Zamach na barona Jana Goetza-Okocimskiego - sprawozdanie z procesu
O zamachu na życie barona Jana Goetza pisał kronikarz brzeski Jan Burlikowski w „Kronika Miasta Brzeska 1385-1944”. Wspomina także o nim Jan Maria Włodek w „Goetz-Okocimscy. Kronika rodzinna 1590-2000”. Czytelnicy portalu mogli zapoznać się także z artykułem Jerzego Reutera "Zamach na barona Goetza", przedrukowanym za zgodą autora na portalu brzesko.ws w październiku 2010 r. Wokół tego ostatniego artykułu wywiązała się dyskusja czytelników portalu, spowodowana głównie niezbyt rzetelnym podejściem jego autora do podawania i weryfikacji źródeł z jakich korzystał pisząc swój artykuł., czytaj -->>
Dlatego zachęcam wszystkich zainteresowanych historią zamachu i towarzyszącym mu wydarzeniom do zapoznania się z relacjami korespondenta "Gazety Lwowskiej" z procesu sądowego, którym żyli mieszkańcy Galicji (i nie tylko) przed 112. laty.
Relacje z procesu sadowego i następujących po nim posiedzeniach odwoławczych, przeczytać możemy dzięki Mariuszowi Gałkowi, który odnalazł je w archiwach bibliotek cyfrowych.
Zbigniew Stós marzec 2013 r.
Odczytanie aktu oskarżenia i przesłuchanie obwinionego Teofila Sikory Kraków, 26 lutego. (Telefonem). Przed trybunałem przysięgłych rozpoczęła się dzisiaj rozprawa o głośny napad na p. Jana Goetza w Okocimiu. Na ławie oskarżonych zasiadają: 1. Teofil Sikora, 19 lat, ur. w Gawłuszowicach, uczeń VII. kI. gimnazyalnej w Tarnowie; 2. Antoni Kędzior, 22 lat, urodzony w Swięcianach, nauczyciel ludowy w Dzianiszu; 3. Józef Cziżek, lat 19, ur. w Wiedniu, nauczyciel ludowy w Cięcinie pod Żywcem; 4, Stanisław Styliński, lat 21, urodzony w Tarnowie, ukończony uczeń seminaryum nauczycielskiego w ostatniem czasie praktykant szlifierski w Tarnowie. Piersi dwaj Sikora i Kędzior obwinieni są o zbrodnię rabunku i usiłowanego morderstwa, tudzież o przekroczenie zakazu niedozwolonego noszenia broni; dwaj drudzy Cziżek i Styliński o współwinę w zbrodni rabunku i współwinę w zbrodni usiłowanego morderstwa. Rozprawie przewodniczy radca Katyński; oskarżenie wnosi prokurator radca dr. Kazimierz Czyszczan; ławę obrońców składają: dr. Goldhammer z Tarnowa, dr. Szalay, dr. Abłamowicz i dr. Włodzimierz Lewicki. Akt oskarżenia uzasadnia oskarżenie w sposób następujący: Dnia 3 listopada 1900 około godziny 10 przed południem zauważył służący Jan Kubala w korytarzu prowadzącym do biura pana Goetza w browarze Okocimskim, dwóch nieznajomych młodzieńców, którzy rozglądali się dokoła. Kubala, który właśnie miał doręczyć pocztę p. Goetzowi, domyślając się, że nieznajomi chcą mówić z właścicielem browaru, wszedł do biura a oddawszy listy zawiadomił p. Goetza, że dwóch panów czeka w przedpokoju. Na stosowne polecenie swego pana wpuścił owych młodzieńców do kancelaryi, sam zaś poszedł na pocztę. Kiedy owi nieznajomi (Sikora i Kędzior) weszli do pokoju, p. Goetz zbliżywszy się zapytał, czego sobie życzą. Na to oświadczył Sikora, upewniwszy się wprzód, że mówi z panem Goetzem, iż przyszli w ważnej sprawie, że są wysłannikami "rządu narodowego", który na różnych obywateli nakłada podatek i że "rząd" ten wymierzył p. Goetzowi podatek w wysokości pół procent całego jego majątku. Sikora dodał, że są do odbioru tej sumy oraz do pokwitowania upoważnieni, a zarazem powoływał się na dawniejszą rozmowę p, Goetza z wysłannikiem