Józef Stós
Społecznik,
działacz ludowy i wybitny gospodarz
spółdzielczości rolniczej powiatu brzeskiego.
Dyrektor „Miarki", wybitny działacz ruchu ludowego przed i w czasie wojny, odsunął się od działalności politycznej w czasie istnienia PRL-u, gdyż nie zgadzał się z polityka jaką prowadził ówczesny rząd i nowe kierownictwo partii ludowej w sprawach chłopskich, także w ocenie walki podziemia w czasie okupacji.
W ostatnich latach swojego życia, które spędził u syna Jerzego, lekarza w Zaborowie, dość często wracał we wspomnieniach do początku swojego życia i przedwojennej pracy w Spółdzielni Rolniczo-Handlowej „Miarka" w Brzesku. Mówił, że do przyjęcia tego stanowiska namówił go Wincenty Witos, z którym jako działacz ludowy spotykał się przy różnych okazjach. Między innymi bywał w Wierzchosławicach z ówczesnym prezesem Powiatowego SL, mecenasem Witkiem. Dyr. Stós objął „Miarkę" w czasie kryzysu w latach 30-tych kiedy na skutek nieudolności gospodarki spółdzielnia straciła wszystkie udziały i cały majątek, w tym udziały czterech tysięcy małorolnych chłopów z okolicznych wsi Brzeska. Groziło jej rozwiązanie, a Bank Rolny jako główny wierzyciel chciał ogłosić bankructwo. Walne zebranie członków odrzuciło ten wniosek i zreorganizowało Radę Nadzorczą Spółdzielni. Za namową i radą Wincentego Witosa - Józef Stós wyraził zgodę na objęcie zadłużonej Spółdzielni. Zaaprobowany przez nowy zarząd, który przystał na jego warunki, tak personalne jak i ekonomiczne, objął kierownictwo „Miarki", mimo wielotysięcznego zadłużenia.
Pragnę dodać - pisał w życiorysie, że Spółdzielnia „Miarka" do r. 1931 na skutek kryzysu gospodarczego i złej gospodarki straciła cały swój majątek, wszystkie udziały członków, a ponadto wykazała zadłużenie na kwotę 115 tyś. złotych, to jest w przeliczeniu na obecne pieniądze około 4 min. zł (1971 r.). Spółdzielnia podlegała więc tylko likwidacji, ale Walne Zebranie Delegatów do likwidacji nie dopuściło, a przy moim kierownictwie do roku 1939 wszystkie jej długi zostały spłacone ..."
Wincenty Witos, namawiając J. Stósa do objęcia stanowiska dyr. „Miarki", twierdził, że jest to jego obowiązek wobec spółdzielczości chłopskiej. Jako działaczowi ludowemu nie wolno - mówił, wycofać się z tej misji, tym bardziej, że małorolni chłopi znów będą narażeni na lichwiarstwo, przy zakupie zboża do zasiewu na przednówku, jeżeli nie będą mieć swojej własnej spółdzielni. Dużo będzie takich, którzy nie będą mieć czym obsiać swojej ziemi. „Miarka" powinna spełnić oczekiwania chłopstwa. Ona musi w tym przedsięwzięciu ruchowi ludowemu pomóc, bo jest to jedyna możliwość, aby przez dobre funkcjonowanie spółdzielni utrzymać gospodarstwa małorolne w powiecie. Trzeba stanowczo zapobiec szerzącemu się lichwiarstwu i spekulacji w wyzyskiwaniu chłopów. Tylko .dobrze prosperująca spółdzielnia, pod dobrym kierownictwem, zapewni chłopu spokojną pracę na roli.
Widząc duże poparcie W. Witosa przywódcy chłopów i stojący za nim tak wielki autorytet, zgodził się pokierować zadłużonym przedsiębiorstwem. Stał się cenionym działaczem spółdzielczym powiatu brzeskiego. Wyrazem uznania dla jego pracy miał być nadany przez prezydenta R. P., za działalność spółdzielczą w r. 1938 Srebrny Krzyż Zasługi.
