suka

 

ładowano dobytek, wiosna się kończyła

przenoszono plebana na inną plebanię

ładowano dobytek, a suka patrzyła

przeczuwała zmartwiona, że tutaj zostanie

że zostanie niechciana, smutna, odepchnięta

miała cztery młode, kochane szczenięta

 

odjechały tabory, odjechały rankiem

pięćdziesiąt kilometrów, to daleka droga

a suka pozostała z młodymi pod gankiem

psia buda, trochę słomy i przed nowym trwoga

bo nowy pleban mówił, zły, niedobry taki

że nie będzie chował, że potopi psiaki

 

doczekała wieczora, a gdy noc zaległa

wzięła szczenię do pyska, pobiegła za panem

przez góry i doliny po ratunek biegła

odnalazła plebana, co odjechał ranem

na słomie pierwsze szczenię w stodole złożyła

pobiegła po drugie, łapa jej krwawiła

 

druga łapa krwawiła, krew na wargach miała

gdy drugiego szczeniaka w stodole złożyła

gdy wracała po trzecie, na chwilę omdlała

odpoczęła z przymusu, znów w drogę ruszyła

kiedy niosła trzecie, ukochane młode

odnalazła potok, piła chciwie wodę

 

troje dzieci przeniosła, łapy rozorane

cztery łapy, lecz serce jeszcze więcej boli

i pobiegła po czwarte, tak samo kochane

kiedy z czwartym wracała, dzień wstawał powoli

księżyc świecił nad ziemią, gwiazdy się modliły

żeby donieść czwarte starczyło jej siły

 

starczyło i doniosła, przy trójce złożyła

zapiszczały radośnie, znowu razem były

upadła suka obok, zmęczona rzęziła

żeby dzieci nakarmić nie miała już siły

czekała gospodyni, na pomoc czekała

nie miała już siły, a dzieci kochała

 

i zemdlała suka, na długo zemdlała

w malignie zobaczyła biel bielszą od bieli

gospodyni szczeniakom pić mleko dawała

plebanowi coś groźnie mówili anieli

a potem suka białe światło zobaczyła

polizała psiaki, po chwili nie żyła

 

Andrzej Jarosz