suka
ładowano dobytek, wiosna się kończyła przenoszono plebana na inną plebanię ładowano dobytek, a suka patrzyła przeczuwała zmartwiona, że tutaj zostanie że zostanie niechciana, smutna, odepchnięta miała cztery młode, kochane szczenięta
odjechały tabory, odjechały rankiem pięćdziesiąt kilometrów, to daleka droga a suka pozostała z młodymi pod gankiem psia buda, trochę słomy i przed nowym trwoga bo nowy pleban mówił, zły, niedobry taki że nie będzie chował, że potopi psiaki
doczekała wieczora, a gdy noc zaległa wzięła szczenię do pyska, pobiegła za panem przez góry i doliny po ratunek biegła odnalazła plebana, co odjechał ranem na słomie pierwsze szczenię w stodole złożyła pobiegła po drugie, łapa jej krwawiła
druga łapa krwawiła, krew na wargach miała gdy drugiego szczeniaka w stodole złożyła gdy wracała po trzecie, na chwilę omdlała odpoczęła z przymusu, znów w drogę ruszyła kiedy niosła trzecie, ukochane młode odnalazła potok, piła chciwie wodę
troje dzieci przeniosła, łapy rozorane cztery łapy, lecz serce jeszcze więcej boli i pobiegła po czwarte, tak samo kochane kiedy z czwartym wracała, dzień wstawał powoli księżyc świecił nad ziemią, gwiazdy się modliły żeby donieść czwarte starczyło jej siły
starczyło i doniosła, przy trójce złożyła zapiszczały radośnie, znowu razem były upadła suka obok, zmęczona rzęziła żeby dzieci nakarmić nie miała już siły czekała gospodyni, na pomoc czekała nie miała już siły, a dzieci kochała
i zemdlała suka, na długo zemdlała w malignie zobaczyła biel bielszą od bieli gospodyni szczeniakom pić mleko dawała plebanowi coś groźnie mówili anieli a potem suka białe światło zobaczyła polizała psiaki, po chwili nie żyła
Andrzej Jarosz
|