…….W latach trzydziestych – pisał w życiorysie - oprócz pracy zawodowej pracowałem społecznie jako ławnik w Sądzie Grodzkim w Brzesku. Od r. 1932 do wybuchu II wojny światowej, byłem członkiem Powiatowej Komisji do spraw Finansowo-Rolnych w Brzesku oraz przez cały czas radnym w gminie Okocim. W r. 1939 byłem inicjatorem Komitetu Założycielskiego Szpitala w Brzesku ..."
Od 1931 r. gdy J. Stós został dyrektorem. rozpoczął się rozkwit Spółdzielni dzięki zdolnościom organizacyjnym I wielkiej pracy młodego ludowca. „Miarka" nie tylko odepchnęła od siebie bankructwo, lecz weszła w okres rozkwitu gospodarczego i finansowego.
W
książce „A jednak tak było", Wł.
Myśliński tak pisze o tych
wydarzeniach: „...
Rada wybrała nowy zarząd, powierzając jego kierownictwo młodemu ludowcowi,
Józefowi Stósowi z Okocimia, który do wybuchu II wojny światowej oczywiście przy
pomocy wszystkich ludowców w powiecie, wyprowadził spółdzielnię z długów i
należycie zagospodarował, Toteż w historii „Miarki" mógł się rozpocząć z kolei
akt trzeci, zbawienny - jak się okazało - dla przyszłej konspiracji ludowej i
różnych nieszczęśliwców dotkniętych okupacją hitlerowską …."
Na dalszych kartach swojej, książki W. Myśliński opisuje trudne lata borykania się spółdzielni „Miarka" z kłopotami finansowymi i personalnymi, które należy dosłownie przytoczyć: „... Powiatowa Spółdzielnia Rolniczo-Handlowa „Miarka" już od siedmiu lat znajduje się w - naszych rękach. W r. 1932 wchłonęła zbankrutowaną Powiatową Składnicę Kółek Rolniczych i w dalszym ciągu wspaniale służyła swoim hurtem wszystkim sklepom spółdzielczym w powiecie. Wiemy już, że do tego czasu otrząsnęła się z długów i była w rozwoju, że jednoosobowe kierownictwo już jej nie wystarczało. Wprawdzie zaangażowała wielu zdolnych pracowników, między innymi skierowanych do niej przez Przewodniczącego Komisji Gospodarczej Stronnictwa Ludowego, kolegę Lachowicza, absolwentów Szkoły Rolniczej w Wojniczu, którzy ukończyli ją w 1937 r. - Stanisława Gucwę i Franciszka Sadałę, ale na stanowisko członka zarządu długo Rada Nadzorcza kandydata znaleźć nie mogła ..."
Z kłopotu tego wybawił Radę Nadzorczą sam dyrektor „Miarki" przyjmując jako swojego zastępcę mgr. Wincentego Zydronia z Okocimia. Dyr. Stós popierał zawsze młodych, utalentowanych ludzi. Rada Nadzorcza, w wyniku dokonanych ustaleń w 1931 r., czyli jeszcze przed bezpośrednim podjęciem decyzji przez J. Stósa pełnienia funkcji dyrektora pozostawiła mu wolną rękę, między innymi w sprawach organizacyjnych i personalnych. Wynikało to z założeń prowadzenia spółki przez jednoosobowe kierownictwo. Obroty spółdzielni nie mogły bowiem przekraczać kwoty złożonych przez dyrektora wekslowych poręczeń majątkowych. Był więc dyrektorem, który jedno-osobowo podejmował decyzje dotyczące losów przedsiębiorstwa i dzięki temu mógł wyprowadzić do r. 1939 „Miarkę" z kryzysu i rozwinąć jej działalność handlową. Już od 1938 r. firma zaczęła przynosić zyski.
Z chwilą wybuchu wojny w 1939 r., dyr. Miarki" już w pierwszych miesiącach okupacji podjął szereg inicjatyw by pomagać ludziom zagubionym i potrzebującym.
„... Dom mój - pisał- zaraz po zakończeniu działań we wrześniu 1939 r., znajdujący się wtedy w trudno dostępnej na ówczesne warunki miejscowości Okocim, dawał schronienie i dalsze zaopatrzenie na drogę dla osób udających się przez „ZielonąGranicę" na Węgry ...".
