WSPOMNIENIA O ŁYSOGÓRSKIM LIBERATORZE

Po trzech latach znowu powraca temat amerykańskiego bombowca, zestrzelonego przez Niemców w 1944 r. Samolot  rozbił się w lesie na zboczu należącym do części  wsi Łysa Góra - zwanel Przymiarki. Temat ten po raz pierwszy poruszony został w październiku 2004 r. przez Wojciecha Gurgula, który opisał historię zasłyszaną od swojego wujka Piotra Sachy, będącego jednym ze świadków zestrzelenia samolotu. Dzięki Wojtkowi czytelnicy mogli zapoznać się z historią zestrzelenia samolotów nad Łysą Górą oraz w rejonie Letowic (w Dębinie Zakrzowskiej - na wschód od Wojnicza). Artykuł, zainteresował także rodziny pilotów zamieszkałych za oceanem :

"Mój znajomy, Dave Beanland, pochwalił mi się, że jego wujek zginął w Polsce podczas II Wojny Światowej. Poszukiwania w interncie doprowadziły mnie do pana wspaniałej strony. Brat lotnika C.A. Beanland nigdy nie widział grobu brata. Dzięki artykułowi i zdjęciom pana Wojciecha Gurgula mógł on zobaczyć grób brata. Być może wybierze się do Polski. (Robert Krzeski, Cincinnati, OH)"

fot. Wojciech Gurgul

Przy okazji zamieszczania materiału w internecie okazało się, że na tablicy pamiątkowej, umieszczonej w roku 1983 na obelisku, znajdującym się na miejscu katastrofy w Łysej Górze, na siedem podanych tam nazwisk aż pięć jest napisanych z błędami. (fot. powyżej)

fot. Julian Hebda

Błędy te poprawiono 3 lata później, w sierpniu 2007 roku, kiedy to z okazji 63. rocznicy zestrzelenia samolotu LIBERATOR odsłonięto nową tablicę pamiątkową ufundowaną przez wójta Dębna.  Pisał o tym pochodzący z Porąbki Uszewskiej Julian Hebda, który przysłał także dwa zdjęcia przedstawiające wrak samolotu oraz członków "komisji niemieckiej".

Wszystkich czytelników, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z tymi artykułami, zapraszam od ich przeczytania. czytaj-->>

Tak jak napisałem na początku, temat powrócił w tym miesiącu. Stało się to za sprawą Pana Marcina Janusza Hamielca z Rawicza, którego rodzina mieszka w Brzesku i którego żona Maria, pochodząca z Łysej Góry, jest córką Jana Gawła, jednego ze świadków zestrzelenia samolotu, a w latach 80-tych aktywnie działającego wraz z Janem Gurgulem w celu upamiętnienia lotników poległych w 1944 roku na Przymiarkach. Ich starania zakończyły się w roku 1983, kiedy to odnowiono leśny grób i zamieszczono obelisk wraz tablicą z nazwiskami poległych lotników.

Jak się okazuje, Marta, córka państwa Hamielców, już jako 9-letnia dziewczynka miała "skłonności" do spisywania różnych historii i przy każdym przyjeździe do Łysej Góry wypytywała Dziadka Jana i inne osoby o szczegóły upadku Liberatora. Jak pisze Pan Marcin, "Tych wspomnień zgromadziliśmy sporo. Są to przede wszystkim nagrania audio (niestety, na kasetach magnetofonowych i złej jakości - taki był przed laty sprzęt)."  Poniżej zamieszczam wspomnienia zanotowane 16 lat temu przez 9 - letnią Martę oraz streszczenia wspomnień zarejestrowanych na taśmie magnetofonowej w dniu 26 lipca 1996 roku (Łysa Góra) dotyczących Liberatora.

Zb. Stós

26 lipca 2010 r.


WSPOMNIENIA O ŁYSOGÓRSKIM LIBERATORZE

Wspomnienia Jana Gawła (ur. 1921 zm. 2004) zapisane 16 lipca 1994 roku (Łysa Góra - Przymiarki):

17 sierpnia 1944 roku, około północy, nadleciał nad Łysą Górę płonący samolot. W wyniku pożaru i wybuchu samolot rozerwał się nad wsią. Części rozpadły się na zabudowania i okoliczne pola. Kadłub samolotu wraz z jednym skrzydłem spadł na las należący do rodziców Jana Gawła. Ogień był ogromny. Przez całą noc wybuchała amunicja. Las palił się. W wypadku zginęło siedmiu lotników. Następnego dnia rano na miejsce katastrofy przyjechali Niemcy, by obejrzeć resztki zestrzelonego samolotu.

(spisała Marta Hamielec, 9 lat)

Informacja Jana Gawła z 1994 roku (Łysa Góra):

W sierpniu 1994 roku na miejscu katastrofy samolotu w Łysej Górze przebywała grupa wycieczkowa z Wielkiej Brytanii. Wśród gości była też siostra jednego z lotników. Przy leśnym pomniku złożono kwiaty i odmówiono modlitwę za zmarłych.

