Wspomnień o Chlebie kilka Co powiesz jak spyta ktoś ciebie znienacka: ”Powiedz mi o chlebie - swoją pierwszą myśl?” W matki rękach widzę bochen chleba wielki. Pamiętam znak krzyża. Pamiętam do dziś. W matczynych rękach w
cieniutkie kromki zmieniał się bochen na naszych oczach.
Zbierało dziecko kruszynki chleba, palcem wodziło po stole. Na piętkę każde miało ochotę; wołając:” piętkę od kromki wolę!” Dziecko zjadało okruszki chleba, zawsze z ogromnym smakiem! Zdarzało czasem się nimi dzielić z łaszącym kotem, czy zimą ptakiem!
Jak spadła dziecku kromka na ziemię - wzrok matki je karcił bez słowa. Szybkoś opuszczał oczy ze wstydem, podnosił kromkę i ją całował! Z szacunkiem do ust ją delikatnie podnosisz całując pośpiesznie. Przepraszasz szybko chleb za zniewagę, nie myślisz: „jakie to śmieszne”!
Po żniwach zwiezione z pól snopki. Chleb w kłosach jest już w stodole. Dzieci wychodzą wszystkie na scieżnię, czy jak ktoś powie, że idą w pole! Wszystkie zbierają kłosy w bukiety. Od żyta kłują je wąsy, a i na bosych stopach wyczyniać każde z nich musi pląsy! Bo nogi bez tenisówek. Szkoda ich przecież na scieżnię! Suwając po niej nogą jak narciarz, bolesną przemierzają bieżnię!
Pamiętam na bosych stopach rany gojące się trudno ale jakże inaczej być mogło; przecież na ziemi jest brudno! Zakażenia się jednak nie bała; moja kochana mamusia. Kazała bolące stópki; cieplutkim moczem zasiusiać!
Bo cóż to za wielka sprawa, że dziecko swe pięty porani! „Kłosy trzeba wyzbierać - Babcia wnuczęta swe gani: „Wyzbierać co do jednego ! W pole! Przed ptactwem! Z powrotem! Dziecko leciało w podskokach, udając przed babcią, że ma na to ochotę!
Kiedy już wszystkie kłosy w bukietach zniknęły ze ścierniska pole po żniwach mogło już zyskać, miano nowego pastwiska! Musiały więc dzieci przeganiać kury co w pole szły chętnie! Goniąc je boso po babcinej ścieżni wyobraźnia mą przyszłość malowała smętnie!
A jednak gdy ktoś mnie zapyta o chleb, ciekaw mych myśli powiem, że wspomnień takich; każdemu - życzę by je wyśnił! Bo chleb to krzyża znak szybki i pocałunek na kromce, i żniwa, powrósła i snopki, burza po skwarze i słońce!
I konie zacięte batem i wóz drabiniasty długi; ściśnięty na nim łan żyta, na oczach potu strugi; zmęczenie, ulga i radość, garnuszek kwaśnego mleka, młockarnia gadająca w nocy ze snem, który musi poczekać.
Chleb to zaczyn na dzieży, podpłomyk chrupiący dla dzieci, piec wygarnięty do czysta i żar co płomykiem zaświecił ciemność za progiem domu i gasł zalany wiadrem wody. Poproszę połówkę chleba! Jakiego ? Krojonego! To dla wygody! Anna Gaudnik 9 września 2012 r. |