Marzenia spełnione po latach wspomnienia Tadeusza Gibały W miejscu kościoła parafialnego naszej wsi, niegdyś była zagroda ostatnio zamieszkała przez rodzinę Pałachów, niczym szczególnie jak na owe czasy niewyróżniająca się od pozostałych zagród. Głównym ich utrzymaniem było gospodarstwo i praca na roli. Był to budynek mieszkalny, drewniany pokryty słomą albo jak się to pospolicie wtedy mówiło – strzechą. W zachodniej stronie tego budynku mieściła się obora, po środku mała sień i kuchnia, która sąsiadowała z dwoma pokojami; we wschodniej zaś części znajdowała się spiżarnia zwana komorą. Opodal z północnej strony znajdowała się stodoła, postawiona z płazów drewnianych – również kryta strzechą. Przed domem jak to było wówczas w zwyczaju, był ogródek a w nim trochę kwiatów i warzyw, była w nim studnia z żurawiem, z której czerpano wodę do życiowych potrzeb, obok ogródka rosło kilka drzew owocowych. W tym to właśnie miejscu jest wybudowany nasz kościół parafialny. Dalej znajdował się kawał podmokłej łąki, na której rosło kilkanaście olszyn. Granicznik również porośnięty był drzewostanem. Obok drogi rósł potężny, okazały dąb mający zapewne kilka wieków; oznaczony później pomnikiem przyrody. Łąka służyła jako pastwisko dla bydła, a niewielki staw jako wodopój dla zwierząt. Ostatnim zamieszkałym tu pokoleniem było rodzeństwo - Stanisław i Weronika Pałach, na którą mówiono zdrobniale Werusia. Byli to ludzie bardzo pracowici. Żyli skromnie, cicho i bardzo religijnie; z krwi i kości, z dziada pradziada bardzo dobrego i wielkiego serca. Utrzymywali się z pracy na niedużym, kilkuhektarowym gospodarstwie. Stanisław zmarł w podeszłym wieku, tuż przed druga wojna światową. Weronika ( córka Stanisława i Weroniki Zachara ur. 14. V. 1879 r., zm. 2. II. 1945 r., pochowana na cmentarzu w Szczepanowie ) została sama. Jej życiowym marzeniem było sprowadzenie i osiedlenie sióstr zakonnych oraz obdarowanie ich swoimi dobrami. Głęboko na sercu leżały jej dzieci, a zwłaszcza ich duchowe i religijne wychowanie. Dlatego za wszelką cenę pragnęła sprowadzić siostry zakonne by mogły prowadzić ochronkę dla dzieci. Mówiła nie raz do mojego ojca Stanisława Gibały, że śniło jej się, iż w jej domu odprawiała się msza św. Pojawiły się siostry zakonne, ale nie osiedliły się ze względu na dość odległy kościół parafialny w Szczepanowie (ponad cztery kilometry). Nie upłynęło dużo czasu jak w 1943r. (7 kwietnia) Opatrzność Boża sprowadza siostry zakonne ze zgromadzenia „Franciszkanki Rodziny Maryi” z Ostrowa Królewskiego z sąsiedniej parafii Rzezawa. Były to: siostra przełożona Anna Kuśnierek, siostra Helena Kisiel, siostra Norberta Słowik. Pokolenie osób starszych powinno pamiętać ich przybycie. Kilku gospodarzy przewiozło ich dobytek, i tak z wielką radością zamieszkały w Mokrzyskach. Jeszcze bardziej zadowolona jest ofiarodawczyni, że ma godnych następców na swoje dobra. Zadowoleni są także mieszkańcy wioski. Siostry zakonne każdego dnia chodziły na piechotę do odległego o kilka kilometrów kościoła w Szczepanowie. Droga była polna, piaszczysta i błotnista. Nie było również prądu elektrycznego a jedynym środkiem transportu były konie i rower (o ile ktoś go posiadał). W późniejszych latach, siostry ponoć miały konika jako transport do Szczepanowa. Były to czasy bardzo trudne i ciężkie, gdyż trwała zawierucha drugiej wojny światowej. Pewnego dnia, wkrótce po ich osiedleniu się, przyszły do Stanisława Gibały mieszkającego po sąsiedzku, z prośbą o podwiezienie do księdza proboszcza w Rzezawie, gdyż miały pewne sprawy do załatwienia. Umówił się z nimi na następny dzień. W drodze powrotnej przydarzyła się im niemiła