Wiersze wiosenne Agaty Podłęckiej

(Marzec 2012)

Przebudzenie

Otwieram z wolna leniwe powieki
Zegar cichutko jutrzenkę wytykał
Przez okno zagląda ciepłym spojrzeniem
Słońce co z dawna gościem tu nie było
Rozmijam się z chłodem
Którym nie powiało
I wiatr wyjący w kominie coś zamilkł
Za to me uszy spod kołdry chwytają
Symfonię wadzących się z płotu szpaków
Uchylam niepewnie uszczelnione okno
W obawie że znowu zamiecie mnie śniegiem
A tu najmilsze z moich rozczarowań
Szyba nie trzeszczy
A klamka grzeje
Szparą nieśmiałą nachalnie się wdziera
Najmilszy z zapachów roztajałej ziemi
Jeszcze nie ufam
Jeszcze się waham
Bo nie wiem czy to naprawdę się dzieje
W końcu bezwiednie moje spojrzenie
Wysyłam w stronę małego ogródka
O jakże niewinnie łebek podkula
Biały przebiśnieg w zielonej odsłonie
Teraz już wiem
Po kościach to czuję
Że to najsłodsze wiosenne przebudzenie


Wiosenne zachwycenie

Ze skalnej strzelistej grani
Runęła ostatnia lawina
Przez żleby potokiem bystrym
Zgarnęła resztki nawisów lodowych
Pomknęła stokami ku dolinom
By wartko zaszumieć  Wodogrzmotem
Młodą budząc trawę na hali
Dolinę Strążyską dopadło
Lekkie słoneczne roztajanie
Pod ścianą Giewontu Siklawica
Mruknęła bryzą krystalicznych kropel
Wszystko dokoła zamknięte górami
Poczuło że nowe budzi się do życia
Chochołów rozwinął krokusów kobierzec
Utonął w zieleniach i fioletach
Błękit na niebie pożegnał biel szczytów
Wiosenne przyniósł zachwycenie

W górach ku wiośnie

W górach przedziwnie przychodzi wiosna
Gwałtownie taje późno zakwita
Dzwonkami owiec wkracza radosna
Pierwiosnkiem maleńkim hale wita

Polany się bielą już nie śnieżnym puchem
Ale kwitnącym zawilcem miodowym
Świstaka niedźwiedź wyławia uchem
Kozica wraca na Stok Kasprowy

Pustelnia Alberta całkiem ginie
Zielenią smreków z nagła okryta
Mały wagonik sunie po linie
Odkrywa regle turnie koryta

Giewont odbija słońca promienie
Czerwone Wierchy skrzą się radośnie
Limba zbudziła śpiące korzenie
W Tatrach na dobre ma się ku wiośnie

Pytasz

Pytasz dlaczego nic mi się nie chce
A ja sama nie wiem co się dzieje
Wietrzyk policzki i czoło łechce
Pewnie wiosenne rozleniwienie

Kurtka uwiera i gniotą buty
Chustka się sama z szyi odwija
W końcu odpuścił nam mroźny luty
Serce  rytm wiosny szybciej wybija

Włosy wymknęły się na powietrze
spod kolorowej z pomponem czapy
niby coś szroni nad ranem jeszcze
niby roztopy i niby chlapy

Ale mnie wcale to nie przeszkadza
Gdy nos wystawiam na mocne słońce
Dzień się z zegarkiem dłużej przechadza
I kwitnie hiacynt w szklanej osłonce

Chce mi się leżeć na pustej łące
Rozmawiać z pszczołą pierwszym motylem
Chwytać bociany przylatujące
Szalonych marzeń wiosennych tyle

Wiosenanka

Zawiośniło się tej wiosny wiosennie radośnie
Wszystkie są w sosie sasanki przy sośnie
Śniegi przegnały śnieżne śnieżynki
Wiją z piór ptaki pierzaste pierzynki
Ćwierćnuty ćwierka ptak dźwięki ćwiczy
Dziki wiatr dziki w ostępach dziczy
Dopadł i zawył wilka wygłodem
Ogrodnik ogrodził groblę za ogrodem
Zając zajęczał zajęczym jękiem
Zadźwięczał czas dźwięczny wiosennym dźwiękiem


Wiosenny elegancik

Po zimnej nocy z kotary okno otwieram
To wiosna! Okrzyk radosny z gardła wydzieram
Już widzę na sobie marynarkę skórzaną
Gdzieś w szafie zakopaną moją ukochaną
Już czuję ten wietrzyk co grzywkę mi układa
I nic mu nie mówię bo mówić nie wypada
Marzec wie najlepiej że jestem elegancik
Kołnierz wyłożony na czarnych spodniach kancik
Przecież wypada się z wiosną przywitać
I aby  jej nie spłoszyć o nic się nie pytać