Od przyjścia pierwszego transportu wysiedlonych z tzw. „Vaterandu" włączył się do pomocy głodnym, zmarzniętym i wynędzniałym ludziom z transportów niemieckich. Pracował w komitecie pomocy przeznaczając na cele charytatywne własne środki finansowe i materialne oraz wygospodarowane z zasobów „Miarki", za zgodą Rady Nadzorczej.
„... Od początku okupacji - pisał - dużą pomoc za zgodą Rady Nadzorczej udziela Spółdzielnia „Miarka", przede wszystkim ludziom wysiedlonym z woj. Poznańskiego i innych części Polski, poza tym miejscowej inteligencji pozbawionej środków do życia, a następnie przez cały okres okupacji rodzinom aresztowanych przez gestapo, także sierotom i wdowom, oraz innym dotkniętym nieszczęściami wojny. Około 130 takich rodzin korzystało przez cały czas okupacji ze stałych zapasów żywnościowych Spółdzielni .Miarka"..."
W książce „A jednak tak było" - Wł. Myśliński pisze: „... W mig z inicjatywy byłego prezesa SL dr. Jakuba Witka, powstał Komitet Pomocy Wysiedlonym, złożony przeważnie z zamożniejszych wpływowych obywateli m. Brzeska. Między innymi weszli do niego: dr Witek - jako przewodniczący, dr Kossowski, Wojciech Góra - były sekretarz Rady Powiatowej, wszyscy z żonami. A dalej: Janoszkowie z apteki, Mrówkowie, Skwirutowie, Nowakowie, Kosińscy, Stohandlowie, Brzescy, wyjątkowo ruchliwy st. sierż. WP - Janusz Jarosz, ks. dziekan Jakub Stosur i inni. Nie pominięto także dyrektorów „Miarki" - Józefa Stósa i mgr. Wincentego Zydronia, jako gospodarzy największego majątku spółdzielczego w powiecie, od których najwydatniejszej pomocy oczekiwano ..."
J. Stósowi podlegały bezpośrednio magazyny żywnościowe, m.in. i te, w których znajdowała się żywność „okrojona" z kontyngentów niemieckich. Rada Nadzorcza, upoważniła w/w do dysponowania tymi zapasami. J. Stós w miarę możliwości obdzielał nas, wysiedlonych, tym. prowiantem. Znam tę sprawę, gdyż ja z rodziną, jako przesiedleńcy, korzystaliśmy z tej pomocy. Jako pracownik w „Miarce", a później w sklepie „korzennym", zapoznałem się z tą „machiną" rozdzielania żywności poza kontyngentem. Ze względu na bezpieczeństwo, dyrektor ściśle przestrzegał zasad konspiracji i w tym względzie, magazyny „specjalne" podlegały tylko jemu, łącznie z ich rozliczaniem. Za tę działalność w każdej chwili groziła mu kara śmierci.
Jak wynika z życiorysu dyrektora, to on nawiązał bezpośrednią łączność z kierownictwem ROCHA - „Sulimą" (Stanisławom Dadejem) i „Sękiem" (Janem Szpilą), z którymi na codzień współpracował. Z nimi opracował plan sabotowania gospodarki niemieckiej, tak by przynosiły korzyści dla oddziałów konspiracyjnych BCh i AK, oraz potrzebującej żywności ludności cywilnej. W 1940 r., po uzgodnieniu z Radą Nadzorczą, która w całości składała się z członków BCh, starał się u władz niemieckich o uzyskanie zezwolenia na budowę magazynów zbożowych do przechowywania kontyngentów (pretekst), w nich planował lokalizację magazynów dla zaopatrzenia ruchu partyzanckiego i urządzenia biur Spółdzielni.
Dyrektor Stós na codzień spotykał się z przewodniczącym Powiatowego Kierownictwa ROCHA i prezesem Rady Nadzorczej, by uzgadniać szczegółowe plany sabotowania gospodarki okupanta.
... Postanowili oni - pisał Wł. Myśliński wprowadzić Niemców w błąd przy sporządzaniu owych zestawień odrębnych kontyngentów, szczególnie zbiorowych, skutkiem czego powiat Brzesko - gdyż Niemcy przez trzy lata opierali się na tak sporządzonych zestawieniach - oddawał znacznie mniej należnych kontyngentów, co umożliwiało anulowanie wielu zaległości chłopom nie mogącym się wcale ze swego obowiązku wywiązać i chroniło ich od represji ...".
