Ratowanie
zapomnianej mogiły - rozmowa z Piotrem Śledziem
Tekst o ratowaniu mogiły kapitana Klimka jest niejako kontynuacją mojego poprzedniego o nim artykułu "Stanisław Klimek- zapomniany Kapitan". Chciałbym poprzez poniższy tekst nie tylko uhonorować przede wszystkim pana Piotra Śledzia oraz pana Wacława Jawora, ale także zachęcić innych brzeskich przedsiębiorców do podobnych działań na rzecz naszego "starego cmentarza". Może znajdą się tacy? Jacek Filip Kiedy pod koniec 2011 roku zainteresowałem się postacią kapitana Stanisława Klimka po przeczytaniu o nim w Kronice J. Burlikowskiego, wiedziałem jedynie, że został pochowany na cmentarzu parafialnym w Brzesku. Nie miałem pojęcia, jak wyglądała jego mogiła, ale sądziłem, że jeśli przetrwała do naszych czasów, to wskaże mi ją w miarę czytelny napis na tabliczce, choć od pogrzebu tego oficera upłynęło kilkadziesiąt lat i mogło jej już nie być. Choć dowiedziałem się ze wspomnianej Kroniki, gdzie grób jest zlokalizowany, to dopiero po dokładnym oglądzie wszystkich mogił w tamtym rejonie cmentarza trafiłem na tę właściwą. Jej stan wyjaśniał moje poszukiwawcze problemy. Zobaczyłem stosunkowo niewysoki, mocno przechylony, popękany i właściwie rozsypujący się pomnik. Tablica nagrobna ledwo się go trzymała. Trzeba było dokonać różnych „zabiegów”, żeby odczytać, choć częściowo, prawie zupełnie niewidoczny na niej napis. Otoczenie grobu kryjącego szczątki Kawalera Orderu Virtuti Militari także nie stanowiło pięknego widoku. Widoczna za grobem porośnięta trawą i zielskiem góra ziemi to, jak się okazało, przykryte nią resztki zniczy, kwiatów i innych cmentarnych akcesoriów składowanych tutaj przez lata; widać odwiedzający cmentarz uznali ten zakątek za miejsce jak najbardziej nadające się na śmietnik po zlikwidowaniu takowego tam, gdzie dzisiaj stoi budynek zajmowany przez bank. Fotografia ze strony internetowej rodziny Klimków najlepiej pokazuje różnice pomiędzy wyglądem mogiły kapitana Stanisława Klimka z lat międzywojennych, a jej obecnym stanem. Dolna część, podnosząca pomnik o dobre kilkadziesiąt centymetrów, znikła. Czyżby się rozsypała? Z tym pytaniem zwróciłem się do pana Piotra Śledzia (na zdjęciu), właściciela zakładu kamieniarskiego w Brzesku, który przejął po zmarłym na początku 2012 roku ojcu. Podobnie jak poprzednik również pan Piotr nie stroni od działalności charytatywnej i bardzo chętnie podjął się próby uratowania tej mogiły na tyle, na ile będzie to możliwe. Obramowanie grobu jest całe, tylko wszystko znajduje się na miękkim podłożu i pod wpływem swojego ciężaru, jaki oceniam na więcej niż pół tony, po prostu się zapadło – usłyszałem odpowiedź, poprzedzoną zebraniem fragmentu ziemi przykrywającej dość grubą warstwą mogiłę. Na pierwszy ogień renowacji poszła nagrobna tabliczka, żeby już bez żadnych domysłów było wiadome, czyje szczątki kryje to miejsce. Przywróceniem pierwotnego wyglądu temu elementowi zajęła się Anna, żona pana Piotra. Po powtórnym przymocowaniu tabliczki można było rozpocząć kolejny etap prac. Przed przystąpieniem do dalszych działań przy pomniku – opowiada młody przedsiębiorca – należało „oczyścić teren” wokół niego. Razem z pracownikami wywieźliśmy z otoczenia grobu dwa auta ziemi. Nawiasem mówiąc, jakieś dwa tygodnie później ktoś nawrzucał tam zeschłych kwiatów, zniczy i fragmentów pogrzebowych wieńców. Ponownie musieliśmy zrobić z tym porządek. Przy dokładniejszych oględzinach okazało, że pomnik nie ma zbrojenia. Widząc w nim dość znaczne pęknięcia i ubytki, zdaliśmy sobie sprawę, że gdyby ktoś mocniej go pchnął, to by się przewrócił i chyba całkowicie rozsypał. Żeby do tego nie dopuścić, założyliśmy w nim druty zbrojeniowe i zacementowaliśmy wszystkie miejsca po ubytkach. Ponieważ opisane prace pan Śledź i jego pracownicy wykonywali w chwilach „odpoczynku” pomiędzy swoimi