Spacerując ulicami Brzeska 

Najprzyjemniej rozprawiać o problemach, których rozwiązanie nie należy do nas.

 (Johann Wolfgang Goethe) 

          Aż 94% mieszkańców Brzeska w sondażu PBS DGA uznało swoje miasto za najczystsze w Polsce. O stolicy mówi tak tylko 30% warszawiaków. Gorszą opinię o czystości mają tylko mieszkańcy Katowic i Łodzi.

-   W Brzesku łatwiej utrzymać porządek, bo jest wiele razy mniejsze niż np. Kraków czy Warszawa? – pytam Burmistrza, którego spotkałem na majowym rekonesansie w centrum miasta.

-         Wszędzie jest łatwo, bo większość ludzi chce mieć czysto. Ja zacząłem od listy zaniedbanych budynków i działek: gdzie trzeba pomalować elewacje, którą kamienicę wyremontować albo rozebrać, gdzie wywieźć gruz czy wykosić chwasty. Po czym każdemu właścicielowi wysłałem prośbę, żeby to poprawił.

-         Ale adresaci nie musieli się przejąć tymi pismami.

-         Musieli. Do czego są zobowiązani właściciele nieruchomości zapisaliśmy w uchwale o utrzymaniu czystości na terenie Brzeska.

-         I wszyscy rzucili się do malowania i remontów?

-         Początkowo przekonywali, że nie mają pieniędzy. Tłumaczyliśmy więc, że to ich kamienice i skoro biorą czynsz za wynajem, to muszą o nie dbać. I większość je bądź remontowała, bądź malowała. Każdego, kto uporządkował swój teren i zadbał o budynek, zapraszam do ratusza i daję pismo z podziękowaniem.

-         A jeśli właściciel nie reaguje?

-         Oddajemy sprawę do sądu. Już to czasem mobilizuje. Zapadają też wyroki. Są grzywny np. za niepomalowane elewacje.

-         Bywa, że właściciel nieruchomości nie jest znany.

-         Wtedy wkracza Miejski Zakład Gospodarki Mieszkaniowej.

-         Chce wydawać pieniądze na coś, co do niego nie należy?

-         Obowiązkiem miasta jest remontować. Nie oglądamy się na to, że przyjdzie właściciel i zabierze.

-         No to mamy już odmalowane ściany i wtedy przychodzą grafficiarze...

-         Kiedy wydałem im wojnę, wszyscy mówili, że się nie uda.

-         Polecił Pan urzędnikom, żeby zamalowywali napisy?

-         Zamalowali i jest spokój.

-         Nigdzie się tak nie dzieje, na zamalowanych pojawiają się nowe napisy.

-         Zmobilizowaliśmy policję i tzw. czynnik społeczny. Daliśmy im listę miejsc, gdzie najczęściej grafficiarze mazali po ścianach. Jeżeli patrole kogoś złapały, podawaliśmy informację do prasy. Z nazwiskami. Choć mogliśmy mieć za to proces. Czy trzeba lepszej reklamy naszej skuteczności?

-         To bieganie za grafficiarzami okazało się skuteczne?

-         Pomógł nam monitoring. Mamy 36 kamer i ciągle zmieniamy ich położenie, montujemy też atrapy. Nie tak dawno młodzi ludzie postanowili sprawdzić skuteczność tego monitoringu. Tu, w centrum, jeden z nich zdjął spodnie i wypiął się do kamery, jeszcze nie zdążył ich założyć, a już miała go policja.

-         W mieście przybywa stale reklam. Czy ma Pan jakiś sposób na brzydkie reklamy?

-         Właściciele brzydkich szyldów są wzywani na rozmowy, w czasie których staramy się namówić na zmianę reklamy.

-         Ale kto decyduje o tym, czy dana reklama jest ładna, czy nie?

-         Powołaliśmy w tym celu komisję ds. estetyki miasta, której członkowie (najlepsi plastycy i architekci) nie tylko typują nieudane szyldy, ale także prowadzą rozmowy, o których wcześniej mówiłem. Spotykają się co miesiąc, mają dbać nie tylko o wygląd reklam i elewacji, ale też o oświetlenie i zieleń. Wydają opinie o projektach przystanków, kiosków itp. Jeśli uznają, że szyld, budka z hot dogami czy płytami lub jakimkolwiek towarem nie pasuje do miejsca, w jakim się znajduje, jest podstawa, by to „zjawisko” usunąć. Kilka takich koszmarnych bud kazałem zlikwidować.