przygoda, której nikt się nie spodziewał. Zatrzymało ich wojsko radzieckie, siostrom kazali zejść z wozu, a woźnicę zabrali jako transport. Nie pomogły żadne tłumaczenia ani prośby. Siostry wróciły pieszo zmartwione i załamane, bo nieznany był los ani pobyt woźnicy. Szybko rozeszła się wiadomość po okolicy o uprowadzeniu woźnicy sióstr. Siostry mobilizują ludność i trwają nieustanne modlitwy o szczęśliwy powrót ojca do domu. Modlą się siostry, Weronika, żona i płaczące dzieci, rodzina oraz okoliczni sąsiedzi. Mijają dni i tygodnie, a Stanisław wciąż nie wraca i w dalszym ciągu nieznane są jego losy. Ale po kilku tygodniach Bóg wysłuchuje modlitwy. Pewnej nocy ojciec wraca zmęczony, ale zdrowy i cały a wraz z nim wraca szczęście do rodziny. Okazało się, że był aż w Katowicach. Wrócił dzięki Panu Bogu i życzliwości napotkanych dobrych ludzi, którzy zatroszczyli się o niego. Dali mu jeść, nakarmili konie, zapewnili nocleg oraz schronienie w czasie deszczu, bo przecież nie miał nic przy sobie oprócz wozu, koni i bata. Siostry zakonne szybko zyskały sobie autorytet wśród mieszkańców – odwiedzają chorych i modlą się za nich. Obecni wówczas mieszkańcy odwdzięczają się za ich dobre serce. Szybko mobilizują się, czego dowodem jest remont byłego budynku mieszkalnego, ofiarują wolne datki, drzewo i pomoc. Przeniesiono oborę, którą urządzono w starej stodole. Budynek zostaje podniesiony, wymieniono podłogi, okna i dach (pokryto go dachówką). Szybko zmienia się wygląd budynku. Również spełnia się marzenie ofiarodawczyni, siostry oddają jeden pokój na ochronkę dla dzieci i same ją prowadzą. Ochronka cieszy się dużym uznaniem i powodzeniem, bo sam do niej uczęszczałem jako dziecko. Pod koniec wojny umiera Weronika Pałach. Odchodzi z poczuciem spełnionych marzeń o osiedleniu sióstr w naszej wsi. Upływa kilka lat, władze komunistyczne zabraniają siostrom zakonnym prowadzenia ochronki, a nawet straszą ich eksmisją. Szybko rozchodzi się ta wieść po okolicy. Zbiera się delegacja kilku gospodarzy i udają się do władz powiatowych w Brzesku w obronie sióstr. Władze wyrażają zgodę na dalszy ich pobyt, niestety zabraniają prowadzenia ochronki przez siostry zakonne dla dzieci przedszkolnych. Były to lata 1952/1954. Władze komunistyczne w tej sali urządzają przedszkole państwowe, które nie cieszy się zaufaniem ani powodzeniem wśród sióstr i mieszkańców. Rodzice jakby się zmówili i na przekór władzom nie posyłają swoich dzieci do przedszkola. Po dwóch latach wegetacji, przedszkole pada śmiercią naturalną. Siostry zakonne odzyskują salę do swojego użytku, ale mają zabronione dalsze prowadzenie przedszkola. Międzyczasie następują zmiany osobowe sióstr. Wśród nich zrodził się pomysł, aby w tej sali urządzić kaplicę zakonną. Ponieważ mojego ojca Stanisława Gibałę miały za osobę w pełni zaufaną, zwierzają mu się z tego pomysłu. Ojciec był wtedy jeszcze w pełni sił, bardzo zaangażował się w realizację tego pomysłu. Potajemnie zbiera się delegacja gospodarzy i szybko biorą się do działania. Jeżdżą do władz kościelnych, aby załatwić wszelkie formalności. Począwszy od księdza proboszcza w Szczepanowie Władysława Mendrali, przedstawiają mu poufną sprawę urządzenia kaplicy w domu sióstr zakonnych na Kosiarni. Proboszcz kieruje ich do księdza dziekana Jakuba Stosura w Brzesku, a ten z kolei kieruje ich do Kurii Biskupiej w Tarnowie. Po kilku wizytach w kurii, ksiądz biskup umawia się na nieoficjalną wizytę w domu sióstr zakonnych by móc zapoznać się z miejscem mającej powstać tam kaplicy. Ksiądz biskup wyraża przychylną opinię i poleca im skierować wniosek z podpisami sióstr i kilku mieszkańców do Kurii Biskupiej.