J. Stós zatrudniał, w następnych latach, około 200 robotników przy budowie magazynów, tym samym ratował tych ludzi od wywózki do Niemiec, na roboty. Magazyny, które miały służyć rzekomo na kontyngent dla Niemców, w rzeczywistości były pretekstem do uszczuplania okupantowi cennych surowców jak: cement, cegła, żelazo, papa itp. W czasie trzymiesięcznego aresztu dyrektora „Miarki", w tym przedsięwzięciu zastępował go W. Zydroń.
- W okresie mojego zaangażowania w konspiracji - pisał J. Stós - prezesem Rady Nadzorczej Spółdzielni „Miarka" był pan Jan Szpila, a zastępcą Stanisław Dadej, a cała Rada Nadzorcza należała do konspiracji ...
... W porozumieniu z Radą Nadzorczą i z jej polecenia Spółdzielnia „Miarka" przystąpiła do udzielania pomocy materialnej najbardziej pokrzywdzonym rodzinom w Krakowie. Następnie posyłała duże ilości artykułów żywnościowych do Rady Głównej Opiekuńczej i Związku Rewizyjnego w Krakowie. W akcji tej wraz ze mną brał udział W. Zydroń ...
Od r. 1942 należałem do Powiatowej Komisji Gospodarczej ROCHA. Przewodniczącym jej był Stanisław Klimaj ze Szczurowej, ps. „Młot". Po scaleniu BCh i AK duże ilości artykułów żywnościowych skierowała Spółdzielnia „Miarka" do scalonych oddziałów w lasach, Komisji Obwodu, oraz pewne kwoty pieniężne na wykup więźniów z rąk gestapo, m.in. Jana Ranika, Stanisława Kiimaja i Stanisława Rębacza ze Szczurowej ….
- Aby sprostać tak wielkiemu zadaniu, od samego początku okupacji utworzyłem w Spółdzielni Specjalny Fundusz Kaucyjny, na który składały się przede wszystkim "dość liczne darowizny zamożnych i patriotycznych osób całego powiatu. Powiększała ten fundusz akcja Stronnictwa Ludowego działająca w konspiracji, a także innych wpływowych osób, oraz z przysługującego Spółdzielni urzędowo 1 promila od obrotu na straty. Ponadto uzyskiwanie artykułów żywnościowych do tych celów, organizowane było przez specjalne oddziały BCh przy kierownictwie ROCHA ...
... W czerwcu 1941 r. złożyłem przysięgę w organizacji Ruchu Oporu Chłopskiego, którą w imieniu organizacji przyjął obywatel Jan Szpila z Tymowej, ps. „Trzmiel". Skontaktował on mnie następnie z przewodniczącym Powiatowej Trójki – organizacji ROCHA - Stanisławem Dadejem z Maszkienic, ps. „Sulma", oraz innymi działaczami ludowymi z Powiatowej Komendy ROCHA, a później Batalionów Chłopskich celem współpracy konspiracyjnej ..."
J. Stós w konspiracji, po złożeniu przysięgi, otrzymał pseudonim „Sto". Pod tym pseudonimem znajdujemy jego poczynania konspiracyjne w pracy dr Aleksandry Pietrzykowej „Region Tarnowski w okresie okupacji hitlerowskiej". Z tej ciekawej pracy dowiadujemy się, że od 14.12.1943 r. „Sto" wchodził w skład Wojskowej Delegatury Powiatowej AK na teren obwodu brzeskiego, gdzie kierował referatem wyżywienia.
Dyrektor Stós „Sto" był w stałym kontakcie konspiracyjnym z Delegaturą Powiatową Referatu Wojskowego AK „Batuta" i stale służył im pomocą.
Ta karta historii z czasów okupacji przyniosła dyr. Stósowi duże uznanie w kierownictwie ROCHA. Jest to jedno z piękniejszych patriotycznych działań na rzecz walki z niemieckim okupantem.
