Pierwsze lata
Ogródu Jordanowskiego w Brzesku
we wspomnieniach
Zbigniewa Szydka
W grudniu 2009 r. w artykule "Ogródek
Jordanowski w Brzesku" Jacek Filip przedstawił historię
tego miejsca, spełniającego w latach 1956 - 90 ważną rolę w życiu
młodych i najmłodszych mieszkańców miasta.
Jedną z osób mających możliwość obserwowania początków powstawania Ogrodu był Zbigniew Szydek. Jego ciocia - Janina Grzesik - była, jak napisał Jacek Filip, "osobą, która wzięła na siebie ciężar zorganizowania tego miejsca, aby mogło służyć mieszkańcom naszego miasta". Kiedy w roku 1956 powstał Ogród Jordanowski, chodziłeś do pierwszej klasy podstawówki. Pamiętasz jak wtedy wyglądał Ogród? W Ogrodzie bywałem prawie codziennie. Pamiętam, że na ogrodzeniu była informacja w postaci półokrągłego napisu OGRÓD JORDANOWSKI, a pod spodem podano datę: rok 1956. Na jednej części Ogrodu umiejscowiono boisko do piłki siatkowej oraz wyznaczono plac, mający wymiary zbliżone do wymiarów boiska do piłki ręcznej; graliśmy na nim w "dwa ognie" i "zośkę". W późniejszych latach także w piłkę ręczną. Od strony rynku (dzisiejszy Plac Kazimierza Wielkiego) i od budynku p. Klimasa ziemia była bagienna, bo wcześniej było to miejsce, na którym handlowano końmi.
Stefania Kuhny - wychowawczyni. (Rok 1962) W piłkę nożną na terenie Ogrodu nie wolno było wówczas grać. Przy wejściu od strony dworca autobusowego był usytuowany mały domek, który istnieje do dzisiaj.
Na początku była to siedziba kierownika i świetlicowej, która wypożyczała sprzęt sportowy, książki i gry. W małym pomieszczeniu było także miejsce dla dozorcy, który przychodził do pracy na godz. 19.00, spał tam, pilnując, aby się nikt nie włamał, a rano od 7.00 był pracownikiem porządkowym.
Od północnej strony Ogrodu był wybudowany budynek gospodarczy, gdzie trzymano narzędzia ogrodnicze, opał, a później również siano do dokarmiania sarenki, która w późniejszym okresie miała swój wybieg na terenie Ogrodu. Obok budynku kierownika było miejsce na lodowisko w zimie, dlatego w rogu tego placu wybudowano studnię.
Władysława Wójtowicz z dziemi przebywającymi na zimowisku. W lecie plac ten służył do różnych zabaw: do gry w "zośkę", hula-hop czy gier takich jak berek oraz "klasy". Dopiero w połowie lat 60-tych przerobiono go na boisko do koszykówki.
W ogrodzie stał do lat 90-tych drewniany budynek. Podobny był trochę do Pawilonu w Parku Goetza. "Pawilon" został wybudowany przez Urząd Miasta w roku 1958 z myślą o jednorazowej imprezie. Był to budynek bez ścian - urządzono tam chyba jeden albo dwa festyny i potem nie wiedziano, co z nim zrobić. Teren, razem z małym stawem, który był obok pawilonu, przekazano Ogrodowi Jordanowskiemu. Staraniem Janiny Grzesik w roku 1959 pawilon "uzupełniono" o "pełne" ściany, powstała kuchnia, sala widowiskowa, scena, kancelaria oraz dwa magazynki, w których były szatnie dla przedszkolaków. Znalazło się także miejsce na magazyn spożywczy intendenta.
Od godziny 8.00 do 12 - 13.00 było tam przedszkole, które prowadziła pani Irena Zachara, a po przedszkolu była świetlica czynna do godz. 16.00 - 17.00. Prowadzona ona była najpierw przez moją ciocię, a później dodano etat, na który została przyjęta pani Władysława Wójtowicz. W kuchni szefową była pani Zofia Wyczesany, a pomocą kuchenną pani Helena Łukowicz, która po odejściu pani Wyczesanej zajęła jej miejsce. Po zwolnieniu się pani Wójtowicz przyszła pani Barbara Baczyńska (po mężu Wrona), która po odejściu na emeryturę Janiny Grzesik została kierownikiem. Staw nie był taki mały. Rósł tam tatarak i parę osób dobrze się nieraz wykąpało, próbując go zrywać. Nie wiem czy pamiętasz ale na stawie, zanim MPGK zrobiło duże lodowisko, rozgrywaliśmy w zimie mecze hokejowe ?
Oczywiście, że pamietam, ale staw kojarzy mi się z inną historią . Na jakąś imprezę grudniowo-mikołajową szła na skróty do Ogrodowego Pawilonu obecna żona jednego z brzeskich biznesmenów. Szła przez staw, po lodzie. Lód się załamał. Ktoś przybiegł do Pawilonu i powiadomił nas o tym. Wybiegłem - ona była w wodzie i trzymała się kry. Podpełzłem do niej i ja wyciagnąłem. Potem razem suszyliśmy się koło trociniaka w Pawilonie. Poza przedszkolem i zimowiskami, w ogródku Pawilonie funkcjonowała świetlica gdzie młodzież mogła rozwijać swoje zainteresowania artystyczne. Tak, w Ogrodzie Jordanowskim były różne kółka zainteresowań, np. muzyczne, które prowadził Tadeusz Krawczyk. Było kółko teatralne. Pamietam, że wystawialiśmy sztukę "Młyn w Jałbrzykowie" - grałem tam rolę kota w butach. Mieliśmy naprawdę fantastycznie uszyte stroje, a na nasze przedstawienia przyjeżdżały wycieczki z całego powiatu brzeskiego.
Ten okres i ja pamietam. Powstały wtedy w Brzesku dwa zespoły bigbeatowe. Grałeś w jednym z nich. W kancelarii u cioci (Janiny Grzesik) było radio AVO-18, przez które były na teren Ogrodu przekazywane uwagi, informacje, a także muzyka. W roku 1963 to radio posłużyło nam jako wzmacniacz dla trzech gitar zespołu muzycznego DZIKUSY. Graliśmy tzw. mecz bigbeatowy z zespołem KAWALIRY w Liceum, gdzie jury wskazało nas jako zwycięzców. Rewanż był w kinie BAŁTYK, gdzie również wygraliśmy. Potem kapela się rozpadła. (więcej na temat zespołów przeczytać można tutaj --> Zb. Stós)
Dziękuję za rozmowę i zdjęcia, które mam nadzieję przybliżą czytelnikom atmosferę tamtych lat, a paru na pewno zakręci sie łza w oku, kiedy przypomną sobie dobre czasy dzieciństwa.
Może na zakończenie warto
przypomnieć jeszcze to, że dla świetlicy przychodziły dary z pomocy
zagranicznej. Były to produkty żywnościowe opatrzone napisem CARE.
Przysyłano mąkę, masło, cukier, ryż. Ale było to jeszcze pod koniec lat
50-tych.
Wspomnienia Zbigniewa Szydka spisał Zbigniew Stós 10 maj 2010 r. |