Część domu sióstr przeznaczona na kaplicę W 1956 r. ( 28 listopada) Ordynariusz Diecezji, ksiądz biskup Jan Stepa wydaje dekret o utworzeniu w domu sióstr kaplicy zakonnej ze stałym przechowywaniem tam Najświętszego Sakramentu. Księdzu proboszczowi w Szczepanowie zleca odprawianie mszy św. przynajmniej raz w tygodniu dla sióstr zakonnych oraz mieszkańców chorych i w podeszłym wieku, mających problemy z dojściem do Szczepanowa. O danym fakcie zostają powiadomieni wszyscy mieszkańcy i spotykają się w sali ludowej na Grądach. Tam też zostaje wybrany komitet organizacyjny w skład, którego zostali wybrani: Stanisław Gibała – przewodniczący i jednocześnie skarbnik, Józef Gibała – zastępca, Florian Pukal, Józef Rosa, Jan Koczwara, Stanisław Pagacz, Magdalena Lis, Anna Chamielec – członkowie. Wyżej wymienione osoby chodzą po domach wśród mieszkańców zbierając wolne datki na urządzenie kaplicy. Jak na początek było ich nie mało i pracy bardzo dużo. Z wielkim zapałem ducha przystąpiono do pracy. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia (08.XII.1956r.) oddano do użytku kaplicę w domu sióstr zakonnych. Proboszcz Szczepanowa, ksiądz Władysław Mendrala dokonuje uroczystego poświęcenia, a pierwszą mszę św. celebruje młody wtenczas nasz rodak a zarazem sąsiad – ksiądz Stanisław Pałach. Jego wielkim marzeniem było odprawienie mszy św. obok rodzinnego domu. Obowiązki przełożonej domu zakonnego w Mokrzyskach w 1956 r. pełni siostra Bronisława Bieda. To u niej zrodziła się myśl o utworzeniu kaplicy. Niestety nie cieszy się nią długo gdyż wkrótce umiera i zostaje pochowana na cmentarzu parafialnym w Szczepanowie. Po śmierci siostry Katarzyny Przybytniak, jej doczesne szczątki zostały przeniesione na cmentarz parafialny w Mokrzyskach i spoczywają w jednym grobie. Nowo utworzona kaplica w domu sióstr zakonnych cieszy się dużym powodzeniem wśród mieszkańców i jest wypełniona do ostatniego miejsca. Ksiądz proboszcz szczepanowski nie bardzo akceptuje nowo powstałą kaplicę u sióstr zakonnych. Wprawdzie wywiązuje się z obowiązku odprawienia Mszy Św. raz w tygodniu, ale czyni to w dzień powszedni a nie w niedzielę, kiedy to wierni mają obowiązek uczestniczenia w niej. Niedzielną Mszę odprawia tylko raz w miesiącu. Często Mszę Św. niedzielną celebrują księża z naszych rodzinnych stron: ks. Stanisław Pałach, ks. Stanisław i Jan Wąsik, ks. Stefan Dobrzański, ks. Wojciech Kania, a później ks. misjonarz Franciszek Woda. Wierni, a zwłaszcza osoby starsze nalegają na komitet, aby każdej niedzieli odprawiano Mszę. Interweniują w tej sprawie do księdza proboszcza w Szczepanowie. On natomiast zgadza się na Mszę, co drugą niedzielę tłumacząc się obowiązkami parafialnymi w Szczepanowie. Stan ten trwa parę cennych lat. Zbiera się kilkuosobowa delegacja z komitetu interweniując w tej sprawie w Kurii Biskupiej w Tarnowie. Ks. biskup po zapoznaniu się z tą sprawą, przydziela czwartego księdza do pomocy do Szczepanowa. Zleca również odprawianie coniedzielnej Mszy w kaplicy zakonnej. Msza Św. odprawiana jest o 11.30 a księdza dowozi się konno. Po śmierci siostry przełożonej Bronisławy, pracę podejmuje młoda siostra Teresa