-         A jeśli ktoś ma umowę i płaci?

-         Nie przedłużamy jej. A tym, którzy mają ważne umowy, udowadniamy, że szpecą miasto. Gdy nie chcą zrezygnować, kierujemy sprawy do sądu, gdzie powołujemy się na uchwałę o utrzymaniu czystości i estetyki Brzeska. Przedstawiamy w sądzie zdjęcia, opinie komisji ds. estetyki. W 60% już nam się udało wygrać.

-         Obejrzeliśmy ściany i szyldy, teraz spójrzmy pod nogi.

-         Miejskie ulice sprząta miejska spółka, a zarządcy nieruchomości wybierają swoje firmy sprzątające. Dzięki konkurencji dziś opłata za wywóz śmieci spadła w Brzesku do poziomu niż 15 lat temu. I jeszcze coś: jak najwięcej koszy i słupów ogłoszeniowych. Wtedy nikt nie nalepia na rynnach, że uczy języka lub sprzeda rower. Do prac porządkowych zatrudniamy bezrobotnych, zalegających z opłatami za czynsz w mieszkaniach komunalnych, także skazanych za drobne przestępstwa. Ktoś np. jechał pijany na rowerze i dostaje sto godzin prac publicznych. Podpisaliśmy umowę z sądem i tacy skazani odpracowują wyrok. Trzeba tylko dać im narzędzia do sprzątania, które i tak są w spółkach komunalnych. Potrzebne jest też ubranie robocze i osoba do nadzorowania. Wymienione osoby sprzątają ulice i przystanki, porządkują place po imprezach, zamiatają ulice, czyszczą przystanki, myją autobusy, odśnieżają.

-         A co ze śmieciami wyrzucanymi np. nad Uszwicę, podrzucanymi do lasów?

-         Sprawdziliśmy, w których firmach, barach, restauracjach i domach jednorodzinnych mają podpisane umowy na wywóz śmieci. Większość nie miała. Wysłaliśmy więc pracowników do każdego z tych miejsc z projektem umowy. Pracownik tłumaczył, że jej podpisanie to obowiązek.

-         Pana sposób na sprzątanie miasta to prośba i groźba?

-         Właśnie nie! Najważniejsze, że zmienia się świadomość ludzi. Udaje mi się przekonywać brzeszczan, że sami są odpowiedzialni za wygląd miasta. Przepraszam, ale kończmy rozmowę, bo muszę jeszcze sprawdzić stan innych części miasta.

Wiem, wiem, Szanowny Czytelniku, już dawno zorientowałeś się, że cała ta rozmowa to wytwór mojej fantazji. Jednak nie do końca. W rzeczywistości miała miejsce, tylko rozmawiali Danuta Majka z Tadeuszem Ferencem, a całość dotyczyła Rzeszowa, którego ostatni z rozmówców jest prezydentem od roku 2002 (w ostatnich wyborach poparło go 77% głosujących, znany jest m.in. z tego, że codziennie objeżdża Rzeszów i sprawdza, co trzeba poprawić). Mam nadzieję, iż Pan Burmistrz oraz PT Czytelnicy wybaczycie mi tę mistyfikację (dokonałem tylko niewielkich zmian), natomiast oryginalny tekst wywiadu z prezydentem Rzeszowa zatytułowany „Najczystsze miasto w Polsce” można znaleźć w „Gazecie Wyborczej” z dnia 6 kwietnia 2007 roku. 

Wielu ludzi odniosłoby sukces w małych rzeczach, gdyby nie przeszkadzały im w tym wielkie ambicje. (Henry Wadsworth Longfellow) 

          Od kilku lat miasto i gmina Brzesko starają się (jak do tej pory skutecznie) pozyskać fundusze europejskie, aby przy ich pomocy nadrobić duże braki i opóźnienia infrastrukturalne, których zniwelowanie może w przyszłości zaowocować przyciągnięciem do naszego grodu nowych inwestorów. Jest oczywiste, że z nimi pojawią się szanse na dalszy rozwój Brzeska i gminy, co ma wielkie znaczenie także dla poprawy standardu życia mieszkańców. To są owe wielkie ambicje, którym życzę szczęśliwego finału, zdając sobie jednocześnie sprawę, że przyjdzie nam na niego poczekać przynajmniej kilkanaście lat.

