Krakowiak na dwunastym
piętrze
Swoją
przygodę z folklorem oraz pierwsze taneczne kroki
rozpocząłem w wieku 12 lat tańcząc w „Zespole
Pieśni i Tańca Jadowniczanie”. To właśnie w
Jadownikach, w wiejskim Domu Ludowym rozpoczęła się
przygoda, która dostarcza mi po dzień dzisiejszy wiele
radości. Jestem wdzięczny za wszystkie lata spędzone na
parkiecie w Jadownikach. Szczególnie chcę
podziękować, choreografowi „Jadowniczan” Jackowi
Dziadurowi. To między innymi Jemu zawdzięczam
zamiłowanie do folkloru i tańca ludowego. Dziękuję
wszystkim, którzy tańczyli wspólnie ze mną w mojej
rodzinnej wsi. Dziękuję za wspólne występy na scenach
krajowych i zagranicznych.
Od czasu
rozpoczęcia studiów w Krakowie czyli od roku 2004 jestem
członkiem „Zespołu Pieśni i Tańca Uniwersytetu
Jagiellońskiego Słowianki”. Dzięki obecnemu
Zespołowi mogę kontynuować promocję polskiego folkloru
na całym świecie.
Poniższy
tekst jest próbą opisania wyjazdu do "Kraju Kwitnącej
Wiśni", jednego z najciekawszych wyjazdów jaki było dane
mi przeżyć. Zachęcam wszystkich młodych duchem i sercem
do uczestnictwa w życiu kulturalnym a przez to również
do zainteresowania sztuką ludową. Nie dopuśćmy aby nasze
dziedzictwo kulturowe, polski folklor, tańce ludowe i
sztuka ludowa zanikła. Twórzmy i kontynuujmy tradycje w
naszych społecznościach lokalnych a następnie
prezentujmy ją w najdalszych zakątkach naszego globu.
Michał Krzywda
22 maja,
2007
Krakowiak na dwunastym piętrze
Prawie setny wyjazd zagraniczny Zespołu Pieśni i
Tańca Uniwersytetu Jagiellońskiego „Słowianki” już za
nimi. 23 pełnospektaklowych koncertów, 12 tysięcy
kilometrów, występ na dwunastym piętrze wieżowca.
Wszystko po to, aby promować polską kulturę, a
jednocześnie poznać kulturę „Kraju Kwitnącej Wiśni”.
Zadziwiające jest to, że wśród narodu japońskiego
istnieje tak wielu miłośników polskiego folkloru.
Japonia to kraj, w którym w zadziwiający sposób łączy
się tradycję ze współczesnością. Po pięciu tygodniach
wizyty w Japonii jednak nikt nie może powiedzieć, że
doskonale poznał ten kraj.
Ohayo gozaimasu!
(Dzień dobry) Niniejszy artykuł dotyczy 98 wyjazdu
zagranicznego Zespołu Pieśni i Tańca Uniwersytetu
Jagiellońskiego „Słowianki”. Tym razem był to wyjazd do
„Kraju Kwitnącej Wiśni” a w zasadzie Nippon
- „Kraju Wschodzącego Słońca” czyli Japonii. Trudno jest
pisać o Japonii skupiając się jedynie na koncertach
Zespołu pomijając inne aspekty związane z tym krajem. A
przecież wachlarz tematów i wątków jest ogromny:
obyczaje, ekonomia, kulinaria, historia, filozofia,
język, pismo, religie Wschodu, wszystkie wymogi
etykiety. Dla mnie jako obserwatora i uczestnika wyjazdu
trudno jest pominąć którykolwiek z tych aspektów, którym
można by z pewnością poświęcić osobne stosy książek.
Jednak na Japonię trzeba spojrzeć trochę z oddali, z
zachowaniem pewnego dystansu. To kraj bardzo dynamiczny,
który działa w przyspieszonym tempie, tutaj trzeba
stanąć z boku i spojrzeć na wszystko w zwolnionym
tempie. Dla nas europejczyków może okazać się to trudne,
ponieważ większość z nas z pewnością chciałaby wchłonąć
w ten kraj i w każdy jego szczegół. Jest to jednak
niemożliwe, gdyż Japonia to kraj pełen tajemnic, do
których nie każdy ma dostęp i nie każdy z nas potrafi
zrozumieć wszystkie zawiłości tego kraju.