Niestety! Działania represyjne stosowane przez okupanta nie ominęły i Brzeska. Gdy ucichły wrześniowe działania wojenne pozostał niepokój tak o dziś, jak i niepewne jutro. Zamknięto jedyną szkołę średnią - gimnazjum. Spółdzielnia „Miarka" odmyka swoje podwoje. Grono profesorskie jako wysoko kwalifikowana kadra zasila szeregi ad ministracji jej Zarządu. „Miarka”, ten faktyczny magazyn żywnościowy dla całego powiatu, odnotowuje wtedy szybki, widoczny rozwój. Fakt ten nie mógł przejść niespostrzeżenie.
Niemcy, widząc nagromadzenie inteligencji dopatrują się konspiracyjnej działalności Polaków. Wyprzedzając rocznicę naszych świąt państwowych aresztowali prawie cały Zarząd Spółdzielni, z jej dyrektorem włącznie, przed rocznicą Konstytucji 3-go Maja (1941 r.), oraz ponownie 11 listopada 1942 r. Ruch konspiracyjny zamiera, ale jak się póŹniej okazało - chwilowo. Natomiast gospodarka zachwiała się w sposób widoczny. Tak za pierwszym, jak za drugim razem. Dyrektora po upływie 3-ch miesięcy zwolniono z więzienia, nie mając dowodów jego wrogiej działalności. Niewątpliwie zależało im na dobrej działalności „Miarki". Niemcy zorientowali się, że nie mają odpowiedniego człowieka ma jego miejsce. Chyba nie zdawali sobie sprawy jak bardzo ważnego człowieka konspiracji mieli w swoich rękach.
Niektórym członkom Zarządu „Miarki" podczas drugiego aresztowania udało się zbiec, m.in. W. Zydroniowi. Aresztowani trafili przez więzienie tarnowskie do różnych obozów koncentracyjnych.
Kierującemu budową nowego magazynu „Miarki" inż. Józefowi Gancarzowi, udało się już podczas „kwarantanny" w KL Auschwitz nawiązać utracony kontakt z Brzeskiem. Jego owocna działalność polegająca na dostarczaniu lekarstw i marek do obozu - niestety, jak w wielu podobnych przypadkach zakończyła się wyrokiem śmierci.
Działalność konspiracyjna Stósa „Sto" znalazła duże uznanie bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych. Otrzymał Medal Zwycięstwa i Wolności, oraz dyplomy pamiątkowe. Jego podwójne zwolnienie powodowane koniecznością kierowania całą gospodarką żywnościową powiatu przez Spółdzielnię „Miarka" ocenili wskazani przez niego świadkowie - towarzysze broni których powołał Sąd w Brzesku w dwa lata po zakończeniu wojny.
Tak zapisana została piękna karta tylko niektórych z wielu czynów tego dawnego żołnierza frontowego I wojny światowej, obrońcy Warszawy w 1920 r., zaś w II wojnie światowej członka BCH i AK, a przez cały czas działacza i jednego z przywódców ruchu chłopskiego, najpierw PIASTA, a w końcu członka ostatniego Prezydium Krajowego PSL-u.
Wracając do. czasów okupacji, jak mi wiadomo J. Stós „Sto" współpracował ze wszystkimi komórkami BCh i AK, które potrzebowały zaopatrzenia żywnościowego, materiałowego, czy medycznego. Współpracował również z Ludowym Związkiem Kobiet. Wszystkie kobiety z terenu powiatu brzeskiego należące do Zielonego Krzyża były związane z oddziałami sanitarnymi BCh. Wiele z nich było organizatorkami Wydziału Sanitarnego ROCHA, który to wydział szczególnie korzystał z usług „Miarki" i magazynu medyczno-sanitarnego, którym zarządzał.
Przewodnicząca Zielonego Krzyża - Wiktoria Malinowska ps. „Krystyna Zalewska" była w stałym kontakcie z dyrektorem, który dysponował dużym magazynem sanitarnym zakonspirowanym w aptece mgr. Janoszka. W. Malinowska często zwracała się do Stósa w sprawach bytowych żołnierzy partyznatów BCh-AK. Jej podwładne przecież, oprócz służby sanitarnej, sprawowały pieczę nad partyzantami dostarczając im żywność, ubrania i medykamenty.
Szczególną troską były otoczone magazyny sanitarne Referatu Wyżywienia Delegatury Powiatowej AK - Batuta. O ich zaopatrzenie dbał mgr Janoszek. Na zlecenie dyrektora przed każdą akcją partyzancką przygotowywał specjalne zestawy opatrunkowe, które zabierały dziewczęta z Zielonego Krzyża.
