Rozruchy w Borzęcinie w grudniu 1832 roku

Zainspirowany materiałem "List Szkota Alexa Cochrana wysłany z Brzeska w 1834 roku do jego siostry w Edynburgu", jak również komentarzem historyka dr Jarosława Rubachy przesyłam wyjątek z "Dziejów Borzęcina" tom pierwszy, autorstwa Józefa Bratko (maszynopis) Borzęcin 1976, będących w moim posiadaniu. Przepisałem i skróciłem nieco treść na potrzeby przedmiotowego zagadnienia opublikowanego w Pańskim portalu.

Na marginesie kompletne 4 tomy "Dziejów Borzęcina" liczą ponad 1000 stron i w najbliższym czasie zamierzamy je opublikować w wersji elektronicznej format pdf na naszym portalu borzecin.pl . Zapewniam - fascynująca lektura o sporej wartości historycznej.

mgr Janusz Kwaśniak

23 kwietnia, 2008


„Chłopi pańszczyźniani w Borzęcinie, uginali się pod ciężarem obowiązków wobec dworu. We wsi panował kij, nędza i głód. Przyzwyczajeni przez wieki do pokory chłopi nie umieli się przeciwstawić nieludzkim prawom. Uważali i uczono ich, że tak musi być. We wsi długo nie było nikogo, kto umiałby i miał odwagę uświadomić chłopom ich nędzę, kto potrafiłby ich zorganizować przeciw dworowi. Stało się to dopiero w roku 1832.

Ówczesna Galicja była bardzo zacofana gospodarczo. Ale właśnie w tych latach pierwszej połowy XIX wieku zaczął rozwijać się, początkowo nikły, lecz z roku na rok coraz prężniejszy nurt liberalny i wolnościowy. I najprawdopodobniej ta atmosfera sprawiła, że chłopi w Borzęcinie odmówili odrabiania pańszczyzny. Stało się to 10 grudnia 1832 roku. Chłopom przewodził mieszkaniec Borzęcina Jan Schmied […]

Nie pomogły namowy, aby chłopi wrócili na „pańskie”. 18 grudnia tegoż roku, przyjechał z cyrkułu w Bochni komisarz Schilder wraz z przedstawicielami wojska. Wezwano chłopów do dworu i tam próbowano ich skłonić do pójścia na „pańskie”, ale chłopi nie dali się złamać. Przeciwnie, wołali głośno „Krzywdę cierpimy wielką, oddajcie nam nasze prawo”. Kiedy nie udało się przywrócić chłopów do odrabiania pańszczyzny, ani namową, ani rozkazem, ani zastraszeniem postanowiono złamać ich siłą za pomocą wojska.

W dniu 2 stycznia 1833 roku, przyjechał do Borzęcina sam starosta Bern z Bochni z wojskową jednostką węgierską. Wybrano taką ze względu na kompletną wzajemną nieznajomość językową, co zapewniało niemożność porozumienia się żołnierzy z ludźmi. […] Węgrów nazywano tutaj „Madziarami”. Aby upozorować, że wojsko nie przybyło w złych zamiarach, przysłano je o jeden dzień wcześniej, a dowództwo, czyli tak zwany wówczas „odwach” zakwaterowało się na plebani. Proboszczem był wówczas ksiądz Jakub Dziadkowski. Żołnierze natomiast zakwaterowani zostali w domach opornych chłopów.  W tym samym dniu 2 furmanki z odpowiednią ilością ludzi ze służby dworskiej, wyjechały do lasu, gdzie nacięto i nawieziono do dworu pełne obie fury, kijów leszczynowych.