Wypadki losowe
Od początku każdy z uczestników wyjazdu czuł w sobie
nutę ciekawości, adrenaliny, niepewności a z drugiej
strony zapewne jeszcze nie do każdego docierało, że jest
to wyjazd do tak odległego kraju. Część z nas starała
się jak najlepiej przygotować do tego wyjazdu poprzez
zakup przewodników, rozmówek itp. Każdy próbował
przygotować się jak najlepiej! Ciśnie się tutaj słowo
planowanie, jednak jak się okazało nie wszystko można
zaplanować. Informacja, która dotarła do nas w
przeddzień wyjazdu była wprost niewiarygodna. Otóż
choroba kierownika Słowianek, Henryka
Wolffa-Zdzienickiego oraz jednego z członków
Zespołu spowodowała niemożność ich udziału w wyjeździe
do Japonii. Ciężar odpowiedzialności za Zespół podczas
wyjazdu spadł na Barbarę de Lehenstein – Brońkę -
głównego instruktora tańca i choreografa „Słowianek”
oraz na kapelmistrza Wiesława Dziedzińskiego. Można
również napisać, że sytuacja ta sprawiła, iż również na
nas - jako Zespół - spadła większa odpowiedzialność.
Kierownictwo jednak znalazło zastępstwo co sprawiło, że
komplet trzydziestu dziewięciu wykonawców mógł wyjechać
do „Kraju Kwitnącej Wiśni”. Gdyby nie incydent w drodze
do Warszawy na stacji benzynowej pod Radomiem cała
podróż odbyła by się bez większych kłopotów. Awaria
autokaru nie spowodowała jednak opóźnienia dzięki
pragmatyzmowi Henryka Wolffa-Zdzienickiego oraz
solidności firmy przewozowej. Kierownik przewidział
bowiem już wcześniej możliwe wypadki losowe. Kolejny
autokar został podstawiony po około godzinie oczekiwania
na stacji benzynowej. Po dotarciu na warszawskie
lotnisko przyszedł czas na zmianę środka transportu.
Prawie piętnastogodzinny lot nr AB 007 brytyjskimi
liniami lotniczymi z przesiadką w Londynie minął bardzo
spokojnie. Na lotnisku w Naricie wylądowaliśmy w dniu 9
lutego br. o godzinie szesnastej czasu japońskiego.
|
|
|
|
zdjęcia: Konrad
Kosecki |
zdjęcie:Michał
Krzywda |
zdjęcie:
Tomasz Rusek |
Podczas pięciotygodniowego tournée Słowianki wystąpiły
na japońskich scenach 23 razy z dwugodzinnym programem
do czego należy również dodać 5 krótszych występów oraz
10 seminariów artystycznych, podczas których uczono
japońskich miłośników folkloru polskich tańców
narodowych oraz regionalnych. Grupa 39 wykonawców oraz
choreograf i główny instruktor tańca Barbara de
Lehenstein – Brońka przemierzyli 12 000 km aby
zaprezentować polską kulturę, a także podziwiać
japońskie zwyczaje oraz sztukę. W bogatym repertuarze
Zespołu znalazły się przyśpiewki rzeszowskie, polki
podkrakowskie, tańce lubelskie, biłgorajskie,
krakowiaków wschodnich, przeworskie, rzeszowskie, pieśni
i tańce kurpiowskie, pieśni i tańce górali
szczawnickich, pieśni i tańce śląskie, mazur, oberek z
kujawiakiem, polonez, pieśni „Czerwone jagody” oraz „Hej
mój Jasinek” oraz w wykonaniu kapeli polki sądeckie,
polki proszowickie i na zakończenie każdego koncertu
żywiołowo zatańczony, zaśpiewany i zagrany Krakowiak.
Organizatorem tournée i całego przedsięwzięcia był
Folklore Report z Tokio oraz prezydent tej organizacji
Tetsuo Masunaga, który pokrył wszystkie koszty związane
z przelotem Zespołu oraz z jego pobytem w Japonii.
