać. Jerzy Sukiennik urodził się w Brzesku 28 kwietnia 1912 roku. Wraz z rodziną mieszkał na ulicy Bocheńskiej (obecna Kościuszki numer 55 - malownicza mała przedwojenna willa). Jako
młody chłopiec zapewne mocno przeżył śmierć
ojca Stanisława, który wraz ze
swoim bratem zgłosiwszy się do tworzonych legionów wyszedł z domu i już
nigdy nie wrócił. Postawa ojca, który ponad wszystko, co kochał
postawił obowiązek wobec Ojczyzny musiała utkwić w pamięci młodego
chłopca i na pewno miała wpływ na jego życie. Ojciec zginął podczas
walki, a miejsce gdzie poległ i został pochowany do dzisiejszego dnia
nie jest znane. Zostawił w domu żonę
Franciszkę,
która samotnie wychowywała Jerzego
i jego siostry Janinę i
Marię.
Franciszka była pracownikiem banku w Brzesku. Dzięki pensji, jaką miała z tej posady była w stanie zapewnić dzieciom odpowiednią edukację i wychowanie. Janina wyrosła na piękną kobietę, którą możecie zobaczyć na jednym ze zdjęć z przedstawień teatralnych organizowanych w budynku Sokoła (dziś kino Bałtyk) zobacz-->>. Ojciec Stanisława, którego imienia nie udało mi się ustalić był bratem Franciszka Sukiennika mojego prapradziadka. Jurek
w 1930 roku zdał egzamin dojrzałości
w brzeskim gimnazjum. Wnioskując ze szczątkowych wspomnień
rodzinnych rysuje się postać chłopca nader poważnego jak na swój wiek,
spokojnego, ułożonego i z ogromnym zamiłowaniem do wojska. Po maturze
wyjechał do szkoły tzw. „podchorążówki” a po decyzji o wyborze
lotnictwa prawdopodobnie do szkoły w Dęblinie. Szkołę ukończył w
stopniu porucznika obserwatora i już jako czynny oficer skierowany
został do 3 pułku lotniczego w Poznaniu gdzie wszedł w skład eskadry
rozpoznania taktycznego.
Brał udział w wojnie obronnej w 1939 roku latając jako obserwator w 31. Eskadrze Rozpoznawczej Lotnictwa, która wchodziła w skład armii "Karpaty". Po klęsce wrześniowej przez Rumunię a potem Francję ewakuował się do Anglii. Otrzymał tam przydział do formowanego właśnie 305 Dywizjonu Bombowego „Ziemi Wielkopolskiej i Lidzkiej” im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Formowanie dywizjonu zakończono po koniec sierpnia 1940 roku. Jerzy został przydzielony do eskadry „B”, której dowódcą był major pilot Szczepan Ścibior. Pierwsze miesiące w Anglii upłynęły na nauce języka angielskiego, opanowaniu obsługi sprzętu bojowego i na lotach ćwiczebnych. Szkolenie nawigatorów i obserwatorów przebiegało dość sprawnie, ponieważ odbywało się na ziemi. Nie można tego było powiedzieć o szkoleniu pilotów. Brak instruktorów i maszyn do lotów ćwiczebnych spowodował spore opóźnienia w uzyskaniu gotowości bojowej przez załogi. Dlatego dopiero 22 kwietnia 1941 roku dowódca dywizjonu zgłosił pierwsze cztery załogi, które osiągnęły gotowość bojową. W nocy z 24/25 kwietnia wraz z dywizjonem 304 wykonały one pierwsze nocne loty bojowe. Debiut załóg 305-ego okazał się pełnym sukcesem gdyż wszystkie samoloty powróciły po wykonaniu zadania, jakim było zbombardowanie zbiorników paliwa pod Rotterdamem. Od maja zaczęły się regularne loty bojowe, których celem przeważnie były niemieckie miasta, fabryki, składy paliw i porty. Loty bojowe wykonywano na samolotach Vickers Wellington. Nie cieszyły się one zbyt dobrą opinia ze względu na swą awaryjność a w szczególności zawodność silników.