ich, który miał żądać przed rokiem takiego podatku od p Goetza oraz na list w tej sprawie. P. Goetz odrzekł, że nie zna żadnego „rządu narodowego" oraz, że podobnej rozmowy lub listu sobie nie przypomina i żądał od przybyszów wyjaśnień co do tego „rządu” , jego siedziby a przedewszystkiem co do osób nieznanych mu „wysłanników" tego „rządu". Na to odpowiedział Sikora, że nie mogą co do siebie udzielić wyjaśnień, gdyż jest to tajemnicą, a wskazując na towarzysza objaśnił p. Goetza, ze to jest „porucznik żandarmeryi rządu narodowego" oraz, że cele tego rządu są ogólno - patryotyczne, podniesienie handlu i przemysłu w kraju, a przedewszystkiem odzyskanie utraconej wolności. Wtedy p. Goetz zapytał ironicznie Sikory, czy mają przy sobie gotowe oszacowanie jego majątku, na co Sikora odrzekł, że to oszacowanie zaraz przeprowadzą. I pokwitowanie na otrzymaną sumę wystawią. Na to powtórzył raz jeszcze p. Goetz, że żądanie jakiegoś podatku jest dlań niezrozumiałem, że o żadnym "rządzie narodowym" nic nie wie i zbliżywszy się do swego biurka, ruchem ręki, którego Sikora i Kędzior zauważyć nie mogli, przycisnął guzik dzwonka elektrycznego. Na głos dzwonka przyszedł służący Wacław Węgrzyn, któremu p. Goetz kazał przywołać inspektora browaru Tadeusza Narzymskiego. Po oddaleniu się Węgrzyna, oświadczył p. Goetzowi Sikora, że do jego biura nikt wchodzić nie może, ani też i p. Goetzowi wydalać się nie wolno. Mimoto p. Goetz zbliżył się do drzwi, a słysząc kroki Narzymskiego, zrobił parę kroków do przedpokoju. Kędzior poszedł za p. Goetzem, a Sikora zawołał na p. Goetza z kancelaryi by wrócił, bo inaczej mogą być z tego smutne następstwa. P. Goetz rzeczywiście wrócił, a gdy jeden z przybyszów czy też obydwaj oświadczyli, że obecność p. Narzymskiego, który właśnie chciał wejść jest zbyteczna, p. Goetz odparł, że nie rozumie dlaczegoby Narzymski nie mógł być przy ich rozmowie i stojąc w progu kancelaryi mocno wzburzony powiedział do p. Narzymskiego: Poczekaj pan, panowie ci mają prywatny interes. Następnie podszedł p. Goetz ku Sikorze i ofiarował mu pewną kwotę jako datek na drogę. Sikora odmówił a zarazem podniesionym głosem wydał Kędziorowi rozkaz: „Panie poruczniku, proszę stanąć we drzwiach i pana Goetza z kancelaryi nie wypuszczać". Zirytowany tem p. Goetz zbliżył się do stojącego we drzwiach Kędziora z zapytaniem dlaczego by nie mógł wyjść z własnej kancelaryi, a równocześnie spostrzegł znak dany wzrokiem Kędziorowi przez Sikorę. Kędzior ostrzegł pana Goetza przytłumionym głosem: „Na rany Boskie! - proszę nie wychodzić, bo będzie nieszczęście". Wówczas Goetz dał znak palcem Narzymskiemu, stojącemu w przedpokoju, a sam gwałtownym ruchem ręki odtrącił na bok zastępującego mu drogę Kędziora i wpadł do przedpokoju, stąd przez kilka pokoi dostał się do innej kancelaryi i zamknął się. Gdy Goetz wypadł do przedpokoju, rzucił się za nim z wyciągniętą do strzału prawą ręką Kędzior, mierząc z rewolweru. Wówczas Narzymski skoczył za Kędziorem i ująwszy go z tyłu za obie ręce, chciał strzałowi przeszkodzić. Wśród zapasów z Kędziorem znalazł się Narzymski razem z nim - przez kancelaryę dyr. Rossknechta - we własnej kancelaryi, tą drogą bowiem uciekał Goetz. Wtedy dał Sikora biegnąc za nimi pierwszy strzał do uciekającego Goetza, lecz chybił, a widząc, że Narzymski pasuje się z Kędziorem, strzelił