Fiołek pełna zapału i poświęcenia. Organizuje z młodzieżą i osobami starszymi amatorski zespół przedstawiający piękne jasełka w okresie Bożego Narodzenia, a w okresie Świąt Wielkanocnych Mękę Pańską. Zespół zyskuje duży rozgłos po okolicznych wioskach i są zapraszani z występami, co z kolei zasila budżet komitetu. Okazuje się, że siostry zakonne mają mało miejsca do swej egzystencji, dlatego komitet podejmuje decyzję o rozbudowie ich domu. W obecnej w ten czas spiżarni urządzają kuchnię, natomiast we wschodniej części dostawiają spiżarnię i dość duży pokój gdzie urządzają sypialnię. Pracę wykonuję miejscowi cieśli, między innymi Stanisław Gibała, Florian Pukal, Stanisław Lis, Stanisław Wis, Alojzy Chmielarz, Teofil Chruściel; zaś Jan Pluskwa i jego syn Stanisław – stolarze z zawodu, wykonują drzwi, okna, podłogi. Wszystkie prace robione są gratisowo a w pomoc angażuje się cała wioska. Przy kaplicy dobudowano dość duży ganek z przeznaczeniem dla wiernych. W 1960 roku zmieniają się siostry zakonne a zwłaszcza siostry przełożone. Do Mokrzysk przybywa siostra Katarzyna Przybytniak bardzo wielkiego i szlachetnego serca. Brak mi słów na określenie godności jej osoby. Pracuje tu przez 27 lat. Ponieważ była częstym gościem w domu mojego ojca, więc miałem okazję bliżej ją poznać, rozmawiać i dyskutować z nią na różne tematy. Zaraz dała się poznać jako bardzo dobra i zaradna gospodyni kontynuując pracę w gospodarstwie, na roli i nie tylko. Buduje nową oborę i chlewnię likwidując ją w starej stodole. Z dużym zaangażowaniem pracuję w polu, hoduje dwie krowy, świnie i dużo drobiu dla własnych potrzeb. Siostra Katarzyna widząc wiernych tłoczących się w kaplicy i stojących na zewnątrz, udostępnia pokój gościnny w czasie nabożeństwa, dając schronienie przed deszczem i mrozem. W porozumieniu z komitetem zaproponowała wykonanie kilku ławek dla osób starszych oraz klęczniki dla sióstr zakonnych i jednego klęcznika dla mojego ojca (prowadził on wtedy śpiew w czasie nabożeństwa). Ławki wykonuje miejscowy stolarz – Stanisław Woda. Jakaż była głęboka wiara i przywiązanie do kościoła ludzi starszego pokolenia. Ich wiarę podziwiałem i podziwiam do dnia dzisiejszego, kiedy gromadzili się tak licznie nie tylko na Mszy Św., ale i na innych nabożeństwach, które sami odprawili: począwszy od niedzielnych Nieszporów, Gorzkich Żali, Drogi Krzyżowej, Majówki, litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa, Różaniec w październiku, Różaniec za duszę zmarłych. Jakaż była głęboka wiara naszych ojców i dziadków, ludzi prostych często nie wykształconych, ale jakże wielkiego ducha. Jakaż była ich wielka radość, kiedy przez dwa miesiące wakacyjne codziennie odprawiana jest Msza Św. przez młodego księdza Stanisława Pagacza – nasz rodak z Mokrzysk i potomny św. pamięci Weroniki Pałach. W niedługim czasie wyjechał na Misje Św. do Brazylii i chyba do dnia dzisiejszego tam pracuje. Obecne wtedy siostry, a zwłaszcza siostra Stefania poddają myśl o budowie nowego domu dla sióstr zakonnych, który później miał być przeznaczony na większą kaplicę. Rozpoczęto starania o pozwolenie na budowę. W 1961 roku uzyskują pozwolenie na tę budowę.