          A jak z sukcesem w tych małych, ale jakże istotnych rzeczach, ot choćby w rozwiązywaniu problemów, których dotyczyła rozmowa redaktor Danuty Majki z prezydentem Rzeszowa? Czy wielkie zamierzenia, nie odsunęły na dalszy plan tych niezbyt widowiskowych, bo szarych, żmudnych i w zasadzie nieciekawych w swej codzienności działań? Ileż to razy nasłuchaliśmy się i naczytaliśmy – m.in. w BIM-ie – o wyróżnieniach, tytułach, „przejrzystościach”, medalach oraz dyplomach uznania dla gminy i jej włodarzy za sukcesy osiągnięte, powiedzmy to sobie szczerze, jednak dzięki unijnemu wsparciu (nie mam zamiaru owych sukcesów deprecjonować, wprost przeciwnie, gratuluję), ale czy zdarzyło się w tym czasie, aby ktoś przyznał naszemu miastu jakieś odznaczenie, pochwalił na łamach małopolskiej prasy, że o centralnej nie wspomnę, zrobił program choćby do krakowskiej TV Kroniki, doceniając czystość ulic, estetyczny wygląd domów, przestrzeganie ładu i porządku komunikacyjnego nie tylko w centrum, lecz także poza nim, uporządkowane brzegi Uszwicy, itd. itp.?

          Przypomnę, że 94% rzeszowian uznało swoje miasto za najczystsze w Polsce; nie wiem, jak wielki byłby odsetek mieszkańców Brzeska, gdyby mieli ocenić pod tym kątem własny gród, ale patrząc na dzisiejszą rzeczywistość, chyba nietrudno się domyślić, że niewielki, choć bardzo chciałbym się mylić.

          Na marcowej sesji radny Józef Kubas zwrócił uwagę burmistrza na to, że mieszkańcy Brzeska zauważają totalne zaśmiecenie terenów wokół: *Sklepu Carrefour przy ul. Królowej Jadwigi *Sklepu Lidl i stacji benzynowej Statoil przy ul. Kościuszki. („Interpelacje radnych”, BIM marzec 2008). Radny dodał, iż śmieci te, to pozostałość z jesieni 2007 roku. Ucieszyłem się, że tylko te dwa miejsca - na tyle możliwych – są zaśmiecone, a pozostałe części miasta to oazy ładu i porządku, gdyż nikt z pozostałych członków Rady Miejskiej nie wnosił większych zastrzeżeń do stanu „podległych” mu terenów. Owszem, zasygnalizowano potrzebę poprawienia ustawienia kilku znaków drogowych, położenia tu i ówdzie nakładek bitumicznych, posprzątania śmieci na zieleńcu przy rondzie, załatwienia obniżenia wystających z jezdni studzienek kanalizacyjnych czy załatania dziury, jaka już dłuższy czas „prześladuje” kierowców jeżdżących ulicą Browarną, ale nikt nie odniósł się do ogólnego stanu „swojego” terenu. Przejrzałem protokoły z posiedzeń Rady Miejskiej od roku 2002, dostępne na stronie internetowej Urzędu (www.brzesko.pl); co roku były zgłaszane postulaty, czyli zwracanie uwagi na detale (nie podważam ważności owych detali), jednak z pominięciem oceny, jak prezentuje się całość. Nie wiem, jakie stanowisko wobec tych tegorocznych interpelacji radnych zajął burmistrz Wawryka, bo przynajmniej w zamieszczonym w internecie protokole z sesji, jego odpowiedzi nie znalazłem.

          Mnie zastanowiło jedno, a mianowicie, aby coraz bardziej coś zwracało uwagę – czy tylko w Brzesku? – musi to być totalne (np. zaśmiecenie), ogromna ilość (np. śmieci) lub często powtarzającymi się przypadkami (np. palenie śmieci w centrum miasta). Widać, że mniejsze ilości i rzadziej występujące, nie robią żadnego wrażenia, po prostu „normalka”! Sformułowania napisane pochyłym drukiem zostały użyte przez radnych („Interpelacje radnych”, BIM marzec 2008). Gdybyśmy teraz te słowa bezkrytycznie odnieśli do naszych domostw, wynikałoby z nich, że zabieramy się do sprzątania dopiero wtedy, kiedy uzbiera się ogromna ilość śmieci lub kiedy jest totalnie brudno, a w dodatku musi się często powtarzać! Nie mam wątpliwości, iż ani na co dzień, ani od święta tak nie postępujemy we własnej „zagrodzie”. A czy miasto ze swoimi osiedlami, ulicami, budynkami nie jest także naszym domem, tyle tylko, że trochę większym i inaczej wyglądającym? Zmarły niedawno znakomity pisarz Ryszard Kapuściński, na podstawie obserwacji i doświadczeń zbieranych niemal na całym świecie, stwierdził, że wartość społeczeństwa mierzy się nie wyczynami poszczególnych jednostek, ale jego zdolnością do działania jako całości. Warto te słowa wziąć sobie do serca.