drugi raz mierząc w Narzymskiego. Kędzior trzymany wpół przez Narzymskiego przechylił się jakby z obawy przed dalszym strzałem, a w tej chwili dał Sikora strzał trzeci do Narzymskiego i zniknął. Narzymski obaliwszy Kędziora na ziemię wolał o ratunek, na co nadbiegli urzędnicy browarowi i Kędziora ubezwładnili. Prócz rewolweru Kędziorowi odebranego, znaleziono porzucony przez uciekającego Sikorę w kancelaryi Rossknechta rewolwer z trzema wystrzelonymi i trzema niewystrzelonymi nabojami. Przy Kędziorze znaleziono nadto w kieszeni bluzki s z t y l e t i kilka patronów. Sikory nie schwytano. Stwierdzono tylko, że po zamachu był w restauracyi browarnej, gdzie czekał nań trzeci spólnik, z którym uciekli w kierunku Tarnowa; zarządzony zaraz pościg tego dnia nie osiągnął celu. Powyższe szczegóły zamachu stwierdzone są zeznaniami świadków: Goetza, Narzymskiego, Węgrzyna i urzędników Franciszka Orlicza, Feliksa Nieniewskiego, Franciszka Fischingera oraz Jana Malarza. Sikora strzelając trzy razy, zadał Narzymskiemu w okolicę lewej skroni dwie rany kształtu okrągławego, dalej rany na małżowinie ucha lewego i prawego, na prawem licu, jakoteż ranę powierzchowną na przedramieniu prawem, podobną do smugi stalowo czarnej. Te rany postrzałowe uznali lekarze sądowi za ciężkie obrażenia cielesne, pociągające za sobą naruszenie zdrowia i nieudolność do pracy zawodowej przez dni 24. Lekarze orzekli, że kula uderzając w głowę w kierunku stycznym od przodu ku tyłowi, przebiła skórę na czole a ześlizgnąwszy się po kości uszkodziła okostną i wydobyła się w okolicy skroniowej raniąc małżowinę. Prócz tego odniósł Narzymski wśród szamotania się inne lekkie obrażenia. W biurze, w którem padły strzały, stwierdzono ślady od kul na ścianie i drzwiach i znaleziono 3 kule. Kędzior wzbraniał się początkowo wydać swoich wspólników, odmawiając wszelkich wyjaśnień. Z okoliczności jednak, że Sikora uciekł w kierunku Tarnowa, dalej że znalezionego przy Kędziorze zaproszenia na zjazd koleżeński w Tarnowie i t. p., poznano, że Tarnów jest miejscem, w którem zamach ułożono i tam zwrócono się z poszukiwaniami. Przesuwacz wagonów Pilawski zeznał, że dnia 3 listopada z. r. widział, jak o 6-45 rano wsiadło w Bogumiłowicach do pociągu trzech młodzieńców, którzy potem z nim razem w Słotwinie wysiedli i do Okocimia fiakrem pojechali. To i inne poszlaki posłużyły przedewszystkiem do wyśledzenia dnia 4 listopada Cziżeka w Tarnowie, jako tego spólnika zamachu, który czekał w restauracyi w Okocimiu na Sikorę. Ciżek z początku wypierał się, gdy mu jednak przedstawiono obciążające poszlaki przyznał się do winy i wymienił ucznia VII. kl. Sikorę, jako trzeciego spólnika, który był w Okocimiu i zamach wykonał. Ponieważ p. Goetz podał, ze Sikora nie miał na sobie podczas napadu munduru szkolnego, badany w tym względzie Cziżek, zeznał, że noc bezpośrednio przed zamachem przepędzili u Stylińskiego, który dostarczył Sikorze ubrania. Aresztowano więc Cziżka, Sikorę i Stylińskiego. W Sikorze poznał wspomniany przesuwacz wagonów stanowczo jednego z widzianych wówczas 3 młodzieńców. Śledztwo sądowe wykazało dalej: Józef Cziżek, syn krawca w Wiedniu, wychowywany od dziecka w domu stryja Wacława, pakiera w Tarnowie, po ukończeniu szkół ludowych, uczęszczał 5 lat do seminaryum tamże i zdał egzamin na nauczyciela ludowego. W