Znaki
kanji i makaron udon
|
Wielką
magią jest japońskie pismo a w zasadzie ich trzy
rodzaje: kanji czyli chińskie ideogramy
reprezentujące pojęcia a nie głoski oraz
hiragana i katagana, które mają
wyłącznie wartość fonetyczną. W niektórych
źródłach podaje się istnienie 48000 znaków
kanji, jednak zwykle używa się tylko 5000 –
10000. Dla mnie i zapewne dla większości z nas
są one nieprzeniknioną zagadką. Każdy uczeń
japońskiej szkoły podstawowej musi opanować
około 900 znaków, absolwent obowiązkowej szkoły
średniej około 1800, natomiast wyższej uczelni
3000. Wystarczy sobie wyobrazić, że rekordzistą
jest ideogram składający się z 33 maźnięć
pędzelkiem! |
|
Japońskie
kulinaria to istna egzotyka. Pierwszy kontakt z
japońską żywnością mieliśmy już w samolocie.
Kostki sojowej galarety tofu, które
zazwyczaj moczy się w łagodnym bulionie z
wodorostami wziąłem za twarożek! Makaron udon
jadłem tylko raz i chyba więcej się na niego nie
skuszę, natomiast po Kare raisu (ryż
curry) chętnie sięgnę jeszcze nie jeden raz.
Naturalnie sushi i sashimi polecam
obowiązkowo każdemu kto odwiedzi kraj samurajów. |
zdjęcia: Konrad
Kosecki |
|
Na japońskim
tatami
Przez pierwszy i ostatni tydzień naszego pobytu w
Japonii mieszkaliśmy w miasteczku olimpijskim National
Olympics Memorial Youth Center w Tokio gdzie panowały
warunki europejskie. Kolejne trzy tygodnie tournée
odbyły się według ściśle określonego planu jednak jak
się później okazało japońskie planowanie wymagało
pewnych korekt. Podczas całego pobytu w Japonii każdy z
nas mógł się przekonać jak bardzo się różnimy od
japońskiej ludności i jak bardzo trudno nam
europejczykom przyzwyczaić się do wszystkich etykiet i
instrukcji. Miejsca noclegowe Słowianek były bardzo
zróżnicowane, począwszy od hoteli a skończywszy na
schroniskach górskich dla dzieci, gdzie na wejściu
dostaje się dość długą i skomplikowaną instrukcję jak
należy postępować w danym obiekcie łącznie z instrukcją
składania pościeli. Zespół dwukrotnie spał również u
japońskich rodzin, gdzie spotkaliśmy się z niesamowitą
gościnnością i uprzejmością aczkolwiek niektóre rodziny
nie były do końca przygotowane na nasze przybycie.
Większość domów
urządzona była bardzo podobnie: kuchnia i pokój dzienny
na modę europejską, natomiast sypialnia tradycyjna –
sześć do ośmiu tatami (to tradycyjna mata o
rozmiarze 1,86 cm na 93 cm, ani centymetra więcej, ani
mniej). Japończycy na dzień swe legowiska zwijają,
umiejętnie wkładają do specjalnych szaf-wnęk i następnie
rozstawiają niziutki stolik w otoczeniu poduszek.
Mistycyzm w
o-furo
Warto kilka słów poświęcić japońskiej higienie.
Dlaczego? Temat toalet oraz japońskich łaźni bardzo
często dominuje w rozmowach u osób, które powróciły z
„Kraju Kwitnącej Wiśni”. Potomkowie samurajów na każdej
płaszczyźnie życia starają się je sobie ułatwiać oraz
czerpać z niego jak najwięcej przyjemności. Japończycy
niesłychanie dbają o czystość osobistą, lecz mimo to a
może właśnie dlatego brzydzą się kąpielą w wannie pełnej
piany. Nim zanurzą się w wannie uprzednio starannie
szorują się pod kranem siadając na małej plastykowej
miseczce a następnie dokładnie spłukują mydło polewając
się miseczką. Dopiero potem zanurzają się w wannie lub w
o-furo
[2].