Osobnym rozdziałem w życiu konspiracyjnym J. Stósa była akcja znana pod kryptonimem „III Most". Odbiła się ona szerokim echem w kraju i na świecie. Była to sławna akcja przekazania angielskim lotnikom pocisku V-2 na lądowisku polowym w miejscowości Zabawa niedaleko Woli Radłowskiej. W tym szalonym przedsięwzięciu uczestniczył bezpośrednio dyrektor Stós „Sto" z ramienia Delegatury Powiatowej AK na teren Brzesko. Jako kierownik Referatu żywnościowego miał bowiem obowiązek zabezpieczenia pod względem żywnościowym, materiałowym i sanitarnym oddziałów BCh, które brały udział w tej akcji. J. Stós „Sto" był w stałym kontakcie, przed akcją ,III Most", z dowódcą plutonu BCh „Granitem" i z magazynów „Miarki" dla ludzi kwaterujących w jego i innych zagrodach zabezpieczył prowiant. Zabezpieczenie żywnościowe akcji należało do Referatu żywnościowego AK, którym kierował dyr. Stós. Także z magazynów sanitarnych aptekarza Janoszka były dostarczone na każdy punkt zborny materiały opatrunkowe dla kobiet działających w Zielonym Krzyżu.
Dziś, po latach, czytając książki o tych wydarzeniach, skojarzyłem sobie pewne fakty związane z tą akcją, w której i ja, w części przygotowawczej, byłem nieświadomym uczestnikiem. To, co mi opowiadał przed śmiercią J. Stós, powiązałem ściśle z moją pracą w „Miarce". W czerwcu 1944 r. jako praktykant pracowałem w sklepie kolonialnym „Miarki" na rogu Rynku, w tzw. „sklepie korzennym". Któregoś dnia, zastępca kierownika sklepu, p. Królowa otrzymała telefon od dyr. Stósa i oznajmiła mi, że jutro nie przychodzę do pracy w sklepie tylko zgłoszę się u kierownika składu z żelazem w Słotwinie i tam będę przez kilka dni zatrudniony. Był to plac, na którym oprócz złomu, znajdowały się dwie stare szopy, gdzie magazynowano rożne oleje techniczne. Gdy zgłosiłem się w wyznaczonym terminie do kierownika składu, ten zaprowadził mnie do jednej z szop. Był tam już mój kolega, ze wspólnych wędrówek do Okocimia Górnego - Stefan Szydek, także praktykant ze sklepu żelaznego. Polecono nam przelać olej napędowy, naftę i benzynę z beczek, do przygotowanych baniek od mleka, tłumacząc że „Miarka" otrzymała nowy, dodatkowy kontyngent materiałów pędnych, więc trzeba opróżnić beczki, by można było reglamentowane produkty odebrać z Tarnowa. Nie przyszło nam wtedy młodym chłopcom do głowy, że jest to kamuflaż, byśmy nie zastanawiali się dlaczego akurat trzeba napełniać bańki po mleku, skoro w magazynie stoją puste zbiorniki.
Dopiero po wojnie dowiedziałem się dlaczego to paliwo było wtedy przelewane do baniek od mleka. Olej napędowy, nafta, benzyna, były wtedy potrzebne do akcji „III Most". Trzeba było tę dość dużą ilość tych produktów przewieźć na miejsce koncentracji, bez zainteresowania i zwrócenia uwagi posterunków niemieckiej żandarmerii. Dyr. Stós „Sto" postanowił przetransportować te „trefne" produkty bezpiecznie. Paliwo potrzebne było do latarek naftowych i natychmiastowego zapalania ognisk wyznaczających nocne lądowisko. Po wojnie, dyr. Stós często wracał do tego zdarzenia opowiadając, jak to przechytrzył niemieckie posterunki i dostarczył potrzebne paliwo w od powiednim czasie na miejsce zgrupowania „Motyl".
Nieraz opowiadał o tych dzielnych ludziach z okolic Radłowa, o dowódcach kierujących tą akcją i przybyszach z Londynu. Niektórzy z nich bywali po wojnie w jego domu na spotkaniach „starych towarzyszy broni".