seminaryum kolegował z Kędziorem i Stylińskim, z tym ostatnim był w ścisłej przyjaźni. Przez nich zapoznał się z Sikorą. - W sierpniu 1900 objęli posady nauczycieli ludowych: Cziżek w Cięcinie, Kędzior w Dzianiszu. Styliński miał również egzamin dojrzałości w seminaryum, lecz porzucił zawód nauczycielski, a wstąpił na praktykę nożowniczo-szlifierską w zakładzie nożowniczym szwagra Dudzińskiego w Tarnowie. Jeszcze w lecie 1898 r. wciągnął Sikora Cziżka w rzekome wyżej wspomniane tajne stowarzyszenie, a objaśniwszy go o organizacyi i zadaniach tego rzekomego stowarzyszenia, odebrał pewnego dnia w polu od Cziżeka przysięgę i zobowiązał do bezwzględnego dla siebie posłuszeństwa. Następnie dla zaprawienia Cziżka w odwadze i posłuszeństwie wysyłał go w ciągu r. 1898 kilkakrotnie w odludne miejsca - nieraz w nocy z rewolwerem na warty. W grudniu 1898 r. oświadczył Sikora Cziżkowi, ze rząd narodowy nałożył na p. Goetza podatek na cele narodowe i wysłał go do Goetza, aby ten podatek ściągnął. Rzeczywiście 2 lub 3 grudnia był Cziżek u p. Goetza w Oświęcimiu i przedstawiwszy się jako członek rządu narodowego żądał pieniędzy. Goetz. odprawił go z niczem. Cziżek otrzymał od Sikory naganę za złe wywiązanie się z misyi. Przez cały rok 1899 i pierwszą połowę r. 1900 wtajemniczał go Sikora często w różne szczegóły stowarzyszenia, opowiadał o rządzie narodowym, o żandarmach tego rządu i t. p., trzymał jednak zawsze przed Cziżkiem w tajemnicy nazwiska innych członków. Raz, aby nadać temu większą wiarygodność, przedstawił Cziżka w czerwcu r. z. u Stylińskiego, jakiejś zamaskowanej osobie, jako jednemu z przełożonych owego tajnego rządu. Równocześnie żył Sikora w bliższych stosunkach z Kędziorem. Pewnego dnia w czerwcu r. z. po zdaniu przez Kędziora egzaminu, przedstawił mu Sikora podczas przechadzki po Tarnowie, że Götz ma bardzo znaczny majątek i że wartoby dla polepszenia sobie bytu materyalnego większą sumę na własne potrzeby od niego wyłudzić, możnaby udać się do Okocimia i zagrożeniem Goetzowi rewolwerem do wydania znaczniejszej sumy zmusić. Ten projekt podobał się Kędziorowi. Już wówczas mieli plan ten wykonać, lecz z niewiadomych powodów odłożyli go na później. Tymczasem Kędzior i Cziżek objęli swe posady. W drugiej połowie października otrzymali Kędzior i Cziżek zaproszenia na urządzony staraniem Stylińskiego zjazd koleżeński do Tarnowa na 2 listopada 1900 r. Dnia 20 października otrzymał Cziżek w Cięcinie list od Sikory z wezwaniem, aby w sprawie zegarka, który u niego dawniej Cziżek był zostawił, przybył koniecznie na 2go listopada do Tarnowa. Cziżek odpowiedział, że dla tak błahego powodu nie będzie płacił znacznych kosztów podróży i nie przyjedzie. Na to otrzymał drugi list z tem samem wezwaniem i dopiskiem: "Spodziewam się, że nie odmówisz mej prośbie, bo ja w takich razach nie umiem żartować". Cziżek postanowił pojechać, sądząc, że chodzi tu o tajne stowarzyszenie, choć nie miał zamiaru brać udziału w zjeździe koleżeńskim. Stosownie do polecenia Sikory w tym samem liście zawartego, wezwał Cziżek listownie Kędziora na 2go listopada do Tarnowa i otrzymał od niego 29 października korespondentkę: „Kochany kolego! Napisz, czy to jest rozkaz, gdyż nie wiem, czy to będzie uskutecznione. Twój Antoni Kędzior". Kartka ta znajduje się w aktach. Nie zdążył już od powiedzieć. Prócz tego