Pełen mistycyzm, taka kąpiel oczyszcza zarówna ciało,
jak i umysł, jest wspaniałym odpoczynkiem, rozrywką,
rodzajem klubu towarzyskiego, rytuałem, terapią. Podczas
naszych kąpieli w licznych łaźniach zawsze przebywa
kilkanaście osób zanurzonych po szyję. Można wówczas
podyskutować o wielu kwestiach zarówno tych poważnych
jak i tych błahych, śmiesznych. W niektórych przypadkach
taka kąpiel trwa czasem kilka godzin - niestety nie w
naszym z powodu braku czasu delektowania się japońskim
zwyczajem. Takie wygrzewanie wiąże się zapewne z brakiem
ogrzewania w Japonii (wyłączanego na noc), gdzie po
powrocie do sypialni organizm ma więcej ciepła po
kąpieli w o-furo dochodzącej do 50 lub 60 stopni
Celsjusza. Toaleta w japońskim stylu to naturalnie
dziura w podłodze. Jednak często też zdarzają się
toalety typu europejskiego, wyposażone dodatkowo w
mnóstwo udogodnień, o których nie sposób pisać.
Chwile
wzruszeń na japońskim szlaku
W ciągu pięciu tygodni Słowianki gościły na trzech z
czterech japońskich wysp: Honsiu, Sikoku oraz Kiusiu
(niektórzy żartują, że północna wyspa Hokkaido była
wówczas zarezerwowana tylko dla narciarzy
uczestniczących w Mistrzostwach Świata w skokach
narciarskich). Zespół przebywał w około 30 miastach,
większe z nich to: Tokio, Osaka, Fukuoka, Kioto, Sendai,
Hirosima, Kochi.
We
wszystkich miejscach byliśmy przyjmowani bardzo
entuzjastycznie, niektóre z nich dostarczyły nam
wielu wzruszeń jak chociażby szkoła podstawowa
Kozakai-Nishi nieopodal Tokio, gdzie około dwóch
tysięcy dzieci wprawiło nas w stan osłupienia i
niesamowitego wzruszenia. Na wielkiej sali
gimnastycznej byliśmy potraktowani z największym
szacunkiem i z pełnym pietyzmem. Nie wymagaliśmy
tego, a jednak wszyscy siedząc w jednym rzędzie
na krzesłach czuliśmy ciepło bijące od dzieci,
które śpiewały „Szła dziewczka do laseczka” w
języku polskim a następnie pieśń o pokoju w
języku japońskim. Siedząc tam i trzymając aparat
w dłoni nakręciłem tylko parę sekund tego
wydarzenia i zrobiłem jedno zdjęcie, gdyż
wolałem utrwalić ten moment w moich myślach i
chciałem, aby ta chwila trwała we mnie jak
najdłużej. Gdybym tylko mógł uściskać wszystkie
znajdujące się tam japońskie dzieci z pewnością
bym to zrobił. Właśnie dziecko jest w stanie
przenieść nas w tajemniczy świat gdzie pewne
rzeczy wydają się proste bo takimi właśnie
powinny być. Zapamiętam datę wizyty w tej szkole
i zapamiętam ten dzień, 13 luty 2007. Może
wydawać się to zabawne ale w dzieciach jest
jakaś siła i moc, przy której stajemy się bardzo
mali. Jestem przekonany, że ten moment był w
stanie wynagrodzić wszystkie gorsze dni podczas
naszej wizyty w Japonii. (zdj.
Kondrad Kosecki) |
Drugim wzruszającym momentem była zapewne wizyta w
Muzeum Pokoju w Hiroszimie. Nie trzeba nikomu
przypominać wydarzeń, które miały miejsce 6 sierpnia
1945 roku. Od jednego wybuchu w jednej sekundzie zginęło
ponad 78 000 mieszkańców. Szczególne wrażenie robi
umieszczony na wystawie zegarek zatrzymany na godzinie
8:16:02 w momencie wybuchu pierwszej w historii bomby
atomowej.
Hamburger w
scenerii Kioto
Oczywiście podczas naszego tournée nie zabrakło również
wizyt w japońskich świątyniach oraz zamkach, które to
zamki są do siebie bardzo podobne. Zapewne największą a
zarazem najkrótszą z nich i najbardziej cenną wizytą,
była wizyta w Kioto i w imponującej 1000 - letniej
świątyni Kiyomizu. Kioto było miejscem naszych
negocjacji z organizatorem, który dał nam tylko dwie
godziny na zwiedzanie Kioto co jest zupełną abstrakcją w
mieście, w którym znajduje się dwanaście kompleksów
świątyń oraz liczne muzea. Dodatkową „atrakcją” było
zjedzenie wśród urokliwych uliczek Kioto „wspaniałego”
obiadu w postaci hamburgera i frytek z Mc Donalda...