W r. 1989 wpadła mi do ręki książka Jana Nowaka-Jeziorańskiego - „Kurier Warszawy". Jakież było moje zdziwienie, że fakty wydarzeń o „III Moście", o których pisze autor pokrywają się ze wspomnieniami, które usłyszałem od J. Stósa. Było mi bardzo miło, że w tych wspomnieniach jest uwidoczniona - chociaż anonimowo postać dyrektora, który uczestniczył w tym wydarzeniu i przyjmował gości z Londynu na prowizorycznym lotnisku.
Po przeczytaniu książek Myślińskiego, Nowaka-Jeziorańskiego, oraz wysłuchaniu szeregu opowiadań o akcji „III Most" przekazanych mi przez J. Stósa mam wrażenie, że „pan w kapeluszu i nieprzemakalnym płaszczu" ze wspomnień Nowaka-Jeziorańskiego, to nie kto inny tylko dyr. „Miarki". Żałuję bardzo, że książka „Kurier Warszawy" ukazała się na polskim rynku wydawniczym (1989) już po jego śmierci. Gdyby żył na pewno po jej ukazaniu dowiedziałbym się jeszcze więcej o tym wielkim wydarzeniu z czasów okupacji. Możliwe, że mogłoby wtedy dojść do osobistego kontaktu tych konspiratorów, którzy się widzieli, a nigdy się nie poznali.
„Miarka" nie zakończyła swojej działalności z chwilą zakończenia II wojny światowej. J. Stós działał jeszcze jakiś czas w tej „chłopskiej spółdzielni", dopóki działacze partyjni nie osączyli go do tego stopnia że sam musiał zrezygnować. Nazwa „Miarka" przestała istnieć. Spółdzielnia ta stała się częścią składową PZGS – Samopomoc Chłopska - przedsiębiorstwa kierowanego zespołem dyrektorów. Naczelnym pozostał dyrektor dawnej „Miarki". Polityka i odgórne nakazy zastąpiły działalność ekonomiczną dyrektora przedsiębiorstwa. Nie mogąc temu przeciwdziałać zmuszony był zrezygnować ze stanowiska dyrektora PZGS -Samopomoc Chłopska. Władze partyjne nie ośmieliły się go zwolnić bez żadnego powodu, gdyż wiedziały jakim cieszył się wielkim autorytetem w powiecie brzeskim. Dotychczasowa działalność w „Miarce" jako dyrektora, polityczna jako członka Prezydium Powiatowego PSL-u jak i postawa konspiratora z okresu okupacji zjednały mu tak i oddanych przyjaciół jak i wrogów. Nie obyło się bez intryg i kłamliwych oskarżeń, łącznie z wytoczeniem mu procesu z oskarżęniami natury politycznej. Oczyszczony ze wszystkich niesłusznych zarzutów mógł śmiało, z podniesionym czołem iść przez swoje Brzesko, dla którego tak dużo zrobił w swoim życiu. Od chwili procesu pozostał na uboczu, jak wielu wiernych ideałom chłopskich działaczy z tamtych lat.
Do końca swego życia nie mógł się pogodzie z tym, że niektórzy działacze ludowi wykorzystywali myśli Witosa, dostosowującje do własnych celów, na użytek PRL-u. Uważał to za nieuczciwe, niemoralne i wręcz hańbiące. Do działalności politycznej już nigdy nie powrócił. Działalność społeczną ograniczył do rodzinnej wsi. Zajął się elektryfikacją, był inicjatorem budowy nowej drogi przez wieś. Zaczął zajmować się wyłącznie swoim gospodarstwem, któremu nadawał coraz wyższy poziom, mimo niesrzyjających warunków politycznych
Dyrektor-Spółdzielni Rolniczo-Handlowej “Miarka" Józef Stós ps. „Sto" zmarł dnia 1 listopada 1975 r., pochowany został na cmentarzu w Okocimiu Górnym.
Z uczciwości i obowiązku wobec człowieka, któremu tak dużo zawdzięcza moja rodzina (gdyż on pierwszy podał nam rękę w trudnych dla nas dniach okupacji), wspomnienia te składam w hołdzie człowiekowi wielkiego serca i umysłu, którego nie ma już wśród nas.
Wiktoryn Grąbczewski