otrzymał Kędzior wprost od Sikory podobne wezwanie z wyznaczeniem schadzki 2 listopada o g. 9 wieczorem w Tarnowie w ulicy Chyszowskiej, (w liście do Kędziora napisał Sikora wyraźnie o co chodzi) celem wzajemnego omówienia sprawy wydostania pieniędzy od Goetza. Cziżek, mimo trudności uzyskania urlopu, przyjechał do Tarnowa 31 go października, zaraz widział się z Sikorą i wezwany został na wspomnianą schadzkę. Nazajutrz był Cziżek u Stylińskiego - Kędzior wyjechał z Dzianisza 1 listopada i zabrał z sobą kupiony przed rokiem u pewnego Słowaka sztylet. Woźnicę, który go wiózł do kolei od Nowego Targu, zamówił na 4 listopada, mówiąc, że tego dnia wróci do Nowego Targu i może kolegę z sobą przywiezie. Przybył do Tarnowa 2go o 6 rano. Sikory nie mógł odszukać, był tylko u Stylińskiego. Do mieszkania Stylińskiego przyszedł także Cziżek. Wszyscy trzej, t. j. Styliński, Kędzior i Cziżek udali się o 2 po południu do sali pod„Gwiazdą" na zjazd. Ponieważ na zjazd przybyło tylko 14 kolegów wymienionej trójki, poszli wszyscy na zaproszenie Stylińskiego do jego mieszkania i tam zjazd koleżeński odbyli, omawiając tylko kwestye, tyczące się stanu nauczycielskiego. - W tem miejscu nadmienić należy, że śledztwo sądowe w tym kierunku najskrupulatniej przeprowadzone, nie wykazało żadnej takiej okoliczności, któraby wskazywała, że inni uczestnicy tego zjazdu w zbrodnicze plany obwinionych byli wtajemniczeni. Około g. 6 wszyscy się rozeszli, Cziżek, Kędzior i Styliński zwiedziwszy cmentarz tarnowski z okazyi „Zaduszek", poszli następnie do restauracyi Kümpfa, a gdy wybiła godz. 8 poszedł Cziżek z Kędziorem na ulicę Chyszowską, na wyznacząną przez Sikorę schadzkę. Po krótkiem czekaniu nadszedł Sikora a nieco później Styliński. Tu omówili bliżej zamach. Po dłuższej tajemniczej rozmowie z Kędziorem oświadczył Sikora Cziżkowi i Kędziorowi, że nazajutrz o godz. 4 rano pójdą wszyscy trzej z Tarnowa do Bogumiłowic pieszo i tam wsiądą do pociągu, gdyż wsiadanie na dworcu w Tarnowie, mogłoby zwrócić czyjąś uwagę i wydać się podejrzanem; w tym celu przenocują u Stylińskiego. Następnie przybywszy koleją do Słotwiny udadzą się do Okocimia i przedstawiwszy się Goetzowi jako wysłannicy „rządu Narodowego" zażądają pół prc. jego dochodów, a gdyby dać nie chciał zagrożą rewolwerem i wymuszą w ten sposób. Aby się na czas obudzić, pobiegł Cziżek do kolegi Krzysztonia i pożyczywszy budzik zaniósł go do mieszkania Stylińskiego, poczem wrócił na miejsce schadzki. Tu już nie było Stylińskiego, który odchodząc obiecał przyjść do restauracyi kołodziejskiej. Ze schadzki poszli Kędzior, Sikora i Czizek po godz. 9 do wymienionej restauracyi przy tej samej ulicy Chyszowskiej, i tam omawiali dalej szczegóły zamachu; w tem przeszkodziło im zjawienie się studenta gimnazyalnego Augustyńskiego, tak, że Sikora musiał dla ukończenia rozmowy Kędziora i Cziżka od stołu odwołać. Około godz. 11 przed północą przyszedł Styliński a rozmówiwszy się na boku z Sikorą wyszedł z nim z restauracyi, i po upływie około pół godziny obaj wrócili. W kwadrans może później opuścili wszyscy restauracyę i odprowadziwszy Augustyńskiego poszli do Stylińskiego spać. O godz. 4 obudzeni budzikiem wybrali się trzej t. j. Kędzior, Sikora i Cziżek w drogę. Sikora wziął na siebie ubranie, paltot i kapelusz Stylińskiego, a od Cziżka czarną krawatkę. Poszli