Początek budowy kaplicy (zamienionej kilka lat później na kościół); z tyłu dom sióstr zakonnych W 1962 roku z wielkim zapałem rozpoczęła się budowa. Pracę tę wykonywano w systemie gospodarczym pod nadzorem księdza wikariusza Władysława Wójcika. Nadzór techniczny prowadził kierownik budowlany Stanisław Dadej z Jadownik. Budowa szła szybko i sprawnie, tak, że jesienią została zadaszona. Od tego momentu rozpoczęły się problemy gdyż daleka rodzina Weroniki Pałach zaczęła ubiegać się o te dobra denuncjując władzom państwowym, które do tej chwili nie interesowały się przebiegiem budowy. Po wielokrotnym donosie, milicja przyjeżdża na miejsce i wstrzymuje wszystkie prace, przesłuchuje mieszkańców, z czego praktycznie każdy umywa ręce, a cały ciężar i odpowiedzialność bierze na siebie siostra przełożona Katarzyna Przybytniak. Wielokrotnie wzywano ją na komendę milicji gdzie przesłuchiwana jest po kilka godzin do późnej nocy. Zwolniona późną nocą wraca pieszo do domu pozbawiona jakiegokolwiek transportu. Skutkiem tych bolesnych dla niej przesłuchań były jej trzęsące się ręce. Starsze pokolenie na pewno to pamięta. W dalszej kolejności wszczęto proces sądowy a jego wynikiem było upaństwowienie wszystkich tych dóbr. Decyzja ta rozczarowała mieszkańców. To tak jakby ktoś odebrał im ducha a życie chwilowo zamarło. Dzięki opatrzności Bożej, siostry zakonne ciągle tam mieszkają, jak również kaplica nadal funkcjonuje. Mieszkańcy jeszcze bardziej jednoczą się i ubiegają o dokończenie budowy. W odpowiedzi władze nie zmieniają decyzji tłumacząc się, że wszystko jest już upaństwowione. W efekcie władze kilkakrotnie usiłują zrobić magazyn w tym budynku. Mieszkańcy przeciwstawiają się temu i mocno demonstrują przed budynkiem śpiewając pieśni religijne. Byli tam wszyscy: matki z dziećmi na rękach, starsi i młodsi i nie dopuszczają do zajęcia tych pomieszczeń. Hasłem umownym w razie niebezpieczeństwa był dźwięk sygnaturki z kaplicy. I tutaj należy podkreślić jak wielki wkład wniosła siostra Katarzyna swoim zachowaniem i pogodą ducha w powstanie kościoła i obronę mieszkańców. Dzięki jej bohaterskiej postawie nikt inny nie ponosił żadnych konsekwencji związanych z budową nowej kaplicy. A co przeszła i przeżyła to jedynie ona wiedziała i sam Pan Bóg. Swoją postawą zapisała się w pamięci mieszkańców jako osoba godna do naśladowania. Przy figurze stojącej na posesji Marii Wis znajdowało się stare ogrodzenie. Wszystko to zostało odnowione za przyczyną siostry Katarzyny. Siostry zakonne miały do pomocy w gospodarstwie Genowefę Kądziołkę, która pracowała tam cały czas, ponoć jeszcze za czasów ś.p. Weroniki. Siostra Katarzyna ubezpieczyła ją i opłacała odpowiednie składki. Dzięki niej, później Genowefa mogła otrzymać emeryturę. Siostra Katarzyna nie zdążyła się jeszcze dobrze otrząsnąć ze wszystkich zmartwień i stresów a już zaczął się nowy dylemat. Jesienią 1964 roku w niedzielny wieczór, z nieustalonych przyczyn spaliła się doszczętnie cała stodoła, a wraz z nią ogień strawił cały zapas żywności, siano i słomę dla zwierząt. Na nowo zaczęły się wezwania na milicję, przesłuchania i szykanowania w sprawie zaistniałego pożaru. Siostra Katarzyna była osobą głębokiej wiary i wielkiego ducha, która umiała i lubiła się dużo modlić, wychodząc z tego obronną ręką. Przychodzi ona załamana do mojego ojca o poradę, „co dalej z tym wszystkim robić”. Była bliska nawet sprzedaży krów. Ojciec odradza tego czynu, ofiarując jej trochę siana i słomy oraz organizuje objazdową zbiórkę po wsi. Lotem błyskawicy rozeszła się wieść po okolicznych wioskach o spłonięciu stodoły sióstr. Tamtejsi gospodarze również przywożą ofiarowane przez mieszkańców dary: siano, słomę, buraki, zboże. Każdy z chęcią daje to, co może. W ten sposób siostry mają zapewnioną karmę dla zwierząt na okres zimowy. Siano i słoma magazynowane były w surowych