Można sobie tylko wyobrazić grupę czterdziestu osób
siedzących na murkach i konsumujących hamburgery oraz
frytki popijając Coca-Colą. Jednak ku naszej uciesze
takich momentów nie było zbyt wiele.
Słowianki prezentowały się w różnych miejscach,
przykładem może być wieżowiec, gdzie zespół windą wzbił
się na wyżyny i wystąpił na dwunastym piętrze. Dla
odmiany kilka dni później podobną windą wykonywał
dwugodzinny program na czwartym piętrze pod ziemią...
Japońskie widownie liczyły od 300 do 2 000 miejsc, w
większości miast widownie były wypełnione po brzegi a
publiczność zbierała się już godzinę przed koncertami co
jest ewenementem. Osobiście byłem bardzo zaskoczony
fascynacją japońskiego widza polskim folklorem. Warte
podkreślenia jest również to, iż japoński widz nie
ogranicza się jedynie do biernej postawy objawiającej
się w oglądaniu spektakli, ale również chce brać czynny
udział poprzez uczęszczanie na seminaria, gdzie
zapoznaje się z elementami poszczególnych tańców oraz
techniką ich wykonania. Oczywiście w niektórych
przypadkach oczekiwania japońskiego widza przekraczają
nasze możliwości oraz warunki zawarte w umowie.
Imponował poziom taneczny grup seminaryjnych, których
średnia wieku wynosiła około 60 lat(!). W seminariach
uczestniczyła zróżnicowana liczba osób, jednak w
większości były to grupy około stu osobowe, które z
wielkim skupieniem słuchały uwag głównego instruktora
tańca i choreografa Barbary de Lehenstein – Brońki.
Barbara-san - bo tak została nazwana pani instruktor -
podołała trudom edukacyjnym w „Kraju Wschodzącego
Słońca”. Seminaria odbywały się przy akompaniamencie
Wiesława Dziedzińskiego oraz przy utworach z płyty
Słowianek, która została nagrana w październiku
2006 roku w związku wyjazdem Zespołu na tournée do
Japonii.
W dłoni z
drewnianym młotem
Zespół również kilkakrotnie uczestniczył w tzw. „Welcome
Party”, gdzie oprócz poczęstunku prezentowane były
japońskie tradycje takie jak: obrzęd parzenia herbaty,
(który trwa około godziny), sztuka kaligrafii bądź
przygotowywanie świątecznego przysmaku o-mochi,
który ma konsystencję plasteliny. Zajęcie
przygotowywania o-mochi to nie łatwe wyzwanie.
Najpierw należy ugotować ryż. Jest to specjalny ryż (ma
śnieżnobiały kolor), który gotuje się na parze w
specjalnym naczyniu. Następnie ugotowany ryż przenosi
się do drewnianego lub kamiennego naczynia. Kolejną
czynnością jest długie i mocne ubijanie ryżu przy pomocy
wielkiego drewnianego młota tak, aż zrobi się z niego
jednolita masa. Myliłby się ten, kto uważa, że jest to
lekka praca – ciężar młota to około 10 kg. Mężczyzna,
który ubijał ciasto po krótkiej prezentacji, oddał
młotek w nasze ręce, ku wielkiej uciesze naszej i
wszystkich obecnych na sali. Co jakiś czas ciasto należy
odwrócić i polać odrobiną wody. Samo ubijanie trwa około
20 minut. Z gotowego ciasta lepi się ciasteczka, które
następnie umieszcza się na półmiskach. W jednym z nich
znajdowała się czerwona fasola przyrządzona na słodko, w
drugim przecier z rzepy, a w trzecim posypka -
prawdopodobnie również z fasoli.