pieszo do Bogumiłowic. Na drodze niedaleko mostu kolejowego nad Białą, wydobył Sikora z kieszeni 2 rewolwery, owinięte w papier, naładował je 6 nabojami, i jeden rewolwer wręczył Kędziorowi. Idąc wzdłuż toru kolejowego tłómaczył Sikora towarzyszom, że rząd narodowy nałożył podatek na Goetza i jego upoważnił do ściągnięcia tego podatku, choćby przemocą. Zarazem zarządził, że on z Kędziorem pójdą do Goetza po pieniądze, a Cziżek ma czekać niedaleko browaru w Okocimiu. Dalej: na wypadek, gdyby Goetz mimo zagrożenia rewolwerem nie dał żądanej sumy, on wraz z Cziżikiem powrócą do Tarnowa, Kędzior zaś miał z rewolwerem w ręku dopóty stać przy Goetzu, dopóki nie upłynie czas wystarczający dla Sikory i Cziżka do ucieczki w bezpieczne miejsce. Sikora polecił wtedy Kędziorowi, aby po upływie tego czasu Goetza zastrzelił, na co Kędzior się zgodził. Z Bogumiłowic pociągiem przybyli do Słotwiny, a stąd fiakrem stanęli około godz. pół do 10 przed południem w Okocimiu Tu wstąpili do restauracyi browarowej, następnie Sikora i Kędzior poszli do Goetza i wykonali zamach w sposób wyżej opisany; Cziżek został w restauracyi. Może w kwadrans po ich odejściu zauważył Cziżek niezwykły ruch na dworze w Okocimiu; w tej chwili wpadł do restauracyi Sikora i kazał mu zaraz opuścić restauracyę, a sam wybiegł po za obręb browaru i uciekał przez pola. Gdy go Cziżek dopędził, opowiadał mu Sikora, że kiedy Goetz uciekł, on chciał strzelić do niego, ale mu się to nie udało, że Kędziora przytrzymano, wtedy on (t. j. Sikora) strzelał do kogoś, lecz sam nie wie do kogo, że kogoś zranił, może przypadkiem i Kędziora. Uciekali obaj przez lasy i pola, przez cały dzień i przybyli o godz. 8 wieczorem do Tarnowa. Sikora poszedł zaraz do mieszkania Stylińskiego i przebrał się w swój mundurek gimnazyalisty; Cziżek wrócił do swego mieszkania. Wieczorem tego dnia widziano Sikorę ze Stylilńskim w restauracyi kołodziejskiej. Nazajutrz 4 listopada r. z. nastąpiło ich przyaresztowanie. Przedstawiony wyżej stan rzeczy oparty jest na szczegółach, podanych przez samych obwinionych Cziżka, Kędziora i Sikorę, oraz na zeznaniach świadków: Tomasza Slusarka (kierownika szkoły w Cięcinie, który kilkakrotnie odmawiał Cziżkowi urlopu), woźnicy Jacentego Kukulaka, Józefa Kołodziejskiego, Macieja Rzeszata, Władysława Augustyńskiego i Wilhelma Krzysztonia. W obec zupełnego przyznania się obwinionych Sikory i Kędziora i w obec schwytania tego ostatniego na gorącym uczynku, wina ich nie wymaga bliższego uzasadnienia. Przyznał się także do winy w zupełności obwiniony Józef Cziżek, który już przed 2 laty, jak to sam przyznał, żadął wśród podobnych okoliczności daniny od Goetza, co Goetz i świadek hr. Artur Siemieński potwierdzili. Jeden Stanisław Styliński wypiera się wszelkiego udziału w zamachu na Goetza, zaprzeczając, jakoby trzej obwinieni w nocy z 2 na 3 listopada u niego nocowali, jakoby pożyczał ubranie Sikorze i w ogóle miał przedtem jakąkolwiek o zamachu wiadomość. To wypieranie się Stylińskiego jest bez znaczenia w obec zeznań współobwinionych, z których wynika, że Styliński od dłuższego czasu żył w bardzo bliskich z współobwinionymi stosunkach, on właśnie zwołał i urządził zjazd kolegów w dniu 2 listopada z. r. w Tarnowie dla upozorowania przyjazdu Cziżka i Kędziora, brał udział we wszystkich schadzkach, udzielił u