normalnymi obowiązkami, wynikającymi z prowadzenia firmy kamieniarskiej, dlatego dopiero na jesieni 2012 roku można było pomnik „zaimpregnować”, przygotowując go do dalszej renowacji, oraz przykryć brezentem chroniącym przed następstwami szybko zmieniającej się wtedy aury. Mniej więcej w tym samym czasie zostało usunięte „śmietnisko” znajdujące się w bezpośredniej bliskości miejsca pochówku kapitana Klimka, a stało się to dzięki uprzejmości pana Wacława Jawora i pracowników jego firmy. Piotr Śledź uważa, że jest szansa, aby zapadnięta część grobu z powrotem „ujrzała” światło dzienne, nawet poczynił pewne obliczenia i rozrysował czynności, jakie należałoby wykonać. Oczywiście, najpierw w całości trzeba go odkopać, następnie zalać pod nim betonową płytę i dopiero całość podnieść dźwigiem, bo wtedy jest szansa, że nie pęknie, gdyż ten nagrobek, podobnie jak pomnik, też nie ma zbrojenia. Szczątki zmarłego czy resztki trumny zostałyby nienaruszone. Po dokonaniu tej operacji nie usuwałoby się płyty betonowej, bo gdyby w przyszłości ponownie wszystko miało zacząć zagłębiać się w ziemi, bez problemu można by całość z powrotem dźwigać (płyta miałaby zamontowane kolucha). Gdyby mój plan miał zostać zrealizowany, nieodzowna będzie pomoc jakiejś betoniarni i firmy posiadającej odpowiedni dźwig. Może ktoś z brzeskich przedsiębiorców zechciałby te prace zasponsorować? Korzystając z tego, że dla kamieniarzy zima jest martwym sezonem, więc czas ich nie goni, mogłem dłużej porozmawiać z panem Piotrem. Wiem, że po pracy znajduje pan czas na inną działalność, którą określa się mianem non profit. Zgadza się. Jestem sekretarzem Oddziału Rejonowego PCK w Brzesku, który obejmuje swym zasięgiem cały powiat. Dużo satysfakcji sprawia mi bycie członkiem Zarządu Klubu Honorowych Krwiodawców przy Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Brzesku, zwłaszcza że moją kandydaturę zaproponowali sami strażacy. Za wszystko nie chce się pieniędzy, chociaż poświęca się swój czas, gdyż to daje satysfakcję, że pomaga się w ten sposób innym. A skąd zainteresowanie takimi działaniami jak te na cmentarzu parafialnym? Tato (Wacław Śledź – przyp. J.F.) zawsze mnie uczył, że nie za wszystko trzeba brać pieniądze. Mówił, że w wielu sprawach zysk przychodzi później, choć w innej formie. Ojciec i dziadek robili to wcześniej, ja już jestem trzecim pokoleniem. Dziadek (Alojzy Pytka – przyp. J.F.) był w Cechu mistrzem kamieniarstwa, więc jakoś w genach to zostaje. Miałem od dziecka wszczepione dbanie o groby, bo przecież spoczywają w nich ludzie, dzięki którym istniejemy, po prostu jesteśmy im to winni. I wcale nie chodzi o to, żebyśmy przychodzili na cmentarze co drugi dzień, przynosili kwiaty, palili znicze czy śpiewali pieśni, ale chodzi o PAMIĘĆ, która jest przecież jedną z form oddawania komuś czci. A skierowanie tej PAMIĘCI na nekropolie w najbliższej okolicy to wyraz naszego lokalnego patriotyzmu. Ktoś kiedyś powiedział, że „ojczyzna to ziemia i groby” (słowa marszałka Ferdynanda Focha – przyp. J.F.), więc staram się w miarę swoich możliwości dawać świadectwo tak pojmowanego patriotyzmu. Tata wykonał grób i stosowną tablicę w lesie Grabaliny w Uszwi, które upamiętniają postawę mieszkańca tamtej miejscowości Wojciecha Kotfisa, teraz ja zająłem się opieką nad tą mogiłą, jej sprzątaniem i konserwacją. Jako reprezentant brzeskiego Kamieniarstwa wykonałem tablicę, umieszczoną na murze cmentarza parafialnego od strony ulicy Kościuszki, która jest poświęcona ofiarom represji komunistycznych. Piękne przykłady, a ponieważ ostatni z nich w jakiś sposób wiąże się z naszym cmentarzem parafialnym, „przenieśmy się” na tę nekropolię. Uważam, że należy ratować to, co jeszcze jest, bo czas, niestety, robi swoje. Są tutaj nagrobki, o których nikt nie wie, że je naprawiłem. Krzyże, kapliczka – było