Piórnik, czyli dawne „spotkania integracyjne”
Na
pewno starsze pokolenie pamięta długie zimowe wieczory, które w wielu
domach były spędzane bardzo towarzysko i hucznie, na tzw. piórnikach.
Celem owych spotkań było „łączenie” przyjemnego z pożytecznym.
Pożytecznym - niewątpliwie - była pomoc sąsiedzka przy skubaniu pierza,
czyli tzw. piórniku. Wbrew pozorom była to praca żmudna i czasochłonna
do wykonania dla jednej gospodyni, stąd też konieczna była pomoc
sądziedzka. Wieczory te upływały na rozmowach, opowiadaniu dawnych
historii, a często - jak to wśród kobiet bywa - na zwykłym plotkowaniu.
Po zakończeniu pracy, przychodził czas na część przyjemniejszą.
Gospodyni stawiała na stole swojskie wino o sporej zawartości procentów,
do tego tłustą zagrychę - z dawno nie otwieranej spiżarni - i oczywiście
była muzyka i tańce.
 |
 |
Dziś
takie „atrakcje”, na pewno należą do rzadkości. Nie mnie jednak -
całkiem niedawno - w domostwie pani Marii Wiśniowskiej w Gnojniku,
odbyło się właśnie grupowe skubanie pierza. Na pewno nie było wszystkich
„elementów”, które zawierał dawny staropolski piórnik. Nie mniej jednak,
wielogodzinne wspólne przesiadywanie, miało charakter integracyjny -
połączony ze wspomnieniami mijających lat. Przede wszystkim był to wyraz
solidarności i pomocy sąsiedzkiej. Oczywiście na koniec był poczęstunek
i dobre wino. Zabrakło jedynie grajka i kawalerów do zabawy - tak jak to
dawniej bywało …
Dawne
skubanie pierza, było przede wszystkim formą wzajemnej pomocy
sąsiedzkiej. W jednej chacie gromadziło się nieraz kilkanaście kobiet i
dziewcząt, które przez kolejne wieczory darły pierze lub - jak również
mawiano - skubały pierze. Pierza były bardzo cennym „towarem”, bowiem
każda zapobiegliwa matka po to hodowała gęsi, aby z ich piór zrobić w
przyszłości swojej córce pierzynę i poduchy - które stanowiły podstawowy
element wiana panny młodej. Dość często ten monotonny nastrój wieczoru
przerywali chłopcy, którzy wpadali do izby znienacka i dmuchali, „co sił
w piersiach” w pierze. Te zaś fruwały po całej izbie, a gospodyni
lamentowała głośno nad wybrykami swawolnych kawalerów. Faktem jest, że
dziewczyny z niecierpliwością wyczekiwały na rychłą wizytą panów do
towarzystwa, dlatego ich wybryki bardzo szybko szły w niepamięć. Tak
naprawdę kobiety były zadowolone, że chłopcy umilały im wieczór, swoim
towarzystwem.
-
To były naprawdę bardzo przyjemne chwile w życiu polskiej wsi. Takie
spotkania bardzo integrowały społeczeństwo, ludzie - połączeni wspólną
pracą - czuli ze sobą wspólną więź, byli dla siebie życzliwi i mieli
poczucie bliskości. Bywało, że taki właśnie wieczór stawał się okazją do
pocieszenia kogoś w troskach, a także - co zdarzało się dość często -
była to okazja do zeswatania dwojga młodych ludzi. Dzięki temu zajęciu
nikt nie był samotny, a i praca szła żwawiej -
wspomina po latach pani Zofia, jedna z uczestniczek
współczesnego piórnika.
 |
 |
Warto
podkreślić, że skubanie pierza stanowiło jedną z - niewielu przecież
możliwych wówczas - form życia towarzyskiego na wsi. Wieczory skubania
pierza należały do bardzo radosnych i krzykliwych. I choć sama czynność
darcia pierza wcale nie należała zbyt lekkich, nikt nie narzekał z tego
powodu. Gdy kończono skubanie pierza w jednym domu, to już następnego
wieczora zaczynano w następnym. Darcie pierza zawsze kończyło się tzw. „wyskubkiem”.
Była to zabawa, na którą gospodynie piekły kołacze, wynosiły z piwnicy
najlepsze wino, czasem zapraszały nawet jakiegoś grajka, by przygrywał
młodym do zabawy. Bawiono się nieraz długo w nocy. Gospodyni, która nie
urządziłaby „wyskubka”, nie miała co liczyć na sąsiedzką pomoc na
przyszły rok.
Marek Białka
maj, 2008 |