siebie noclegu obwinionym i pożyczył Sikorze ubranie, wreszcie, że on - jak twierdzi Czizek - dostarczył wówczas rewolwerów Sikorze, gdy z restauracyi kołodziejskiej wyszedł i następnie razem z Sikorą powrócił. Według orzeczenia znawców rusznikarzy rewolwer porzucony przez Sikorę jest bronią najlepszego gatunku, przebijającą grubą deskę na wylot z odległości 10 kroków. Wprawdzie orzekli znawcy, że sprężyna kurka rewolwera odebranego Kędziorowi, jest popsutą, - okoliczność ta jest jednak bez znaczenia, w obec tego, że spólnik jego Sikora miał broń znakomitą, i że nawet rewolwerem niezdatnym do strzału i nie nabitym można skutecznie nabawić strachu osobę zagrożoną i gwałtu się dopuścić. Powyższy stan rzeczy, oparty na przyznaniu się obwinionych i stwierdzony wynikami śledztwa, świadczy niewątpliwie o tem, że obwinieni Sikora, Kędzior i Cziżek udali się 3 listopada 1900 do Okocima, celem wykonania rabunku i morderstwa na osobie Jana Goetza, że działali według z góry ułożonego planu, z którym nosili się od dłuższego czasu, że Styliński wtajemniczony w plan dopomógł podobnie jak Cziżek dwom innym do wykonania tej zbrodni. Według planu mieli Sikora i Kędzior przedstawić p. Goetzowi istnienie tajnego rządu narodowego, przez nich zmyślonego i groźbą wymierzonego mu rzekomo przez ów rząd podatku, zmusić go do wydania im znaczniejszej kwoty pieniężnej na ich własne potrzeby, a gdyby to nie, poskutkowało zagrozić mu rewolwerem. W razie gdyby mimo rewolwerów Goetz jeszcze pieniędzy nie dał, miał go Kędzior z zemsty za to i celem umożliwienia współobwinionym ucieczki - zamordować. Plan ten wykonali rzeczywiście Sikora i Kędzior uzbroiwszy się w rewolwery i sztylet. Kędzior chciał strzelać do uciekającego Goetza, a gdy mu Narzymski wtem przeszkodził, strzelił do Goetza Sikora. Oskarżenie jest zatem uzasadnione. Kraków, 26 lutego. (Tel. pryw.). Rozprawa o napad na p. Goetza rozpoczęła się o godz. 9. Obwinieni weszli do sali rozpraw w asystencyi czterech strażników uzbrojonych w karabiny z nasadzonymi bagnetami. Wylosowano przysięgłych następujących: Antoni Krasucki, lekarz dr. Zygmunt Wąsowicz, Józef Nitsch, Edward Szancer, Jan Okulski, Józef Nowak, Szymon Bieńczycki, Władysław Terpiński, Wiktor Miśkiewicz, Roman Pawłowski, Henryk Trift i dr. Stanisł. Tokarski; zastępca: Juliusz Nittman. - Na rozprawie obecnym jest prezydent sądu karnego p. Morelowski. Jako znawcy lekarze funkcyonują dr. Schaitter i dr. Filimowski. O g. 10 ukończono czytanie aktu oskarzenia. Po odebraniu generaliów, rozpoczął przewodniczący przesłuchiwać osk. Sikorę , który, w bluzce ucznia VII kl. ginmazyalnej, odpowiada głosem spokojnym. Sikora odpiera zarzut dotyczący zbrodni rabunku i usiłowanego morderstwa twierdząc, że ich nie popełnił, a przyznaje się tylko do przekroczenia zakazu noszenia broni. Oskarżony usiłuje zasłaniać się twierdzeniem, jakoby istniał jakiś „rząd narodowy", i jakoby podobne stowarzyszenia tajne były w Tarnowie i w innych miastach kraju. Sikora twierdzi, że do tego stowarzyszenia należeli także Kędzior i Cziżek. Szczegółów nie zamierza podać, bo jest to tajemnica. Zapytany w jaki sposób do tego rzekomego stowarzyszenia przystąpił opowiada, jakoby pewien z członków stowarzyszenia przedstawił mu raz w polu rozmaite patryotyczne cele tego związku i tem go ujął. Cele te były: szerzenie