Cień cienia
Podążam nieustannie za Twym podążaniem I nawet nie umiem wydreptać własnej ścieżki Nie umiem czy nie chcę? Twoja zdaje się być najniebezpieczniejszą A ja lubię ryzyko Gdzie nie stanę tam twoje odbite westchnienia Gdzie nie spojrzę twojego spojrzenia odbicie A wszystko to koi i zachwyca Góry ich surowy majestat Z miękkim strumieniem pieszczącym kamienie Smreki ku wiatrom pochylone Głazy skrywające ciepło twych szat I myśli uporządkowanych Gazdowie czekający Twego uścisku na powitanie Tatry pełne Ciebie Choć Ciebie już tam nie ma Podążam za Tobą niczym uciążliwy cień I dopadam Twego cienia Skryłeś go na Jaszczurówce u Urszulanek W pieleszach swego posłania Skryłeś w nich oblicze wielkiego Piotra Ale twarz skulonego stęsknionego Karola W cieniu ścian swej oazy beztroski i niemyślenia W modlitwę brzemienną od myśli uciekłeś I został tam tylko ślad Twego bytu w pościeli niebycie Ciepła Twojego ślad Stoję przy Tobie w Twoim pokoju Spoglądam na wełny wtłoczony kształt Wtulam się swą tęsknotą w te fałdy pokory I ciężaru daru oddania Który zabrał wolność osobistych kroków Pasji i uskrzydlonych ucieczek Jestem cieniem Twego cienia… Czuję że tak jest dobrze Że tak chcę tak trzeba Dziękuję że mogę Że dane mi dreptać Ci po piętach Że góry są pełne Twego cienia W tym i mnie I młodych którzy trzymają się mego pasa I wyrastają jak kolejne cienie Pełne słońca Ciebie…
Agata Podłęcka |