 

(spisała Marta Hamielec, 9 lat)


Wspomnienia Kazimierza Mleczki z dnia 9 lipca 1995 roku (Łysa Góra):

Lotnicy z Liberatora (z wyjątkiem jednego) zostali pochowani przez miejscową ludność na miejscu katastrofy. W tym celu wykorzystano drewnianą skrzynię, do której złożono wszystkie znalezione na miejscu katastrofy ludzkie szczątki. Stwierdzono, że jeden z lotników był ciemnoskóry. Jego ciało uległo spaleniu w najmniejszym stopniu. Po zakończeniu wojny przyjechała do Łysej Góry specjalna ekipa wojskowa, która zabrała wszystko na Cmentarz Rakowicki w Krakowie.

Wspomnienia Jana Gawła zarejestrowane na taśmie magnetofonowej w dniu 26 lipca 1996 roku (Łysa Góra). Ze względu na bardzo zły stan techniczny nagrań, poniżej podano jedynie streszczenie opowiadań dotyczących Liberatora:

W nocy z 16 na 17 sierpnia 1944 roku, około godziny pierwszej, nadleciał nad Łysą Górę płonący samolot, jak się z czasem okazało, był to duży bombowiec. Samolot, lecąc nad wsią, rozerwał się – eksplodował.

 

Ogon samolotu spadł na „smoleńczyne”, w „paryję”, blisko tzw. Kutarni (w pobliżu posesji Józefa Mytnika). Prawdopodobnie wraz z oderwanym ogonem samolotu spadła tylna kabina (kopuła) strzelca a wraz z nią jeden z lotników, którego ciało (w całości) znaleziono „za lasem”, w odległości około pół kilometra od reszty samolotu. Lotnik ten miał przy sobie spadochron, którego prawdopodobnie nie zdołał albo nawet nie próbował otworzyć. Być może spadochron był nadpalony. Ten lotnik został pochowany na cmentarzu w Łysej Górze.
 

Skrzydło samolotu spadło na pole Józka Karolowego, w skarpę, „jak ta wierzba…”.

Jakaś część samolotu spadła na stodołę Mytnika, która paliła się.
 

Kadłub samolotu wraz z jednym skrzydłem spadł na pole rodziców Jana Gawła, w dolinę, poniżej Przymiark, w pobliżu granicy pól Przymiark i Polowic, nad potokiem. Ta część bombowca bardzo głęboko wbiła się w ziemię.

 

Do rana szczątki samolotu paliły się, wybuchała amunicja, rozrzucone pociski strzelały „jak w największą wojnę”. Dopiero rano powoli wszystko ucichło i ludzie z okolicy zaczęli podchodzić do miejsca katastrofy.

 

Wczesnym rankiem przyjechali do Łysej Góry pierwsi Niemcy, aby sprawdzić, co stało się z załogą samolotu. Oni zeszli na sam dół, w pobliże wraku. Później przyjechała inna grupa żołnierzy niemieckich, którzy nakazali doprowadzić się na miejsce katastrofy siostrze Jana Gawła. Doszli jednak tylko do pewnego miejsca na zboczu wzniesienia, z którego widać było wrak samolotu i obejrzeli wszystko z góry. Być może obawiali się partyzantów. Niemcy nie zabierali żadnych przedmiotów.

 
Gdy sytuacja uspokoiła się, na miejsce katastrofy zaczęły przychodzić „procesje” ludzi. Okoliczni mieszkańcy (najwięcej od strony Dębna i Porąbki, ale też z Łysej Góry) odwiedzali miejsca upadku poszczególnych części samolotu. Jednocześnie zaczęli zabierać różne elementy rozbitego samolotu, blachy, większe i mniejsze elementy stalowe, tworzywa sztuczne, resztki tkanin. Mieszkańcy wszystkich pobliskich wsi zaopatrzyli się w różne elementy samolotu. Praktycznie w każdym domu można było znaleźć jakieś przedmioty wydobyte z wraku. Ludzie, którzy zabierali części, kopali nawet głębokie doły, aby dostać się do tkwiących w ziemi elementów kadłuba. Później, z zebranych elementów, np. z blachy, wytwarzali różne przedmioty użytkowe.


Jan Gaweł nie brał udziału w zbieraniu przedmiotów z samolotu oraz w pochówku lotników, gdyż w tym czasie był niebezpiecznie skaleczony w nogę. Młodzieńcza ciekawość i chęć obejrzenia rozrzuconych w kilku miejscach szczątków bombowca, a przy tym konieczność chodzenia spowodowały, że rana na nodze na pewien czas całkowicie uniemożliwiła poruszanie się. „Szczęściem” w tym ogromnym nieszczęściu było to, że właściwie wszystkie fragmenty spadającego samolotu upadły na niezamieszkane tereny, dzięki czemu nie było ofiar wśród ludności Łysej Góry.

(w lipcu 2010 r. spisała z taśmy magnetofonowej Marta Hamielec)

 

Zdjęcie zrobione w dniu  3 lub 4 września 1983 roku w Łysej Górze, przy nowo odsłoniętym leśnym pomniku lotników.

Na zdjęciu widoczni są: z lewej - Jan Gaweł (zm. 5 VIII 2004), z prawej Jan Gurgul (zm. 2 IV 1996).

Obaj Panowie w 1983 roku wspólnie działali aby upamiętnić lotników poległych w 1944 roku na Przymiarkach.

(z arch. rodzinnego Marcina, Marii (z domu Gaweł) i Maty Hamielców)

 

Marcin Janusz Hamielec

Rawicz, lipiec 2010 r.