          Jeśli przez tyle lat problem dbania o czystość Brzeska był traktowany od interpelacji do interpelacji (z nadzieją, że może ktoś coś z tym zrobi), czyli, nie boję się użyć tych słów, właściwie po macoszemu, to chyba NAJWYŻSZY CZAS, żeby TO ZMIENIĆ. Rzeszów zaczął od uchwały (aktu woli ciała kolegialnego, jakim jest np. rada miejska, wytyczającego obowiązujące dyrektywy działania np. dla organów samorządowych i członków danej społeczności, a przestrzeganie owych dyrektyw można egzekwować nawet na drodze sądowej) o utrzymaniu czystości na swoim terenie i następnie KONSEKWENTNIE ją (uchwałę) realizuje; o efektach takiego postępowania napisałem na początku. Brzesko takiej uchwały nie posiada (przejrzałem wszystkie od roku 2002, jakie znajdują się na internetowej stronie miasta, a jeśli takowa została uchwalona wcześniej, to jest „martwa”, czyli jakby jej nie było; przecież działanie kogoś lub czegoś poznaje się po skutkach, a nie po samym fakcie istnienia). A może celowo tym się nie zajmowano, bo już 200 lat temu cytowany wcześniej autor „Fausta” spostrzegł, że każde rozwiązanie problemu jest nowym problemem, po co je zatem mnożyć? 

Co skraca mi czas? – Działanie! Co wydłuża go niemiłosiernie? – Bezczynność! (Johann Wolfgang Goethe) 

          Zobaczmy, jak na dzień dzisiejszy prezentują się zwłaszcza te okolice miasta, o których można poczytać w internecie, a wypowiadają się o nich niezadowoleni mieszkańcy Brzeska.

          Dworzec kolejowy wraz z „przyległościami”: ciasnota, brud i nieporządek, dla miasta z aspiracjami „wspaniała” wizytówka, przykład wieloletniej bezsilności różnych decydenckich szczebli. Skrzyżowanie „pod Strażą”: (www.brzesko.pl) Referat GkiOŚ w dniu 8-4-2008 o 15:19:07, Odpowiedź na wpis „Pablo 7”: Poruszony problem związany z funcjonowaniem sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu ulic Legionów Piłsudskiego i Solskiego został zgłoszony do zarządcy drogi tj. Zarządu Dróg Wojewódzkich w Krakowie. I już się lżej człowiekowi zrobiło na sercu, że problem został zgłoszony, bo mógł na przykład pozostać bez żadnej reakcji, choćby ze względu na złego adresata. W podobnym tonie utrzymane są odpowiedzi na wielokrotne interwencje mieszkańców dotyczące stanu technicznego owego skrzyżowania. Zresztą owych zgłoszeń, przekazywań, pism, monitów i zawiadomień w innych sprawach też jest niemało, często bez żadnych efektów, o czym świadczą ponowne interwencje mieszkańców; poczytajmy choćby internetową stronę Urzędu Miejskiego w Brzesku.

          Przy okazji powyższa sytuacja, ta ze światłami na skrzyżowaniu, pokazuje jeden z wielu absurdów, z jakimi przychodzi nam się spotykać na co dzień, a mianowicie z tym, że drogi przechodzące przez Brzesko mają aż trzech właścicieli: miasto, powiat i województwo (kraj), stąd takie sytuacje jak wyżej, bo gdzie kucharek sześć... Wypada w tym miejscu zaapelować do naszych brzeskich posłów, aby korzystając z działalności „komisji Palikota”, zwrócili uwagę na konieczność sensownego rozwiązania tego stanu, bo przecież dotyczy on nie tylko Brzeska. Jeśli miasto ma za coś odpowiadać i skutecznie reagować, to MUSI Być tego czegoś GOSPODARZEM.

          Wyjazd z ul. Sienkiewicza na ul. Kościuszki, czyli okolice poczty. Nadal trzeba uważać na stojące po prawej stronie ul. Sienkiewicza samochody, ponieważ płatną strefę parkingową doprowadzono prawie do samego skrzyżowania, chociaż przepisy kodeksu drogowego stanowią, że parkować można nie bliżej niż 5 m od przejścia dla pieszych i od skrzyżowania, ale kto by się tam przejmował jakimiś przepisami? Często ktoś „wciska” jeszcze samochód pomiędzy linię parkowania a pasy oznaczające przejście, tym samym część tego ostatniego skutecznie blokując. Paranoja.