tego kilka rzeczy. Udało mi się je scalić i powróciły na swoje miejsce, jak na przykład ten krzyż, o jaki się potknąłem, wcześnie nie widząc go, gdyż był cały zarośnięty trawą. Kiedy ją odgarnąłem, zobaczyłem krzyż w kawałkach. Podniosłem go, połączyłem w całość, na ile było to możliwe, i umieściłem na pomniku (jak się okazało, był to krzyż z pomnika na grobie rzeźbiarza Walentego Lisieńskiego – przyp. J.F.). Na „starym cmentarzu” jest dość sporo grobów starych i bardzo starych, którym już przyklejenie jakiejś odpadniętej części nie wystarczy. Czy myślał pan o poważniejszych pracach renowacyjnych? Nie planuję zmiany profesji, ale nie taję, że kiedy tylko mogę, to staram się „podglądać” konserwatorów zabytków , poznawać metody ich pracy, a przede wszystkim materiały, jakich używają. W miarę wolnego czasu czytam też fachową literaturę. Już poznałem niektóre tajniki konserwacji nagrobków zrobionych z piaskowca, dlatego sądzę, że uda mi się scalić aniołka rozbitego w lecie ubiegłego roku na cmentarzu parafialnym ("Akt wandalizmu na cmentarzu parafialnym w Brzesku"), zwłaszcza że miesiące zimowe sprzyjają tego typu „remontom”, bo jest mniej podstawowej pracy w zakładzie. A skoro mowa o konserwatorach zabytków, to jakie jest pańskie zdanie na ich temat? O ile ich specjalistyczna praca przy renowacji zabytków jest dla mnie w pełni zrozumiała i potrzebna, o tyle niektóre działania Urzędu Ochrony Zabytków już mniej. Według mnie, w wielu wypadkach stanowisko tego Urzędu to najlepsza droga do niszczenia zabytków. Znam ludzi, którzy chcieli wyremontować drewniany dworek w Słotwinie, ale musieli z tego zrezygnować, gdyż konserwator zabytków postawił tak wysokie wymagania, że nie było tych osób stać na ich pełne sfinansowanie. No i dworek popadł w całkowitą ruinę. Innym przykładem jest dworek w Okocimiu. „Przepychanki” wokół niego trwały tak długo, i jeszcze, jak słyszałem, trwają, że - podobnie jak ten w Słotwinie - przedstawia sobą przysłowiowy obraz nędzy i rozpaczy. Moim zdaniem, funkcja Urzędu Ochrony Zabytków powinna w pierwszym rzędzie sprowadzać się do doradztwa i oczywiście, prowadzenia renowacji, ale ze środków własnych. W sytuacji braku tych środków - a tak przecież jest - Urząd powinien zezwalać na ratowanie mniej wartościowych obiektów tzw. domowymi sposobami, bo inaczej popadną w ruinę. Nie ma się co oszukiwać, ile podmiotów stać dzisiaj na bardzo kosztowne prace konserwatorskie? Jeśli chodzi o nasz cmentarz parafialny, to obawiam się, że w razie przejęcia nad nim opieki przez konserwatora zabytków, moja dalsza działalność, jak przedstawiona wyżej, stanie pod znakiem zapytania. Ostatnie pytanie. Czy można się spodziewać, że na tegoroczne Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny mogiła kapitana Stanisława Klimka choć w części odzyska swój dawny wygląd? Jest to bardzo realny termin, tym bardziej że większość prac związanych z uzupełnieniem ubytków nagrobka już wykonaliśmy. Pozostało jedynie spróbować uzyskać jednolitą barwę „postumentu”. Trudność polega na tym, że kilkadziesiąt lat temu używano trochę innych materiałów niż obecnie i nie zawsze są one - używając języka komputerowego - ze sobą kompatybilne. Ale jestem dobrej myśli. Kolejnym etapem prac wokół mogiły będzie uporządkowanie jej otoczenia. Żeby jednak uzyskać wygląd pomnika w całej okazałości – tej sprzed lat – trzeba poświęcić jeszcze dużo czasu, bo jest to zadanie pracochłonne i skomplikowane, ale gdyby zechcieli się do niego zaangażować także inni właściciele firm, na pewno wykonalne. Dziękując panu Piotrowi za rozmowę oraz dotychczasowe zaangażowanie w ratowanie grobu kapitana Stanisława Klimka, Kawalera Orderu Virtuti Militari, żywię nadzieję, że znajdą się chętni do dalszej pomocy i już w tym roku uda się tej mogile przywrócić dawny wygląd. Jacek Filip 11 marca 2013 r. |