Załoga dowódcy eskadry, mjr. pil. Szczepana Ścibiora na lotnisku Syerston w sierpniu 1941 roku. Fot. Pochodzi z książki (1). Trzeci od lewej Jerzy Sukiennik
Jak się dowiedziałem później nie zakładanie spadochronu było częstą praktyką, zwłaszcza wśród nawigatorów, którzy z uwagi na ciasnotę, która panowała na pokładzie tych samolotów byli ulokowani w bardzo niewygodnej pozycji i miejscu. Podczas zbierania materiałów czytając zeznania jednego z lotników trafiłem na fragment tekstu, który to potwierdza: „Ja otrzymałem nowego nawigatora. Został nim były szef sztabu lotnictwa polskiego w Anglii pułkownik Władysław Madejski, który zgłosił się na ochotnika do odsłużenia tury lotów bojowych. Został bez pilota i dołączył do mnie dla ukończenia trzydziestu lotów swojej pierwszej tury. Był człowiekiem dość dużej postury, w wieku około pięćdziesięciu lat, więc trudno było mu poruszać się w ciasnej kabinie Mosquita. Wbrew regulaminowi RAF, nie zabierał ze sobą spadochronu. Zameldowałem o tym dowódcy naszego dywizjonu, pułkownikowi Orlińskiemu. Odpowiedział, że to nieważne, gdyż i tak w razie potrzeby nawigator nie był w stanie wyskoczyć” (2) Wraz z pozostałymi członkami załogi, którzy zginęli Jerzy Sukiennik został pochowany na cmentarzu cywilnym w Charleroi w Belgii (symboliczzna mogiła zbiorowa - grób nr1A rząd 7 działka 1. Był czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych i Polową Odznaką Obserwatora. Pośmiertnie odznaczony został Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Reszta załogi:
Mniej szczęścia o ile w ogóle w tym przypadku możemy mówić o szczęściu miał dowódca eskadry major pilot Szczepan Ścibior, który dostał się do niewoli niemieckiej. Przeżywszy ją uwolniony przez aliantów powrócił w marcu 1946 roku do ukochanej Ojczyzny, za którą z takim poświęceniem walczył i z tysiącami sobie podobnych trwał przez lata wojny w gotowości by w każdej chwili oddać życie za Polskę. Wydawałoby się, że nie mogło już być nic straszniejszego niż trafienie do niemieckiego obozu. A jednak. Za przyzwoleniem między innymi Anglii, za którą ginął kwiat naszego lotnictwa, stalinowska trzoda ludzka wzięła Polskę pod swoją „opiekę”. Dla wielu tysięcy żołnierzy, którzy powrócili do kraju, fakt ten oznaczał kolejną i dla wielu z nich ostatnią walkę, którą przyszło im stoczyć. Walka z góry była przegrana. Można spekulować, co do ruchów przeciwnika na froncie, ale jest rzeczą niemożliwą przewidzieć ruch wroga, o którego istnieniu nie ma się nawet świadomości a który ukrywa się gdzieś wśród nas, w jednym szeregu i z znienacka wbija nóż w plecy. Taka czekała dla nich nagroda w kraju, o którego wolność walczyli. Taką właśnie metodą działał stalinowski reżim, którego politykę w Polsce realizowały kundle takie jak Bierut i wielu innych mu podobnych. Wychowane na naszej ziemi, ale nie napiszę, że Polskie, bo byłaby to obraza dla tych chłopców, których losy opisałem powyżej. Tak, więc major Ścibior powróciwszy do polski przeszkolił się na samolotach bombowych Pe-2 a następnie został Komendantem Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. Niesłusznie oskarżony o szpiegostwo, po sfingowanym procesie, został skazany na śmierć. Prośba o ułaskawienie została odrzucona przez Bolesława Bieruta. 7 sierpnia 1952 roku o godz. 20.30 wyrok został wykonany. Dziewięć lat wcześniej tuż po północy, 7 już sierpnia w ciemnej i głuchej ciszy, nad terytorium wroga major opadał na swoim spadochronie patrząc jak jego samolot rozbija się o ziemię. O czym wtedy myślał? Co myślał wtedy, gdy czekał aż otworzy się pod nim zapadnia? Co myślał Jerzy, w ostatnich sekundach swojego życia, kiedy świadomie wyskoczył z płonącego samolotu bez spadochronu? Proszę chociaż spróbować siebie wyobrazić w takiej sytuacji.
Marek Sukiennik 8 sierpień 2005 r. Bibliografia:
Aktualizacja: Dodatkowe informacje na
temat Jerzego Sukiennika przeczytać można w artykule jaki został
zamieszczony na portalu w 2011 roku: Zbigniew Stós "70
rocznica tragicznej śmierci por. Jerzego Sukiennika"
|