          Nareszcie przy skrzyżowaniu ul. Wyzwolenia z ul. Kościuszki postawiono znak pokazujący, do którego miejsca wolno parkować pojazdy mechaniczne, aby nie zasłaniały widoku chcącym włączyć się do ruchu od strony ul. Wyzwolenia, jednak zapomniano zamalować narysowany na jezdni poprzedni zasięg strefy parkowania. Wprawdzie znak drogowy jest ważniejszy, ale... kierowcy nadal zatrzymują się „po staremu”. Podobna sytuacja tuż przy stacji benzynowej Statoil. Po obu stronach wąskiej dojazdowej jezdni do sklepu Lidl znaki zatrzymywania się i postoju, ale widać nie dotyczą one TIR-ów, które często tam stoją, znacznie utrudniając dojazd do stacji i sklepu. Czyżby brak reakcji policji na te ewidentne wykroczenia był spowodowany obawą, że mandatowe rozwiązanie tych problemów stworzy jakieś następne problemy? A może już został wyczerpany limit bloczków mandatowych na ten rok?

          Nie wiem, czy w tegorocznych planach przewidziano wymianę na nowe wyblakłych znaków drogowych oraz pomalowanie często przyrdzewiałych słupków, na których się one znajdują, a jest tego wcale niemało, czy zostanie zachowane status quo. W każdym razie na pewno nie poprawiają, znajdując się w takim stanie, estetyki miasta.

          Tadeusz Ferenc radził m.in., żeby postawić w mieście jak najwięcej koszy i słupów ogłoszeniowych. Moim zdaniem, z tym nie jest w Brzesku najlepiej. Oczywiście, nasze miasto nie dorównuje wielkością Rzeszowowi, zatem ilość pojemników na śmieci oraz miejsc, gdzie można nakleić ogłoszenie, powinna być proporcjonalnie mniejsza.

          W samym centrum, tam gdzie tzw. Planty, koszy nie brakuje, chociaż stan niektórych z nich wymaga solidnego odrdzewienia i pomalowania (czyżby owa rdza pojawiła się nagle?). Posiada je także w wystarczającej ilości ul. Głowackiego, ale już ul. Kościuszki, mniej więcej od siedziby MOK-u w kierunku Krakowa, jest ich pozbawiona. Czyżby korzystający z tamtych okolic zdeklarowali się, że nie będą śmiecić? Przy tej ostatniej ulicy, tuż za Plantami, szczególną uwagę zwracają trzy budynki, a zwłaszcza chodnik obok dwóch i ściana jednego z nich; widać są one świadectwem jakiegoś ostrego konfliktu, którego jedną ze stron są sympatyczne skądinąd gołębie. Ale dlaczego ptaki te „uwzięły się” na siedzibę banku i budynek z nim sąsiadujący oraz znaną w Brzesku ciastkarnię, wyrażając w dość spektakularny sposób swój stosunek do nich, nie wiadomo. Widać każde miasto musi mieć swoje tajemnice.

          Przy ruchliwej ul. Ogrodowej kosze w wystarczającej ilości wprawdzie są, ale tylko po jednej stronie, czyżby druga była nieuczęszczana? Podobna sytuacja ma miejsce z rozmieszczeniem koszy przy ul. Mickiewicza. Sprawia to wrażenie, jak gdyby stawiający je dawał do zrozumienia, iż chcący wyrzucać śmieci powinni poruszać się chodnikiem z koszami, dla pozostałych jest druga strona. A jakby przyszła im do głowy w sumie  głupia chęć wyrzucenia np. opakowania z lodów nie na chodnik, ale jednak do kosza, muszą za karę pofatygować się na drugą stronę ulicy. I słusznie, bo głupie pomysły należy zwalczać wszelkimi możliwymi sposobami, także takimi. A może, przyjmując spiskową teorię dziejów, coś za takim usytuowaniem koszy się kryje? Ulica Okocimska – uczęszcza tamtędy przez większą część roku sporo młodzieży do ZSP Nr 2 – pojemników na śmieci właściwie nie ma, poza chyba jednym, znajdującym się obok domu, w którym mieszka obecna pani radna. Widać postawiono tam kosz celowo, żeby zapobiec jej interpelacjom w sprawie braku tych pożytecznych przedmiotów przy tej ulicy. Bardzo długa ul. Solskiego jest ich praktycznie pozbawiona, bo 2 lub 3 pojemniki to ilość śladowa. Wprawdzie papiery nie leżą (choć kosza ani jednego) na rozległym parkingu przy basenie BOSiR-u, za to pełno tam niedopałków papierosów. To zrozumiałe, że po wielkiej przyjemności, ale i wielkim wysiłku, jakim jest pływanie, należy się płucom zadośćuczynienie, jednak gospodarz tego obiektu powinien przynajmniej dać szansę, żeby resztki „płucnego balsamu” znalazły godne dla siebie miejsce.