W następnym dniu rano kwaterujący żołnierz zabierał niespodziewającego się niczego złego gospodarza i prowadził go na miejsce zbiórki. Takim to podstępem spędzono chłopów do dworu i obstawiono wojskiem. We dworze już był starosta ze sztabem urzędników, dziedzic i ekonomowie dworscy. Wszyscy byli pewni, że po przemówieniach, nawołujących do zaniechania oporu tak wysokich urzędników, wobec obecności wojska i przygotowanych do bicia kijów, chłopi się zastraszą i zachwieją w swoim postanowieniu odmowy pracy pańszczyźnianej. Na wszystkie apele chłopi twardo odpowiedzieli, że na „pańskie” nie pójdą.

Wtedy starosta zarządził egzekucję. Dowodzący oddziałem wojska oficer dobył szabli, błysnął nią w powietrzu zapowiadając, że zmusi wszystkich do pracy na „pańskim”, albo zostaną zmiażdżeni. Była to ostateczna groźba, po której spodziewano się zwycięstwa nad chłopami. Ale odpowiedzią na nią był tylko mocny pomruk gromady chłopskiej „nie”.

I rozpoczęła się katownia. Kładziono po kolei na pniaku chłopa i bito przygotowanymi kijami z całych sił. Bili żołnierze jednostki wojskowej. Co pewien czas pytano bitego czy pójdzie do pracy.  Pierwsi sześciu wzięli po sto kijów i odmówili pójścia do pracy. Bito ich dalej, a gdy stracili przytomność, wtedy zmasakrowanych, ociekających krwią odrzucano na kupę jak łachmany ludzkie. Dopiero siódmy po stu kijach jęknął, że podejmie pracę. I tak bito po kolei po 25, 50, 80 100 kijów otrzymywał chłop, do czasu kiedy wyraził gotowość pójścia do pracy. Ani jeden nie załamał się, ażeby przed samą groźbą bicia wyraził zgodę na pracę. Jak czytałem w starej kronice parafialnej, już w czasie bicia „wielu chłopów z wielkiej boleści straciło mowę”.

Tak krwawo łamano chłopów w Borzęcinie za ich walkę o godność człowieka i ludzkie traktowanie. Jak przekazał to swoim potomkom pradziadek Stanisława Fasuli z Borzęcina Górnego […] Jakub Fasula, który dzięki temu, że w czasie swojej 12 – letniej służby wojskowej na Węgrzech, znał węgierskie słowa i dogadał się z żołnierzem, który po niego przyszedł, tak że go ten nie zabrał i nie doprowadził na tę katownię, wobec czego mógł wszystko dobrze obserwować, rezultatem tego barbarzyńskiego sposobu przymuszania do niewolniczej pracy, była wielka ilość tak zbitych, że pozostali kalekami do śmierci. Już nie wołano ich na „pańskie”, bo nie mieli sił do pracy, nie mogli się utrzymać w postawie stojącej, lecz chodzili schyleni do przodu, nie mieli pośladków, bo całe ciało zsiekane kijami zgniło i opadło z nich. Pozostali szkieletami ludzkimi.

Wielu nawet nie przeżyło tych cierpień. Jak zapisano w księdze zgonów w parafii Borzęcin Górny, Franciszek Oleksy alias Katorżny, z powodu nieposłuszeństwa w odrabianiu pańszczyzny, został przez żołnierzy wojsk węgierskich – husarów pobity. Otrzymał 83 kije na skutek czego chorował i zmarł […]

Sebastian Mytnik z powodu zaniechania prac pańszczyźnianych 90 kijów otrzymał […], chorował i zmarł 1 marca 1833 roku.

Trzeba aby pokolenia o tym pamiętały w jakiej walce i cierpieniach rodziła się wolność społeczna, polityczna i obywatelska chłopów w Borzęcinie, chłopów polskich. Wystąpienie chłopów w Borzęcinie przeciw odrabianiu pańszczyzny, w owych czasach panującej wielkiej przemocy klasowej, kiedy stronę „pańską” popierały wszelkie instytucje państwowych rządów, było czynem niezwykle śmiałym i odważnym, wręcz bohaterskim, na jaki nie zdobyli się chłopi w dalekiej tutejszej okolicy”.