murach wstrzymanej budowy kaplicy. Siostra stara się o pozwolenie na budowę nowej stodoły, lecz owego zezwolenia nie otrzymała yż wszystko w tym czasie było upaństwowione. Przy oborze dobudowano szopę służącą jako podręczny magazyn paszowy. I tutaj siostra Katarzyna w czasie długiego pobytu w Mokrzyskach, pozostawia nam bardzo cenny a jakże trudny swój los życia codziennego spośród wszystkich sióstr, jakie tutaj pracowały. Były to następujące siostry: - s. Anna Kuśmierek, s. Helena Kisiel, s. Norberta Słowik – pierwsze siostry, które przybyły do Mokrzysk ( 07.04.1943r.) - s. Agnieszka, s. Maria, s. Elżbieta, s. Bronisława, s. Teresa, s. Maria, s. Stefania – być może było ich więcej, ale nazwiska trudno mi odtworzyć. Może osoby starszego pokolenia pamiętają ich nazwiska. Serdecznie proszę Was o pomoc w uzupełnieniu danych. W oparciu o kroniki parafialne umieszczamy poniżej wszystkie siostry pracujące w naszej parafii od 1960 roku:
- s. Katarzyna PRZYBYTNIAK – 1960-1988 - s. Maria FIRMANTA - s. Teresa OPYDO – 1974-1981 / 1993-1994 - s. Anna HALAMA - s. Maria MOSKAŁA – 1975-1977 - s. Stanisława WNUKOWSKA – 1977-1978 - s. Zofia ROSZKOWSKA – 1977-1978 - s. Kazimiera DUDA – 1978-1981 - s. Stanisława SZEBLA – 1978 – była jeden miesiąc - s. Stanisława STRÓŻAK – 1978-1981 - s. Ludwika BEDNAREK – 1979-1980 - s. Franciszka STAŃKOWSKA – 1980-1981 - s. Helena KAŁAMUCKA – 1981-1987 - s. Aniela KUBIC – 1981-1983 - s. Teresa JACEK – 1981-1989 - s. Maria DUDYCZ – 1983-1984 - s. Elżbieta PODGÓRSKA – 1984-1986 - s. Teresa JAROSZ – 1986-1987 - s. Jadwiga POLAKOWSKA 1987-1990 - s. Gracja KRZYSZTOF – 1987-1988 - s. Teresa SŁONINA – 1989-1991 - s. Ewa BARNAŚ – 1989-1991 - s. Stanisława WOJTYCZKA – 1990-1996 - s. Małgorzata KAPŁON – 1991-1994 - s. Joanna KAPUSTA – 1991-1993 - s. Stanisława SZCZERBA – 1994 – była pięć miesięcy - s. Anna PORĘBA – 1994... - s. Danuta GROMADA – 1995-1997 - s. Krystyna SYREK – 1996-1999 - s. Agnieszka SZCZEGIEŁ – 1 IX-30 XI 1996 - s. Teresa ORZECHOWSKA – 1996-2000 - s. Agata SZCZEGIELSKA – 1997-2001 - s. Zofia KOZIK – 1999-2005 - s. Renata SZELĄG – 2001... - s. Zofia ADAMCZYK – 2005 – 2006 - s. Helena Jaśkiewicz - 2006 ......
Siostry zakonne, które tutaj pracowały aktywnie włączają się w życie religijne wioski, poczynając od tych pierwszych, prowadzących ochronkę dla dzieci i przygotowując je do Pierwszej Komunii Św. Ówczesny proboszcz Szczepanowa ks. Władysław Mędrala był zwolennikiem wczesnej Pierwszej Komunii Św. i chętnie poparł przyjmowanie komunii św. już w przedszkolu. Nasze zakonnice prowadziły katechezy dla nich i przygotowywały je do przyjęcia tego sakramentu. Siostry zakonne odwiedzały również chorych podając im zastrzyki, robiąc opatrunki i stawiając bańki. W tym czasie nie było pielęgniarek środowiskowych. Dużo pracowały w gospodarstwie, z którego utrzymywały się. Nauczały w szkole prowadząc lekcje religii. Jedne pracują krócej, inne dłużej. Po utworzeniu kaplicy oraz kościoła troszczą się o jego wygląd. Dzięki nim nasz kościół zawsze jest zadbany i czysty. W 1988 roku siostra Katarzyna Przybytniak, ze względów zdrowotnych opuszcza naszą parafię i udaje się do domu sióstr zakonnych w Mszanie, a później do Krakowa. Umiera w 10.11.1996 roku (73 lata powołania zakonnego) i zostaje pochowana na naszym parafialnym cmentarzu. Za wszelkie dobra wyświadczone dla naszej parafii niech Pan Bóg obdarzy ją życiem wiecznym w niebie.
Tadeusz Gibała Wspomnienia były publikowane w Gazetce Parafialnej Emmanuel w Rodzinie nr 12 (17) listopad 2005 r.; nr 13 (18) grudzień 2005 r.; nr 1 (19) styczeń 2006 r.
Od autora strony: 1. Historię parafii Mokrzyska opisuje ks. Marian Wal czytaj-->> 2. Wspomnienia Wita Chmielarza o siostrze Katarzynie Przybytniak przeczytać można tutaj-->> 3. Wspomnienia i zdjęcia do tego i innych artykułów o parafii w Mokrzyskach przesłała siostra Anna Poręba |