oświaty wśród ludu, popieranie handlu i przemysłu i podnoszenie ducha narodowego. Jako środki były: zebrania 10 członków, czytanie na nich książek i słuchanie odczytów. Sikora twierdzi dalej, że należał do tego rzekomego związku od r. 1898 a Kędzior i Cziżek byli również wtajemniczeni, bo on ich tam wprowadził. Na dalsze zapytania co do zamachu na p. Goetza, opowiada, że w listopadzie 1898 „naczelnik" wezwał go do ściągnięcia od p. Goetza pół prc. podatku z jego całego majątku i do wysłania kogoś w tym celu do p. Goetza. Jeżeliby p. Goetz nie uczynił zadość wezwaniu, natenczas miał wysłany odebrać od niego przysięgę, że nie zdradzi faktu żądania podatku. Wysłany Cziżek nie wywiązał się z zadania i nie odebrał przysięgi, o czem jak opowiada Sikora, złożył raport w maju z. r. „naczelnikowi". „Naczelnik" przybył do Tarnowa i żądał wysłania dwóch ludzi, celem odebrania od p. Goetza podatku. Do tej nowej misyi przeznaczono także Kędziora i Cziżeka, którzy zachęceni patryotyczną przemową zgodzili się wziąć udział. Obwiniony otrzymał 3 rewolwery nabite, aby ewentualnie zagrozić p. Goetzowi, gdyby nie chciał dobrowolnie zapłacić podatku. Sikora opisuje następnie drogę, którą odbywali do Okocimia, opowiada, że gdy p. Goetz nic dać nie chciał, jak tylko zwrócić koszta ich podróży i zamierzał wyjść z kancelaryi, Sikora dał znak Kędziorowi oczyma. Kiedy Kędzior wyjął rewolwer nie widział. Gdy Goetz uciekał, Sikora przestraszony, strzelając wcale doń nie mierzył i do Narzymskiego nie mierzył również. Opowiada dalej o ucieczce z browaru i rzuceniu „pieczęci rządu narodowego" do wody. Następnego dnia aresztowano go. Dalej twierdzi Sikora, że pieniądze od p. Goetza miały być użyte na zakupienie książek i założenie biblioteki. Nie wypierałby się winy - mówi - gdyby był to zrobił z własnej woli, był on jednak tylko prostem narzędziem w ręku innych i słuchał ślepo rozkazów „naczelnika". Twierdzi dalej, że w śledztwie tego wszystkiego nie mówił, bo „nie chciał robić hałasu"; dlatego winę wziął na siebie. Do tego tajnego „stowarzyszenia" należał od 2 lat. Dowiedział się raz, że „rząd narodowy" uformował swą żandarmeryę; wówczas Kędzior otrzymał nominacyę na porucznika. Odebrał wtedy od niego przysięgę w polu. Roty przysięgi dokładnie nie pamięta; była w niej mowa o „Matce Bożej", o „krwi niewinnie mordowanych", o posłuszeństwie naczelnikowi, o „żywocie moralnym". Sikora stanowczo nie może wiedzieć czy wspomniany „rząd narodowy" istniał, ale tak mówił mu „naczelnik". Przewodniczący odczytał zeznania Sikory złożone w śledztwie, z których okazuje się, że tytuł „rządu narodowego" był tylko płaszczykiem, aby pod jego osłoną uzyskać od p. Goetza pewną sumę pieniężną, by jej potem użyć na osobiste potrzeby. Tak zeznał Sikora w śledztwie. Wotant radca Ursel, prokurator i jeden z sędziów przysięgłych, oraz obrońca zadawali Sikorze pytania. Między innemi zeznał jeszcze Sikora, że w domu miał dobre utrzymanie. O godzinie około pół do 1 nastąpiła przerwa w rozprawie. źródło: Gazeta Lwowska, 27 lutego 1901 r. nr. 47 str.3 i 4 (pisownia oryginalna) Przesłuchanie oskarżonych: Antoniego Kędziora i Józefa Ciżkę Przesłuchanie barona Jana Goetza i innych świadków Mowy końcowe prokuratora i obrońców Przed trybunałem kasacyjnym w Wiedniu Rozprawy apelacyjne (Sprawa Kędziora) - ostateczne zamknięcie procesu) |