Podczas pięciotygodniowego tournée Słowianki wystąpiły
na japońskich scenach 23 razy z dwugodzinnym programem
do czego należy również dodać 5 krótszych występów oraz
10 seminariów artystycznych, podczas których uczono
japońskich miłośników folkloru polskich tańców
narodowych oraz regionalnych. Grupa 39 wykonawców oraz
choreograf i główny instruktor tańca Barbara de
Lehenstein – Brońka przemierzyli 12 000 km aby
zaprezentować polską kulturę, a także podziwiać
japońskie zwyczaje oraz sztukę. W bogatym repertuarze
Zespołu znalazły się przyśpiewki rzeszowskie, polki
podkrakowskie, tańce lubelskie, biłgorajskie,
krakowiaków wschodnich, przeworskie, rzeszowskie, pieśni
i tańce kurpiowskie, pieśni i tańce górali
szczawnickich, pieśni i tańce śląskie, mazur, oberek z
kujawiakiem, polonez, pieśni „Czerwone jagody” oraz „Hej
mój Jasinek” oraz w wykonaniu kapeli polki sądeckie,
polki proszowickie i na zakończenie każdego koncertu
żywiołowo zatańczony, zaśpiewany i zagrany Krakowiak.
Organizatorem tournée i całego przedsięwzięcia był
Folklore Report z Tokio oraz prezydent tej organizacji
Tetsuo Masunaga, który pokrył wszystkie koszty związane
z przelotem Zespołu oraz z jego pobytem w Japonii.
Sztuka
konformizmu
Organizatorom naszego tournée i ich współpracownikom
należą się słowa uznania za profesjonalne przygotowanie
koncertów i związane z tym aspekty techniczne. W pełni
fachowa ekipa zajmująca się światłem oraz dźwiękiem
podczas koncertów, stanęła na najwyższym poziomie.
Dzięki temu Zespół mógł się godnie i w sposób jak
najlepszy zaprezentować japońskiej publiczności.
Na organizatorze oraz jego współpracownikach spoczywało
również dotrzymanie warunków umowy zawartej z
kierownikiem Słowianek, Henrykiem Wolffem-Zdzienickim co
nie zawsze niestety było realizowane przez stronę
japońską. Kilkakrotnie Zespół musiał sam interweniować w
wielu kwestiach. Jednak aby temu problemowi i wszystkim
perypetiom organizacyjnym poświęcić miejsce, potrzebny
jest osobny artykuł. Jak pisze pani Janina Rubach –
Kuczewska w swojej książce „Życie po japońsku”: „we
wszystkich dziedzinach życia dominuje tu mentalność amae,
stanowiąca istotę psychiki japońskiej. Jest ona
wykładnią powiązań, zależności grupy od zwierzchnika i
zwierzchnika od zespołu. Otóż Japończyk przez całe życie
– zgodnie z teorią amae – tak jak dziecko łaknie
uczucia, oczekuje i żąda wyrozumiałości, uważając, że mu
się ona należy, że winy i błędy winny być mu wybaczone”.
Można napisać, że w każdym społeczeństwie nie brak
ludzi mniej i bardziej szlachetnych, gorszych i
lepszych. W myśli mam również wypowiedź pewnego
profesora Chie Nakane, którą przeczytałam w jednej z
książek: „Jest taki gatunek ryb, które nie mają
kręgosłupa, ich kształt zależy od zewnętrznego
otoczenia, bo galareta łatwo się ugina, a gdy zmniejszyć
nacisk, znów nabiera pierwotnego kształtu. Właśnie tacy
są Japończycy”. Tym akcentem chciałbym zakończyć.
Wyjazd do Japonii zostanie do końca w mojej pamięci.
Sądzę, że i również w pamięci pozostałej części moich
przyjaciół, z którymi spędziłem wspaniałe chwile w
„Kraju Wschodzącego Słońca”. Oyasumi nasai Nippon!
(Dobranoc Japonio!).
Michał Krzywda
[1] „Japonia
– Nippon” (czyt. Nihon lub Nippon) - „Kraj Wschodu
Słońca”. Janina Rubach-Kuczewska pisze za Michałem
Dereniczem, iż źródła tej nazwy należy się upatrywać w
usytuowaniu geograficznym wysp japońskich, albo w czci
dla bogini słońca, według legendy prarodzicielki kraju i
jego pierwszego władcy.
[2]
O-furo - To tradycyjna japońska łaźnia, będąca
integralną częścią życia Japończyków. W przeszłości
odbywano specjalne rytuały kąpiących się wspólnie
sąsiadów. Japońskie łaźnie oznaczają coś więcej niż
tylko czynność higieniczną. Są silnym elementem kultury
a nawet wierzeń. |