          Słupów ogłoszeniowych jest w mieście kilka, ale wydaje się, że jeszcze dwa lub trzy więcej bardzo by się przydały. Inna sprawa, to wygląd „substancji” na nich naklejonej. Podarte, postrzępione, zwisające, brudne, o treściach często mocno zdezaktualizowanych plakaty i ogłoszenia uroku tym miejscom na pewno nie przydają. A skoro wspomniałem o plakatach; po nich widać, że przynajmniej dwa, może nawet trzy osiedla przygotowują się do nowych wyborów (czyżby przyspieszonych lub uzupełniających?) chyba rad osiedlowych, no bo jak inaczej można interpretować pojawienie się podobizn kandydatów na słupie ogłoszeniowym (Os. Zielonka) czy lampach, a zwłaszcza transformatorowniach (Os. Jagiełły) i słupach elektrycznych naprzeciw budynku poczty przy ul. Kościuszki? Czemu jednak są to podobizny trochę wyblakłe? Czyżby kandydaci tak widzieli swoje szanse?

          Zdecydowanie za mało jest tablic ogłoszeniowych. A powinny znajdować się w różnych częściach miasta i być ogólnie dostępne, żeby nie trzeba było naklejać ogłoszeń np. na rynnach, słupach elektrycznych, drzewach, drzwiach do kiosku czy innych miejscach zupełnie do tego nie przeznaczonych. Zastanawia mnie brak dużej, odpowiedniej do roli, jaką pełni ta instytucja, może nawet nocą podświetlanej, tablicy ogłoszeniowej przeznaczonej wyłącznie na użytek MOK-u, a znajdującej się przy jego siedzibie. Wprawdzie informacje są przez tę szacowną instytucję upubliczniane, jednak czy ich naklejanie na szybach jest estetyczne, to już kwestia dyskusyjna. A może brak owej tablicy spowodowany jest obawą o zagrożenie konkurencyjnością z dość sporych rozmiarów reklamą Szkoły Wyższej im. Bogdana Jańskiego?

          Pisząc ten tekst, chciałem zwrócić uwagę na to, że do rzeczy wielkich dochodzi się poprzez małe, duży sukces osiąga się często małymi, ale systematycznie robionymi krokami. Dopóki my sami nie dostrzeżemy w braku estetyki, bałaganie i brudzie problemu, to wszelkie wysiłki władz, nawet najbardziej spektakularne, mogą dać jedynie chwilowy efekt. Jeśli najmniejsze nawet śmieci nie będą wyrzucane tylko do koszy, ogłoszenia naklejane w miejscach do tego przeznaczonych, znaki drogowe będą zamalowywane różnego rodzaju napisami i niszczone itp. itd., a na dzień dzisiejszy jest z tym w Brzesku różnie, to nie liczmy, że zasłużymy na takie wyróżnienie, jakie spotkało nieodległy przecież Rzeszów. Poza tym, każdy kosz, znak drogowy, każda tablica kosztują. Kosztują, i to niemało, nie „onych”, lecz nas.

          Nie czekajmy zatem na taką reakcję władz jak w Rzeszowie, choć na ZDECYDOWANE, a przede wszystkim KONSEKWENTNE DZIAŁANIA przyszedł chyba czas, lecz już teraz – zwracam się niniejszym do WSZYSTKICH mieszkańców Brzeska – czyńmy wysiłki, na miarę każdego z nas, aby nasze miasto piękniało z dnia na dzień, a ponoć nic nie jest przyjemniejsze niż sukces osiągnięty własną pracą. Nie oglądajmy się na innych, bo wytrwali ludzie zaczynają swe sukcesy tam, gdzie inni kończą na niepowodzeniu. (Edward Eggleston)

Jacek Filip

czerwiec, 2008